W czasach słusznie minionych, kiedy nad Polską wisiało widmo katastrofy, zbierało się plenum PZPR. A jak było naprawdę źle – powoływano komisję. Partyjno-rządową. Co prawda nie było wtedy wiadomo, czy chodzi o problem politologiczno-partyjny, czy konstytucyjno-państwowy, ale etykietka była bardziej kolorowa
Barwne, wpadające we oko etykietki, kolorowe opakowanie, hasła – (wtedy internacjonalistyczne w treści, narodowe w formie) zawsze były ważne. Dzisiaj do tego samego mamy komputery, slajdy, prezentacje i PRy. Kiedy widać gołym okiem, że coś się wali, władza ogłasza suwerenowi, że ma Program Na Wszelkie Bolączki,
Przed ponad tygodniem miłościwie nam panujący zaprezentowali Nowy Ład, który jednak bardzo szybko okazał się Polskim Ładem. Nawiązano do starej, wypróbowanej tradycji, aby nikomu nie oszczędzić odpowiedzialności. Podpisali się nie tylko premier (rząd czyli władza wykonawcza) oraz marszalek Sejmu (władza ustawodawcza), ale i – z ramienia partii politycznych – PiS i cała Zjednoczona (na tę okazję) Prawica. Oni wszyscy zaprezentowali, a potem podpisali to, co premier nazwał programem. Potem, co prawda, przez cały tydzień przedstawiciele obu partii koalicyjnych mówili, że rzeczywiście podpisali się pod tym tekstem, ale go nie przeczytali i nawet nie wiedzą dokładnie pod czym się podpisali. Obecnie są więc oni, w zależności od dnia i godziny oraz programu telewizyjnego lub radiowego, w którym ich przedstawiciel występuje, za a nawet przeciw. Albo przeciw, ale oczywiście za.
Gdy z grubsza zrozumiałem co nam przedstawiono, nie mogę się wydobyć z podziwu, porażony sukcesem tego przedsięwzięcia. Uważam bowiem, i piszę to z całą odpowiedzialnością, że panująca partia osiągnęła ogromny sukces ogłaszając Polski Ład.
ZOBACZ TAKŻE: Polski Ład bije w deweloperów a policja w jednoosobową demonstrację
Samego Polskiego Ładu sukcesem nie mógłbym nazwać. A to z trzech powodów.
Po pierwsze Polski Ład to także (w przyszłości) kilkaset nowych aktów prawnych. Ogromna praca legislacyjna. A to, jak jest obecnie w Polsce uchwalane prawo, gwarantuje niepowodzenie jeżeli nie klęskę przedsięwzięcia, którego dotyczy uchwalana ustawa.
Po drugie Polski Ład nie tyle jest nowym pomysłem na Polskę jako taką, ale przede wszystkim pomysłem na nowe instytucje i kolejne sprawozdania. A na tak odpowiedzialnym odcinku oznacza to dla Zjednoczonej Prawicy jedno: zajęcie dla naszych ludzi. Zaufani ludzie obsadzą kolejne dobrze płatne stanowiska. Zaufani – koniecznie, kompetentni – już niekoniecznie.
Po trzecie Polski Ład to tak naprawdę stare, choć okrojone, już nie dotrzymane obietnice. Gdzie jest więc ten ogromny sukces ogłoszenia Polskiego Ładu przez rządząca partię?
Sukces bowiem jest, i to ogromny: to, że teraz wszyscy i wszędzie o tym Polskim Ładzie. Na poważnie robi to nawet opozycja. Krytycznie, ale poważnie.
Oto po pięciu latach absolutnej władzy, które doprowadziły do zapaści służby zdrowia, która zaowocowały śmiercią ponad 100 tysięcy ludzi, tym którzy nie umarli i nie mają depresji, która wyłącza ich z życia zupełnie, obiecuje się, że gdy przeżyją kilka kolejnych lat, będą mogli leczyć się w lepszych warunkach. Lepszych niż w czasie epidemii, kiedy leczyć się praktycznie nie było można.
Lepszych, bo będzie więcej murów i sprzętu. Szkoda, że nie będzie ludzi, którzy będą w tych murach ten sprzęt obsługiwać. Chyba, że jednak wpuścimy personel medyczny naszych wschodnich sąsiadów, a oni w drodze do starej Unii zatrzymaj się u nas na trochę.
Lepszych, bo będą większe pieniądze na usługę zdrowotną dla klientów. „Usługę” bo pojęcie „ochrony zdrowia” w ramach społecznej służby zdrowia do tego czasu pójdzie w zapomnienie.
Pandemia pokazała, że polska publiczna edukacja jest w stanie zapaści, której może nie przeżyć. Nauczyciele nie ukrywają, że ostatni rok był tak naprawdę porażką systemu edukacyjnego. Jeszcze nie oszacowali tylko skali. Do dzisiaj nie mogą doliczyć się, ilu uczniów praktycznie znalazło się poza systemem, ani oszacować, ilu z nich już nie wróci do nauki. Za chwilę może więc się okazać, że skończenie ośmiolatki to dla wielu marzenie, które jest poza ich zasięgiem i możliwościami. Rodzice, którym zależy na dzieciach, już nie chcą walczyć o lepsze szkoły publiczne, ale o tańsze szkoły społeczne bądź prywatne. Nawet się tego niektórzy z nich po cichu wstydzą, ale tłumaczą się, że dzieci żal.
Minister od edukacji na nieszczęście znalazł już środek, który pozwoli to wszystko załatwić – przymusowe lekcje religii lub etyki (tej ostatniej będą nauczali katecheci). I więcej historii – przede wszystkim historii Polski.
Obawiam się, że szybko okaże się, że te dwa kroki to za mało. Także inne przedmioty powinny być sprofilowane na nasze narodowe potrzeby. Kolejnymi będą matematyka dla Polaków, gdzie jak będzie trzeba to 2 dodać 2 będzie 5 albo 3, biologia dla Polaków, gdzie na lekcjach będzie mówiło się o boskim kreacjonizmie gatunków i partenogenezie, pomijając nieprzyzwoitą i sprzeczną z Biblią ewolucję.
Pięć lat władzy nauczyło PiS jak dawać sobie radę z opozycją: stojącą i protestująca, czyli uliczną trzeba z buta i pałki teleskopowej, a siedzącą i niemą, czyli parlamentarną – żartem, że traktuje się ją poważnie. Parlamentarnej można też złożyć kolejną obietnicę, której się nie dotrzyma albo przedstawić programu, który potraktuje ona poważnie, a którego umysł racjonalny nie ogarnie. Taki program musi rzecz jasna wyglądać kolorowo i nowocześnie, najlepiej na slajdach.
Tak więc po ponad pięciu latach znowu udało się PiS-owi dokonać Nowego Otwarcia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęły dziesiątki, a nawet setki niedotrzymanych obietnic. Udało im się zmusić na poważnie polityków do dyskusji nad tym czy 5, czy 9 czy 15. Nieważne czy chodzi o lata czy procenty. Przez pięć lat władza mówi, co jej do głowy przyjdzie i o czym wiadomo, że się nie uda, i co albo zostanie na papierze albo zamieni się za chwil kilka w klęskę. Przez te lata opozycja parlamentarna zamiast powiedzieć to głośno i otwarcie, prowadzi coś, co uważa za merytoryczną dyskusję, czyli zastanawia się czy trzecia ręka, której póki co nie ma, byłaby bardziej pomocna czy jednak będzie nam ona przeszkadzała na co dzień.
Ciągle ten sam scenariusz odgrywany przez kiepskich aktorów dla coraz bardziej zmęczonej tym publiczności.
Szaleniec podobno to ktoś, kto ma nadzieję, że ta sama przyczyna wywoła kiedyś inny skutek.
Szaleństwo ma jednak w Polsce przyszłość.
A więc program Polskie Szaleństwo uważam za otwarty.
Niech każdy pokaże na jakie mniejsze i większe szaleństwa go stać.
Nie dla sobie.
Dla Polski.