W Polsce odbywa się dziwna licytacja. Dwa polityczne ugrupowania: rządząca partia konserwatywno-tradycjonalistyczna (wraz z przyległościami) i opozycyjna (podobno) lewica, ścigają się na to, kto prędzej i skuteczniej obieca Polakom, że odtworzy PRL
Istotą gospodarki realnego socjalizmu było to, że jak budżet się nie spinał, to drukowało się pieniądze, albo brało pożyczki bez zastanowienia kto, kiedy i jak będzie je spłacał. Do czego to doprowadziło? Ci którzy pamiętają 1989 rok – wiedzą. Ci, którzy nie pamiętają – najwyraźniej nie mają pojęcia. Poparcie dla prostego rozdawnictwa pieniędzy czy różnych, słabo uzasadnionych świadczeń, jest niepokojąco duże.
Korzystają na tym dwa bloki polityczne, z których wypowiedzi wynika, że dobrobyt obywateli zależy od: wyższych podatków, większego udziału państwa w gospodarce i obniżenia oczekiwań od pracujących. Zamiast poszukiwać poważnych rozwiązań pozwalających na powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego, wolą wygłaszać obietnice chwytliwe dla uszu. Jak zabraknie pieniędzy na ich realizację, zawsze można się zadłużyć. Najlepiej na konto przyszłych pokoleń.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Kasa, misiu! Kasa, kasa i jeszcze raz kasa
Tracące poparcie Prawo i Sprawiedliwość przekupuje wyborców obietnicami. Starymi i nowymi. Od 500+, którego gwarantem rzekomo są rządy Zjednoczonej Prawicy, poprzez 13 i 14 emeryturę, na podwyżkach płacy minimalnej, szczególnie w resortach siłowych, skończywszy. Lewica, licząca na udział we władzy po najbliższych wyborach, powtarza te same obietnice w nieco innej redakcji. Co zrozumiałe, ani jedni ani drudzy nie zastanawiają się głośno, kto za to zapłaci i jakim kosztem.
Na to nakładają się populistyczne, przegłosowane przez obóz rządzący, szkodliwe i dla gospodarki, i dla tkanki społecznej ustawy: o zakazie handlu w niedzielę, zamykaniu z powodu pandemii placówek usługowych, gastronomicznych i kulturalnych, które rzekomo mogłyby być rozsadnikiem zarazy. Dodatkowo dochodzi do tego nacjonalizacja banków, co ogranicza ofertę finansowania przedsiębiorstw, spółek energetycznych – likwidująca konkurencję w dostawach energii z różnych źródeł i wreszcie „repolonizacja”, absurdalnie przepłacając, mediów, na razie gazet regionalnych, które mogłyby sobie pozwalać na krytykę jedynie słusznych projektów rządowych.
A koszty, które będą efektem, już teraz widać wyraźnie: podwyżki podatków, składek i innych danin oraz nacjonalizacja oszczędności emerytalnych zdeponowanych w OFE. Można spodziewać się, że na takich dwóch „filarach” oparty będzie Nowy Ład, tak obiecująco reklamowany przez Mateusza Morawieckiego.
Skutki tego, w najbliższych już latach, będą katastrofalne. Bo historia ekonomii pokazuje, że gospodarka rośnie, kiedy własności państwowej jest coraz mniej. Kiedy obciążenia podatkowe określone są w rozsądnych granicach, nie pozwalających na ich marnotrawstwo. Wynagrodzenie za pracę nie jest określane przez urzędnika, tylko w ramach ustaleń między pracownikiem a pracodawcą, uwzględniających doświadczenie, kwalifikacje i zaangażowanie pracobiorcy – a z drugiej strony możliwości przedsiębiorcy.
Precedens współpracy skrajnie różnych podobno ugrupowań politycznych już nastąpił. Lewica zgodziła się, aby środki pomocowe z Unii Europejskiej w ramach Funduszu Odbudowy były rozdzielane według kryteriów politycznych, a nie merytorycznych. Czy tak samo będzie przy głosowaniu nad Nowym Ładem. Lewicowi lewacy ponownie zagłosują ręka w rękę z lewakami z prawicy?
Widmo komunizmu krąży po Europie. A po Polsce to już na pewno. Czy mamy się bać?
1 thought on “Widmo komunizmu krąży po Polsce”
Myślę, że dużo niebezpieczniejsze widmo Korwinizmu i Petruizmu krąży też po Polsce. Nie broniąc centralistycznych i socjalistycznych zapędów PiS-u Autor ucieka się do liberalnego populizmu. Argument o zadłużeniu jest całkowicie nietrafiony i demagogiczny. Gdyby go przyjąć na poważnie to najbardziej skomunizowanym krajem na świecie byłyby USA, które zadłużają się na biliardy i kasuje po części te długi kosztem reszty świata dodrukowywaniem tysięcy ton pustego dolara. A najbardziej demokratycznym i wolnorynkowym należałoby uznać Chiny, które zwłaszcza przed pandemią nie wiedziały co robić z bilonami pieniędzy nadwyżki w bilansach handlowych.
Więc po co gadać takie wyświechtane farmazony. Ponadto Polska mimo szaleństw PiS-u ma ciągle jeszcze jeden z najniższych stopni zadłużenia wśród dużych państw zachodnich, a to chyba dzięki blokadom konstytucyjnym w tej kwestii. Chociaż tę granicę już chyba przekroczy. Ale kto tam w Polsce dba, zwłaszcza w ostatnich latach, o jakieś zapiski w jakieś konstytucji?