Mówi się o prawdziwych mężczyznach, prawdziwych kobietach, prawdziwych Polakach, to ja napiszę ciut o prawdziwych wyborach, a nie tym czymś, co urządza sobie Sasin 10 czy któregoś tam maja
COVID-19 obnażyła znacznie więcej niż obnażyły rządy PiS przez ostatnie lata (pomijając, że niektórym obnażyła sam PiS). Prawdziwym wyborem jest więc czy coś „ktoś” z tym zrobi, czy może raczej będzie chcieć zrobić, ze społecznym, obywatelskim wsparciem, czy nie. Wspomnę tylko o trzech rzeczach i to przede wszystkim nie swoimi ustami. A do dokonania tych wyborów nie wystarczy postawić krzyżyk na kartce i wrzucić ją do pudełka/skrzynki/urny.
Przez lata były strajki, czy raczej protesty, lekarzy, pielęgniarek, ratowników, rezydentów. Tylko ci ostatni wyraziście mówili, że chodzi im nie tylko o swoje płace, ale w ogóle o finansowanie i organizację ochrony zdrowia. Nie było za to generalnego buntu wszystkich razem, łącznie z położnymi, salowymi, sanitariusz/kami, bo przecież szantaż moralny działa: nie można odejść od łóżek chorych.
No to mamy to, co mamy. I mało kto rozumuje tak: „… wydatki na służbę zdrowia powinniśmy traktować jako inwestycję nie tylko w życie i zdrowie, ale również w gospodarkę. […] Kryzys uświadomił nam, że dla gospodarki pielęgniarki i lekarze są dużo bardziej kluczowymi zawodami niż np. trader walutowy, jednak opłacani są wielokrotnie gorzej. Trzeba powiedzieć to wprost: zbyt małe inwestycje w służbę zdrowia powodują bezsensowną stratę ekonomiczną, co obniża dobrobyt całego społeczeństwa” – Paweł Bukowski, Wojciech Paczos – ekonomiści. Linku do całości tekstu nie dam, bo rozproszy uwagę na kwestie poboczne i marginalne w rodzaju „lewactwo”, „prawactwo”, „łżeliberały”. Poza tym tekst jest o wyjściu z kryzysu gospodarki, a ja nie do końca o tym. Ja m.in. o tym, że do tego strategicznego grona należy równościowo wliczać psychiatrów, rehabilitantów i wiele zawodów związanych z medycyną i naszym zdrowiem, kondycją fizyczną i psychiczną. Bo tak czy siak gospodarkę tworzą ludzie.
Gdy każą nam siedzieć w domach, okazało się, o czym już wiele osób mówiło i pisało, że bez muzyki, filmów, literatury, obrazów, fotografii, teatru, ani rusz. Bez uczestniczenia w zajęciach i wydarzeniach organizowanych przez ogniska, ośrodki i domy kultury, biblioteki i inne placówki jest bardzo słabo. Nie da się tylko żreć i patrzeć się w sufit i „wiadomości” polityczno-społeczne. I znów, od lat mówi się, że kultura jest najistotniejszym ze spoiw społeczeństwa i jedynym realnym dziedzictwem narodowym. Jest też najlepszym „towarem” eksportowo-prestiżowym, bywa także narzędziem politycznym. Bo zdarza się, że to na uroczystej premierze spotkają się politycy, którzy z różnych powodów nie są w stanie spotkać się w gabinetach. Jest w końcu olbrzymią częścią rynku pracy i PKB.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Gowin – co leży na stole? Dla kogo ta „Realpolitik”?
Mamy za sobą też strajk nauczycielek (i nauczycieli). Znów głównie skupiony na wynagrodzeniach. Tymczasem szkoła z czasów pruskich naprawdę nijak ma się do obecnych czasów z ich wyzwaniami nie tylko bieżącymi (galopująca technologia, zmiana struktur zatrudnienia/pracy/zarabiania na życie, ewolucja kulturowa w tym w zakresie praw człowieka), ale i bieżąco-przyszłymi (klimat, ekologia, energia, ekonomia).
Jaka jest prognoza na przyszłość, gdy systemowo dzieci i młodzież kształci i wychowuje się według programu ustanowionego przez PiS i według standardów sprzed 150 lat, z wszystkimi ideologicznymi zawirowaniami po drodze? Standardów, w których zostali wychowani i wyuczeni obecni nauczyciele/ki (zdecydowana większość)? I my też! Dziwimy się, że mamy polityków jakich mamy? To może przestańmy.
„Czasy, kiedy liceum służyło ogólnemu rozwojowi człowieka, dawno się skończyły. Wszystko, co teraz robimy, jest podporządkowane egzaminom. Żyjemy w epoce wyników. Uczcie się tego sumiennie, inaczej spadniemy w rankingach. […] Zachowujemy się jak woźnica, którego nagle wsadzono do samochodu. Chcemy jeździć autem tak, jak zaprzęgiem konnym. Batem w uczniów, batem!” – Dariusz Chętkowski – m.in. nauczyciel (cały publicystyczny, utrzymany w sarkastycznym tonie tekst można przeczytać tu).
Tak przy okazji… ciężko z dzieckiem przez dwa tygodnie w domu? Trzeba je zajmować, organizować się, poświęcać uwagę? W przedszkolu i szkole jest nie to jedno (dwoje czy troje) dziecko. Jest ich wiele na raz. I nie jest to, w każdym razie nie powinna być, tylko przechowalnia dzieci.
Tu jest jeszcze jedna ogromna strefa problemów: niejednokrotnie szkoła jest dla dzieci, nawet taka zacofana i zdezorganizowana, odpoczynkiem od strasznego domu.
Płonęła Australia, płonęła Brazylia, płonie Biebrzański Park Narodowy. Polsce nie grozi, w Polsce jest już ogromna susza. Tymczasem tniemy, rżniemy, wybijamy, kopiemy, bez wyobraźni, bez koncepcji na lata, bo teraz, teraz, teraz NAM SIĘ NALEŻY. Nie będę tym razem wspominać o patologicznym rządzie PiS. On minie, a katastrofa zostanie.
„Weszliśmy w epokę nazwaną przez noblistę Paula Crutzena – antropocenem. Stworzył ją człowiek poprzez swoje działania zaburzające dotychczasowy ekosystem. Stało się to na skutek intensywnej i agresywnej gospodarki rolnej, leśnej, wodnej i doprowadziło do gwałtownego zmniejszenia bioróżnorodności Ziemi. Zwiększająca się liczba mieszkańców naszej planety oznacza konieczność pozyskiwania nowych terenów, tworzenia na nich siedlisk ludzkich i zapewnienia im dostaw pożywienia” – prof. Waleria Hryniewicz (cała, niezwykle merytoryczna rozmowa o epidemiach, pandemiach, systemach przeciwdziałania jest tu), ale ja użyłam tego cytatu z powodu, jak we wstępie tego akapitu, z powodu niszczenia świata naturalnego przez człowieka.
Tymczasem ludzkie myślenie idzie raczej w kierunku nadal destrukcyjnym, tym razem degradacji tego, co spowodowało wyjątkowość człowieka wśród innych zwierząt: społeczeństwa wolnych ludzi (przeczytaj tu).
W wywiadzie z prof. Hryniewicz jest jeszcze taka wzmianka „Na początku XX w. Ziemię zasiedlało około 1,8 mld ludzi, a obecnie ponad 7,7 mld.”. I to jest, mimo ogromu wzruszającego piękna, które ludzkość sobie dostarczyła wyłącznie dzięki kulturze (i wyłącznie sobie), suma summarum, najgorsza pandemia.
PS. 10 maja nie bawię się w żadne głosowanie. Ani żadnego innego maja 2020 roku.
fot. Pixabay