Z naszego pola widzenia znika to, co wydawało się najważniejsze

Poobrażajta się, a co mnie tam. Ale co wam powiem, to powiem… Pieścimy się i masturbujemy od kilku dni własnym potencjalnym nieszczęściem. Bo realne obecnie sięga takich tragedii, jak brak kolejnego filmu czy serialu do obejrzenia lub brak jakiegoś składnika do płynu dezynfekcyjnego domowej roboty. [Uwaga, nie lekceważę autentycznych problemów ludzi pozbawionych możliwości zarobkowania, czy złej sytuacji niektórych samotnych ludzi wiekowych, ale to osobne historie]

Przez takie nagromadzenie tych naszych monstrualnych tragedii nagle z pola widzenia znika to, co jeszcze niedawno wydawało się najważniejsze: co dalej z krajem, zwanym patetycznie acz merytorycznie naszą Ojczyzną. No, może poza wyraźnym wątkiem uznania dla władzy, co to postawiła surowe warunki i nie waha się ich wcielać w życie. I licznymi głosami uwielbienia dla ministra zdrowia jakby to, co robi – czyli głównie występuje przed mediami – było jakimś nadzwyczajnie heroicznym działaniem, a nie psim obowiązkiem urzędnika wynajętego za nasze pieniądze.

Gdzieniegdzie jeszcze przewija się nurt buntu wobec braku maseczek i respiratorów, ale już fakt, że jedzenie (JEDZENIE!) dla pielęgniarek i lekarzy musi być organizowane przez obywatelskie pospolite ruszenie, a nie dysponujący kupą kasy i wszelkimi narzędziami rząd, nie budzi żadnego zdziwienia. Owszem, część i chwała ludziom i przedsiębiorcom, którzy to uskuteczniają, ale naprawdę władza nie powinna sama wpaść na to?

Na szereg poważnych incydentów, polegających na tym, że kolejny dzień szpitale nie mają podstawowych środków i procedur, że przedsiębiorcy nie wiedzą, co robić z pracownikami, a pracownicy nic a nic nie wiedzą, czy i jak bronić się przed cynizmem niektórych swoich szefów, to już prawie nikt nie zwraca uwagi… To znaczy zwraca: setki osób z prawniczym doświadczeniem rzucają się ofiarnie do pomocy, ale jakoś nikt ­nie dostrzega, że gigantyczny burdel, jaki rząd wywołał swoimi rozporządzeniami, w których brak dziesiątków podstawowych decyzji i zasad, nie mija.­  Po prostu premier ze swoją bandą zostawił setki tysięcy czy może i miliony ludzi na lodzie i mają martwić się sami.

Losem nie-etatowców czy prekariuszy nie zajmuje się też opozycja (poza jednym Biedroniem), która zresztą w ogóle zdaje się pogrążać w samo-kwarantannie. Ani ona, ani niezależne media nie zauważyły bodaj największej sensacji ostatnich dni, czyli tekstu Wojtka Czuchnowskiego w Wyborczej, z którego niezbicie wynika, że 90% obecnego burdelu i rozkładu służby zdrowia, służb, braku zapasów, procedur i odpowiedniego prawa to skutek tego, że na samym początku swych rządów, w grudniu 2015 r., PiS wyrzucił do kosza gotowy program walki z epidemiami, który, gdyby „został zrealizowany, dzisiaj nie byłoby żadnych problemów ze zdobyciem sprzętu niezbędnego do walki z epidemią koronawirusa: masek, kombinezonów i środków ochrony. – Po prostu sięgnięto by do magazynów. Wyznaczone były cztery komendy Państwowej Straży Pożarnej, które miały nadzorować magazyny ze sprzętem, wyposażeniem szpitali polowych, specjalistycznymi ciągami do dekontaminacji (odkażania). Do uruchomienia miały być gotowe ośrodki kwarantanny osób poszkodowanych i zagrożonych. Wystarczyłoby nacisnąć przysłowiowy guzik i system zacząłby działać”. Ale NIE DZIAŁA. Bo PiS nie maił czasu, między dofinansowywaniem Rydzyka a Kurskiego.

Nawet sama Wyborcza tematu nie ciągnie, choćby trzymając go cały czas na czołówce i zadając głośne pytania, kto za to odpowiada i zmuszając, by ktoś próbował się z tego wytłumaczyć. A rzecz wszak nadaje się spokojnie co najmniej na gigantyczną kampanię billboardową w całym kraju, bo fuck Lichockiej przy nim, to jak pryszcz na nosie przy dżumie, jak komar przy słoniu.

Nikogo też specjalnie nie wydaje się ruszać, że nie ma 200 karetek, które Morawiecki publicznie obiecał w zeszłym roku, albo że w lutym w TVP Andrzej Duda gościł na wizji w sumie 17 godzin 21 minut 25 sekund, Krzysztof Bosak – 37 minut 22 sekundy, MKB – 30 minut 30 sekund, a Robert Biedroń… 44 sekundy. Znaczy, owszem, przejmuje, ale tak, jakby to był kolejny słaby dowcip władzy.

Naprawdę już braki na odcinkach spirytusu i rękawic z lateksu są dla nas najważniejsze? Przesadzam? Przepatrzcie sobie własne i znajomych walle z ostatnich kilku dni… Osobliwie też poziom zainteresowania poprzez lajki i udostępnienia. Jest spoko? No to wracamy do seriali!

fot. Pixabay

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »