Ani triumf, ani zgon – pod takim tytułem Stanisław Szenic wydał przed pół wiekiem książkę o powstaniu listopadowym. Ważył w niej racje za i przeciw i oceniał skutki. Problem w tym, że trzeba było czekać na triumf jeszcze prawie 90 lat, po drodze – po kolejnych nieco ponad 30 latach – odnotowując zgon po powstaniu styczniowym… To nie jest dobra oferta na dziś
Pytanie brzmi więc czy dojrzeliśmy do uczciwej analizy wyniku wyborów. My – cała szeroko pojęta opozycja wobec PiS, od uliczników do polityków. Oraz rzesza patriotów demokratycznych i demokratów patriotycznych na Facebooku, czyli de facto 99 % „naszej” populacji. Od niej w dużym stopniu zależy, co dalej, bo to ona żyruje polityczne decyzje opozycji. I niestety jest generalnie (choć z zacnymi wyjątkami) bezkrytyczna wobec decyzji i zachowań „naszych” polityków. Owszem, ponarzeka, że nikt Bodnara w Sejmie nie słuchał, ale jak przychodzi co do czego, karnie głosuje na Ujazdowskich i Poncyliuszów, bo cel uświęca środki. A skoro Schetyna zdecydował, to lepszy Ujazdowski w Ordo Iuris, niż Kasprzak na blokadzie. A potem się dziwi, że PiS wygrał i całą nienawiść kieruje na 500+, „darmozjadów”, „meneli”, „głupie chłopstwo” i rodziny wielodzietne. Znakomicie w ten sposób pracując na rzecz wzmocnienia elektoratu PiS.
No i jeszcze największa armia, idąca w miliony, która ani gazet raczej nie czyta, ani na fejsie nie jest ciekawa polityki, ale PiS ją mierzi. Ci nie wiedzą, kto jest kto, bo wystarczają im partyjne logotypy na kartach do głosowania. Wierni, ale bierni. Nie wiedzą, kto to Kasprzak, co jest solą demokracji, jak się zdobywa i traci poparcie. Nie widzą alternatywy. Ma być, jak było za Tuska i kropka.
Taki jest punkt wyjścia do wyborów prezydenckich. Czyli na dziś wszystko po staremu. I dlatego uważam, że jeśli pozostaniemy przy tym samym stoliku i tej samej grze planszowej na nim położonej, to położymy też następne wybory. Czyli najpierw będziemy deliberować „Bodnar czy Owsiak” (nikt ich o zdanie nie zapyta, bo po co, to by przeszkadzało w zabawie), Kidawa czy śmidawa, ale może jednak Tusk na białej naszej szkapie. A potem dowiemy się, że Grzegorz zdecydował, a jak komuś się to nie podoba, to niech siedzi cicho, bo obiektywnie rzecz biorąc szkodzi frontowi jedności demokracji, który jest niezbędny, by rozgromić wroga, jak to już w pięciu ostatnich wyborach (i kilku tragicznych powstaniach) pokazaliśmy światu. „Szlachta na koń siędzie, Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”…
Może nadzieja w nowych politykach w parlamencie? Bo raczej nie w „ulicznikach”, którzy choć w większości prawdziwie dzielni i ofiarni, jak przychodzi co do czego więcej energii poświęcają na opluwanie własnych liderów, niż na cokolwiek innego. Vide – hejt na Pawła Kasprzaka – bo ośmielił się startować i Magdalenę Filiks – bo ośmieliła się wygrać.
Może ci nowi spróbują zaproponować i wymusić nową „planszówkę” czy nową „mapę drogową”? Ot, na przykład, zgłoszenia pomysłów i kandydatów do końca tego roku. Potem kilka publicznych wielkich debat. I wreszcie normalne prawybory. Siła kandydata wyłonionego w takim trybie to coś, co może przekonać nie tylko przekonanych, ale i stojących z boku.
Tak, wiem, że to z grubsza znany już od dawna pomysł Obywateli RP. Lekceważony, wyśmiewany, kontestowany, bo „nie ma czasu na eksperymenty”. Ale skoro „sprawdzone metody” znów zawiodły, to po prostu nie ma innego wyjścia.
1 thought on “Ani triumf, ani zgon?”
Popieram w calosci powrot pomyslu prawyborow. Mysle jednak ,ze trzeba sie do tego wziac natychmiast i nie liczyc na „przyzwolenie” ksiezniczki Schetyny, ktora juz dawno ksiezniczka byc przestała…Uodpornijmy sie rowniez skutecznie na hejt z kazdej strony ( a z „naszej” szczegolnie) zakasujmu rekawy i do roboty, bo obudzimy sie w maju znowu z uniesionymi ze zdziwienia brwimi do gory, ze cos poszlo nie tak…wylonmy kandydatow takich ,za ktorych przede wszystkim nie bedziemy sie wstydzic, takich, dla ktorych KONSTYTUCJA to wartosc…