Kaczyński o obcości kulturowej Zachodu: „Bo powtarzam, nikt, albo prawie nikt, pośród nas [środowisko PiS i dawnego PC w czasie poprzedzającym wstąpienie Polski do Unii Europejskiej – przyp. autora] nie kwestionował tej obcości kulturowej. I powtarzam, była ona znana. Ja nie ukrywam, że ją poczułem, kiedy pierwszy raz w ogóle byłem na Zachodzie, w Wiedniu. Tam różne rzeczy, których tutaj nie będę opisywał, zobaczyłem. To mi zupełnie wystarczyło, żeby zobaczyć, że jestem w innej strefie kulturowej, chociaż było to trzydzieści kilka lat temu, 33 dokładnie – powiedział w czasie swojego (07.09.) publicznego wystąpienia w Karpaczu w czasie Forum Ekonomicznego
Może dla niego było tam zbyt czysto, zbyt starannie, żeby nie powiedzieć nieznośnie elegancko. Ludzie zadbani, rozmawiają ze sobą, witają się, porządek na ulicach, przyzwoita architektura, w parku przy Ringu nie piją browarków tylko spotykają się w kawiarniach, słuchają muzyki i cieszą ich rabaty róż. Tak, to dla niego mogła być obca kultura, która, co oczywiste, nam zagraża bardziej niż cokolwiek innego. Upewnił się, że tak właśnie jest 30 lat temu, jak wspomina, pewnie gdy pierwszy raz wyjechał gdzieś dalej od swoich pieleszy, matki i swojego zamkniętego na cztery spusty świata… na Zachód, do Wiednia. Pamięta to do dziś tak mocno, że aż boi się pojechać i popatrzeć jeszcze raz, by przypadkiem nie stracić pewności, że ma rację. Ale chyba nie tylko o elegancję, dostatek i architekturę mu chodzi. On mówił o sobie. Jest w tym zawiść, pycha płynąca z lęku, niechęć do zrozumienia a nawet do poznania innych ludzi i miejsc, właściwie jawne zaprzeczenie wolności, bo nie da się jej pogodzić z zamknięciem się na innych i nowe doświadczenia.
Trzeba mieć trochę odwagi, żeby publicznie, bez zawstydzenia gadać aż tak kontrowersyjne kwestie, ale więcej jest w tym pychy i buty… To nie jest prostactwo, to nie są tylko kompleksy. To coś znacznie gorszego… To są urojenia, skrajna, chorobliwa megalomania.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy w Sejmie zasiadają dziś posłowie dublerzy?
Krzysztof Król ironicznie zadał publicznie pytanie z kim był i gdzie się włóczył po Wiedniu, by zobaczyć coś o czym „teraz nie będzie opowiadał”. W sumie nieważne, bo chyba wszyscy znający Wiedeń potwierdzą, że teraz, w latach 90-tych i wcześniej sprawiał i sprawia on dobre, solidne i silne wrażenia starannie utrzymanego miasta. Tym bardziej, gdy jest się tam pierwszy raz. Choć jestem ponad 10 lat młodszy od Kaczyńskiego byłem w Wiedniu już pod koniec lat 70-tych a w tym czasie, który on wspomina, negocjowałem jako burmistrz Woli razem z wojewodą mazowieckim z burmistrzem Wiednia Helmutem Zilke umowę o współpracy Wiednia i Warszawy. Zaowocowała ona milionami szylingów zainwestowanymi w nasze miasto i licznych transferów know how, które z lepszym lub gorszym pożytkiem próbowaliśmy wykorzystać. Powtórzę za Krzysztofem, że nie wiem co Kaczyński mógł robić w Wiedniu, po jakich uliczkach i spelunkach mógł się włóczyć, co widzieć i czuć, żeby odnieść aż tak silne wrażenie „obcości” w tym uporządkowanym, spokojnym, przyjaznym dla ludzi, raczej konserwatywnym w swoim materialnym wymiarze mieście.
Powiem więcej, jestem przekonany, że on z tym swoim wrażeniem już tam pojechał i jak to u niego jest: „Nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne” i jego opinia nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Mógł w ogóle tam nie być, by tak o Wiedniu i Zachodzie myśleć i mówić. Był czy nie, to są po prostu jego urojenia, domorosłe wyobrażenia będące wynikiem bardzo groźnej choroby – narodowej megalomanii, która paraliżuje racjonalne myślenie, odrzuca fakty i rzeczywistość, każe wszędzie szukać wrogów i zagrożeń, tworzy mity o swojej wielkości i marności innych i jak uczy historia prowadzi wcześniej czy później do katastrofy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak nie potrafimy bronić swoich praw, to skazujemy się na poddaństwo
Nie lekceważyłbym i nie obśmiewał tej diagnozy z co najmniej z trzech powodów.
Po pierwsze, jak zauważył profesor Wojciech Sadurski, jeżeli zagrożeniem dla Polski, zdaniem PiS, jest Zachód, jego kultura, myśl i system polityczny, to gdzie oni siebie widzą, w jakim miejscu są? Odpowiedź jest jedna – Wschód. Polityka nie zna próżni, geopolityka tym bardziej. Tylko z niezachodniej czyli wschodniej pozycji można uznać Zachód za wroga. PiS nie jest w tym jedyny. Razem z Orbanem i innymi powtarza za Putinem.
Po drugie, takich głosów i opinii jak ta Kaczyńskiego ostatnio jest więcej. Niedawno Krasnodębski, zaufany rozmówca, doradca prezesa w sprawach polityki zagranicznej, wieloletni eurodeputowany udzielił wywiadu, w którym ośmielił się powiedzieć wprost, że Zachód stanowi dla Polski większe zagrożenie niż imperialna Rosja, która właśnie napadła na naszych sąsiadów, Ukrainę i wszczęła krwawą, absurdalną wojnę, by odzyskać utracone ziemie i wpływy w wyniku upadku ZSRR i całego bloku sowieckiego. Ukraina bohatersko się broni i walczy, Zachód i my nie tylko werbalnie jej pomagamy a Krasnodębski podważając fundamenty naszych sojuszy i członkostwa w Unii w praktyce realizuje politykę Putina zmierzającą do dezintegracji Unii i Zachodu. Ostatnio w podobnym tonie wypowiada się Legutko, Morawiecki, Karski i szereg pomniejszych funkcjonariuszy partyjnych. Antyzachodnia krucjata w obronie swojej (Kaczyńskiego i jego przybocznych) pozycji i władzy nabiera tempa.
Po trzecie, Kaczyński powiedział to co powiedział nie na wewnętrznej pogwarce w jego gabinecie ze swoimi oficerami politycznymi, nie w wywiadzie w opłacanych przez PiS gazetach czy telewizji dla tzw. twardego elektoratu wyznawców, ale na otwartym spotkaniu ludzi biznesu w Karpaczu. Co prawda trzeba zaznaczyć, że to spotkanie przez organizatorów traktowane jest przede wszystkim jako sposób na wyciągnięcie pieniędzy od spółek skarbu państwa i nie ma nic wspólnego z rzeczywistym Forum, gdzie spotyka się biznes z władzą, ale jednak… Kaczyński mówił wprost, patrząc w oczy do swoich „nowych elit”, stworzonej nomenklatury, która finansuje i ma finansować jego i jego partii władzę dostając w zamian przyzwolenie na swobodne nabijanie sobie kabzy. Zrozumieli na pewno; będą rycerzami, którzy sfinansuję tę krucjatę.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Rachunki krzywd i racja stanu
Narodowa megalomania nie jest samodzielnym bytem. Łączy się ze skrajną niekompetencją, niechlujstwem intelektualnym i organizacyjnym, bo realizuje się w świecie nierzeczywistym. Z tego samego powodu przyzwala na łupiestwo i rozkradanie majątku publicznego. Dzieli ludzi na swoich i obcych. Mami „swoich” ich „wyjątkowością”, innych zwalcza głosząc coraz to nowe zagrożenia. Ten konglomerat co prawda prowadzi do katastrofy, ale też jest jakże „swojski”, obecny w domach, w relacjach między ludźmi, znany nam z historii, literatury, malarstwa niejednokrotnie przez wielu afirmowanych. Czy Kaczyński taki właśnie jest czy wybrał tę drogę cynicznie, by zdobyć i utrzymać władzę właściwie z perspektywy dziejącej się na naszych oczach historii nie ma większego znaczenia.
Co zatem robić? Przede wszystkim nie możemy przyjąć, że „nienormalność” jest „normalnością” a urojenia są rzeczywistością. Konieczna jest jedność i wspólnota wszystkich, dla których „białe jest białe a czarne jest czarne”, zdolnych do krytycznego i racjonalnego myślenia i którzy w integrującej się Europie widzą swój dom i przyszłość. Miejmy nadzieję, że jest nas wystarczająca większość więc nie szukajmy różnic i niuansów, bo sprawy nabierają fatalnego biegu. Narodowa megalomania w literaturze czy ogólnie w sztuce jest tylko szkodliwa i zazwyczaj budzi zażenowanie, czasem śmiech czy politowanie i na ogół jest kompletnie niezrozumiała dla innych, nie zza tego parawanu, ale w głowach u ludzi mających władzę, w polityce, w integrującym się świecie, który wymaga uznania uniwersalnych wartości i praw, odpowiedzialności i kompetencji, partnerstwa i kompromisów jest jak pocałunek śmierci. Prowadzi do upadku.
Na koniec przypomnę, bo to w gruncie rzeczy o tym samym: „Polskość to nienormalność” (Donald Tusk. 1987)
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog
fot. 07.08.2022. Jarosław Kaczyński podczas panelu na Forum Ekonomicznym w Karpaczu w swoim, doborowym towarzystwie. (fot. Tomasz Pietrzyk) za Gazeta Wyborcza