Polscy żołnierze zajęli z bronią w ręku terytorium innego państwa, okupowali je przez kilka dni, po czym bez strat wycofali się na pozycje własne
Przez wszelkie media przetoczyła się ostatnio fala żartów na temat naszego kolejnego zwycięstwa i wielkości naszej myśli zbrojnej. Polski patrol z bronią długą, obronił czeską kapliczkę i siebie przed próbami zrobienia im zdjęć. Po prostu boki zrywać. Po tym jak wstaliśmy z kolan, to nasz największy sukces militarny w XXI wieku.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Przed głosowaniem pomyśl, czego oczekujesz od państwa
Wszyscy możemy się śmiać, bo na szczęście mamy rok 2020, państwem tym były Czechy, które były naszym sojusznikiem w Układzie Warszawskiem jako Czechosłowacja i są teraz w NATO jako Czechy.
Można się pośmiać, ale z tym ostrożnie.
Tego, że obrona kapliczki do ostatniej kropli krwi, płynnie, nie wiadomo jak i kiedy, przerodzi się w III Wojnę Światową nikt nie oczekiwał. I słusznie.
Co jednak ta cała historia mówi nam o państwie zwanym Polską i tego, w jakim stanie są służby mundurowe?
Dużo i źle.
Jeśli ci żołnierze wmaszerowali na terytorium Czech i rozbili tam biwak z własnej inicjatywy, to to jest katastrofa, a sytuacja jest beznadziejna i nie ma dla nas ratunku. Straciliśmy bowiem kontrolę nad armią: tego, co jakiś sierżant, kapitan, albo major czy generał zrobi, tego nikt nie wie.
Ale bądźmy optymistycznymi pesymistami i załóżmy, że ci żołnierze po prostu wykonywali rozkazy. Tak jak je rozumieli i najlepiej jak umieli.
Jeśli tak, to to jest prawdziwy dramat, a właściwie wstęp do niego. Mamy bowiem dowód bezpośredni na to, że dzisiaj w służbach mundurowych ceni się posłuszeństwo poza granice rozsądku, a krytyczne myślenie i rozumienie rozkazów jest towarem deficytowym.
Widać to zresztą też na ulicach, po tym co robi policja…
PRZECZYTAJ TAKŻE: Bierzesz mandat – luzik. Nie bierzesz – wniosek do Sanepidu
W pierwszym odruchu chciałem napisać nasza policja, ale dla wielu to już nie jest nasza policja, lecz policja tamtych, albo po prostu policja polityczna.
Nie darzę sympatią żadnego z obecnych ministrów, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić ministra spraw wewnętrznych i administracji, który dzwoni do kolejnego komendanta policji z prośbą o interwencję, po której byłoby głośno o brutalności policji, a co w mediach zagłuszyłoby opowieści o kolejnych, z głębi serca, darach władzy dla narodu. On (ten minister) dzwoni i domaga się spokoju na ulicach, a zamiast tego dostaje awantury na ulicach, zaś w mediach hałas.
Policji jakoś inaczej nie wychodzi. Tu pobiją, tam rękę wykręcą albo złamią, a ówdzie przetrzymają na 48 godzin za włamanie, ku oburzeniu wszystkich, tych, co rozwieszają plakaty i jakoś się załapali w te zatrzymania za włamy. Albo w te kary sanepidowskie z automatu, co to w oryginale miały być za uporczywe brudy w piekarniach i rzeźniach, a tak jakoś poszło, że dostają je demonstrujący emeryci i młodzież nie chcący przyjąć mandatu.
Policja chce, żeby było wiadomo, że policja z narodem, a naród z policją przeciwko chuliganom, ale tak dobrze to nie ma.
ZOBACZ TAKŻE: Uwolnić aktywistów, ścigać aferzystów [ZDJĘCIA]
W mediach społecznościowych za to można usłyszeć coraz głośniej wyrażane nadzieje, że w chwili próby policja będzie wierna narodowi i nie posłucha rozkazu, który wyda władza: pałuj i gazuj.
Ja mam nadzieję, że takiego rozkazu nigdy nie będzie, ale mam też w głębi serca strach. Boję się, że przestraszona władza coś tam powie a również przestraszone służby mundurowe zrobią głupstwo, którego nikt nie będzie chciał zrobić, ale samo się zrobi. I tego już nie da się cofnąć.
I ani powołane później, nadzwyczajne i nienadzwyczajne komisje sejmowe, senackie i w policji, ani walenie się w piersi cudze – nic tutaj nie pomoże. Będą ofiary i nie będzie winnych.
Tu i teraz mamy bowiem pogodę i zapotrzebowanie na słuchanie i wykonywanie, a słuchanie ze zrozumieniem i reagowanie proporcjonalne nie cieszą się wzięciem.
Za to się płacimy. No pewnie zapłacimy.
Oby jak najmniej.
fot. flickr.com