Wyrok w sprawie o napaść, naruszenie nietykalności i znieważenie niejakiego Mariusza Króla, oficera prewencji z Komendy Stołecznej Policji zapadnie, jak się dzisiaj okazało, w piątek, 15 lipca o 13.00. Sąd Rejonowy Warszawa Śródmieście, przewodniczy SSR Justyna Koska-Janusz. Wyjaśnienie i kilka słów komentarza, które wydają mi się niezbędne:
Rzecz dotyczy wydarzeń z Sylwestra 2020/21, kiedy pod pretekstem pandemii ogłoszono godzinę policyjną, a Obywatele RP postanowili ją demonstracyjnie naruszyć, ponieważ była niezgodna z konstytucją i ponieważ wciąż nie zdecydowano o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego, który podobne decyzje ograniczające wolność obywateli pozwalałby wydawać legalnie. Jakby ktoś chciał pamiętać te stare już historie, stanu nadzwyczajnego nie wprowadzono między innymi z powodu ustanowienia odpowiedzialności państwa za straty obywateli – stąd protestującym u boku Tanajny i Konfederacji przedsiębiorcom należało mówić, że ich interesów strzeże nie lepsza, gorsza lub całkiem zła władza, tylko porządnie przestrzegane prawo i zwłaszcza Konstytucja. Nieco szkoda, że zamiast tego zwłaszcza Konfederaci opowiadali im swoje libertariańskie i antyszczepionkowe bzdury, a innych ludzi i polityków przy nich nie było – ale to już inna historia.
W Sylwestra poszło o to, że na miejscu oczywiście zjawiła się licznie policja, nadając przez megafony zwykłe w takich razach bzdury o nielegalnym zgromadzeniu. Policja – również jak zwykle – wzięła nas w szczelny i stale się zaciskający kordon, uniemożliwiła odejście, próbując na nas wymusić zgodę na legitymowanie. Odmówiliśmy go, a jednak nikogo nie doprowadzono siłą do radiowozu i nie przewieziono na którąś z komend, by tam ustalić jego tożsamość. Zamiast tego trzymano nas przez kilka godzin na mrozie. Ze trzydzieści osób głównie w zdecydowanie starszym wieku, niektórzy w widoczny sposób niesprawni. Nieco młodsi stali na zewnątrz, próbując dostarczyć nam np. ciepłą herbatę. W tym stojącym z boku przy Rondzie de Gaulle’a niewielkim, niegroźnym i nikomu niczym nieprzeszkadzającym tłumku, co raz wybuchały scysje, ktoś wylądował na bruku przewrócony przez policję itd. W sądzie policjanci zeznawali – w tym ów poszkodowany przeze mnie Król – że trzymali nas po to, by wymusić wylegitymowanie się. Takie postępowanie wypełnia kodeksowe znamiona tortury, choć oczywiście, kiedy się zestawi te nasze kilka godzin na mrozie z tym choćby, co niedługo potem przeżyli (albo nie przeżyli) ludzie na polsko-białoruskiej granicy, sprawa wygląda na żart. Jak jednak nie patrzeć, istnieje związek między rozporządzeniami o godzinie policyjnej bez stanu nadzwyczajnego, a niewiele późniejszą praktyką i regulacjami na pograniczu. Każda władza testuje możliwości – obostrzenia w pandemii i godzina policyjna oczywiście były takim testem również.
W trakcie tego wszystkiego policjantów wokół nas, a zwłaszcza Mariusza Króla, który był co najmniej jednym z dowodzących, a jest szczególnie ograniczonym i często brutalnym osiłkiem, lżyłem na miejscu po wielokroć, usiłując sprowokować choćby jego oskarżenie mnie przed sądem. Kiedy w którymś momencie jeden z moich przyjaciół usłyszał od Króla po raz kolejny, że wysikać się w toalecie może, jeśli się „dobrowolnie wylegitymuje”, złapałem Króla za przedramię i potrząsałem nim aż się upewniłem, że zobaczą to pozostali policjanci i zarejestruje policyjna kamera, a sam Król potwierdzi, że na niego w ten sposób napadłem. W tym samym czasie zelżyłem go również od ostatnich – również upewniając się, że został znieważony i to potwierdza. Wszystko po to, by wymusić interwencję zamiast trzymania nas na mrozie. No, nie wymusiłem jej, spowodowałem za to proces – też dobrze. Policjanci w końcu odpuścili i w szóstej godzinie kordon zniknął, wszyscy odeszliśmy, nie wylegitymowano nikogo.
Adwokat Radek Baszuk podniósł w oświadczeniu końcowym te właśnie okoliczności. Powiedział, że jeśli stosować – jak chce prokuratura – artykuły o znieważeniu i naruszeniu nietykalności funkcjonariusza publicznego, to one wyraźnie mówią, że chodzić musi o czyn w związku z obowiązkami pełnionymi przez poszkodowanego funkcjonariusza. Król natomiast – co bez wątpliwości wykazały rozprawy, w tym własne zeznania policjantów oraz pełna relacja filmowa – obowiązków funkcjonariusza nie podejmował, zaniedbywał je lub przekraczał. Gdyby z kolei do zelżenia i napaści na Króla zastosować inne przepisy, to wymagałyby one oskarżenia prywatnego, a ono nie nastąpiło. W takim jednak przypadku orzecznictwo i tak jest jednoznaczne i potwierdzone wyrokami SN – zachowanie rzekomo poszkodowanego nie może być „niewłaściwe” ani „wyzywające”. Nagrany materiał nie pozostawia wątpliwości również w tej sprawie.
* * *
Sam mówiłem o nieco innym aspekcie sprawy, koncentrując się bardziej na etycznych zasadach niż kodeksowych normach, choć jedno z drugim wiąże się ściśle – zwłaszcza w ostatnich latach w salach Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia. Mówiłem, że na własne rozprawy przychodzę z rosnącym zmieszaniem. Wszystkie sprawy Obywateli RP wiążą się z realizacją prostej zasady ruchu, który usiłuje wydeptać realne poszerzenie sfery obywatelskich wolności lub choćby powstrzymać ich ograniczanie. Ta zasada mówi, że ilekroć władza dokona kolejnego ograniczenia, obowiązkiem obywateli jest stanąć właśnie tam, gdzie im tego przed chwilą zakazano – a nie tam, gdzie im się na to wciąż łaskawie zezwala.
Jeśli oznacza to konflikt z prawem lub jego jawne złamanie, to trudno – należy bez skargi ponieść związane z tym konsekwencje w przekonaniu, że nie ma lepszego sposobu, by postawić problem. Powód mojego zmieszania jest natomiast prosty – z nielicznymi wyjątkami ogromna większość naszych spraw w SR dla W-wy Śródmieścia dotyczy wykroczeń. Grożą nam co najwyżej grzywny za mandaty karne. Sędziowie natomiast – wydając orzeczenia uniewinniające wbrew oskarżeniom policji – ponoszą nieporównanie cięższe konsekwencje i sędziowie z Warszawy Śródmieścia już je ponieśli. Za ich postawę jestem im wdzięczny – wdzięczna powinna im być Polska po prostu – niemniej mam rosnące poczucie, że ryzykuję w tych sprawach wcale nie ja, a raczej wystawiam na ryzyko innych.
Niezależnie od tego przychodzę do sądu z całkowitą gotowością na wyrok skazujący. Gotów jestem również uznać jego ewentualną słuszność. Tak było wiele razy i tak jest tym razem. W państwie demokratycznym i wolnym, o którym marzę, nie ma miejsca na takie zachowania w trakcie zgromadzeń publicznych, jakie właśnie sam zademonstrowałem. Nie mam żadnych wątpliwości, że nie wolno używać żadnej formy fizycznej i symbolicznej agresji i nie wolno naruszać czyjejkolwiek godności – niezależnie od wszelkich możliwych ocen tego lub innego polityka, funkcjonariusza lub po prostu człowieka. Żadna wolność zgromadzeń i żadna wolność słowa nie daje prawa poniżać kogokolwiek i kimkolwiek pomiatać. Zgromadzenie publiczne, które zasługuje na konstytucyjną ochronę musi bezwzględnie wystrzegać się wszelkich tego rodzaju rzeczy. Ta zasada stała się bardzo kłopotliwa po doświadczeniach protestu Strajku Kobiet – nie chcę tu już komentować haseł typu „jebać psy” albo głównego „wypierdalać”, chcę jednak podkreślić, że tego problemu nie wolno tracić z oczu, jeśli chcemy doczekać wolności w praworządnym państwie, w którym demonstrujący prawacy będą przecież mieli (i miewali w przeszłości) równie silne jak my przekonanie o własnych racjach i równie dojmujące poczucie krzywdy.
Wobec Mariusza Króla połamałem sam wszystkie tabu, które sobie i innym dotąd narzucałem, próbując być w tym tak konsekwentnym, jak tylko umiałem. Złamałem te zasady nie dlatego, że „tym razem mi się nie udało”, ale z rozmysłem i w przekonaniu, że tak należało postąpić. Nie do mnie należy teraz ocena. Przychodzę po nią do sądu – właśnie po to tam przychodzę – zdecydowany tę ocenę uznać, bo wszyscy w państwie potrzebujemy arbitra, którego werdyktu się nie kwestionuje.
Źródłem kłopotu, z którym przychodzę, nie jest natomiast moje postępowanie wobec Króla, czy wobec policji w ogóle. Źródłem jest moment, w którym Królowi ktoś dał mundur policjanta z godłem państwa, dał mu broń i prawo stosowania przymusu. Kłopot ma wówczas każdy przyzwoity człowiek, który Króla w akcji zobaczy na ulicy. Wiele razy próbowaliśmy wszcząć postępowania przeciw postępującym w ten sposób policjantom. Nigdy dotąd to się nie udało. Zrobiłem, co zrobiłem, również po to, by na salę sądu trafił on – nie tylko ja. Jeśli to ma oznaczać moje skazanie, to może nawet lepiej. Tym silniej problem zostanie postawiony. Wypuścić Mariusza Króla w mundurze i z bronią w ręku na ulicę to tak, jakby wypuścić na nią goryla. Może sprowadzać zagrożenie i wielokrotnie je sprowadził. Zawsze natomiast obraża godność polskiego państwa.
* * *
Napisałem wyżej i powiedziałem w sądzie, że w demokratycznym i wolnym państwie, o którym marzę, nie ma miejsca na takie zachowania, jak to moje zademonstrowane wobec Króla w tamtego Sylwestra i że o tej zasadzie należy pamiętać, choć stała się dość kłopotliwa po gwałtownych protestach zwłaszcza kobiet. A może szczególnie po tych demonstracjach trzeba o tym pamiętać, jeśli rzeczywiście chcemy wolności, która nie może oznaczać braku ograniczających każdą wolność zasad. Jakkolwiek to trudne i bardzo niejednoznaczne – przecież nie będę twierdził, że protest kobiet przekroczył granice, bo ich nie przekroczył, granice przekroczono wobec nich – jestem do tej zasady przekonany. Podobnie jednak wiem bardzo dobrze, że naprawdę obowiązkiem ludzi przyzwoitych jest stawać właśnie tam, gdzie im się tego zakazuje i stawać naprzeciw takim typom, jak ów Mariusz Król i jego policyjni oraz ministerialni szefowie – bo każdy z nich jest przestępcą. Nie stanęliśmy tak jednak w wielu miejscach, w tym na białoruskiej granicy, na której dokonywano i wciąż dokonuje się po prostu zbrodni. Kiedyś za to zapłacimy. Każda duperela, jak ów Sylwester, czy np. nadchodzące marsze faszyzujących nacjonalistów w rocznicę Powstania – wszystko to bezwzględnie wymaga nie potępienia, a po prostu oporu. Za każde zaniechanie w takich sprawach zapłacimy. Już płacimy, choć dotychczas cenę naprawdę straszliwą zapłaciliśmy jeszcze nie my, a uchodźcy w lasach na pograniczu.
6 thoughts on “Naruszenie nietykalności funkcjonariusza Mariusza Króla”
Po tym jak PIS wprowadził konieczność rodzenia ciężko chorych dzieci, zlekceważył ogromne protesty, wszystkim opadły ręce. Ludzie są zrozpaczeni. PIS ma ok. 35% poparcia.
100%- popieram i dziękuję. Jesteś bardzo prawy
Paweł, sąd uzna nadrzędność szlachetnych intencji („I have a dream…”) i ujdziesz cało. Jeżeli jednak otwarcie demaskujesz przestępców wśród komendantów i ministrów, to rozumiem, że złożysz zawiadomienie? W przeciwnym razie fraza „robienie z gęby cholewy” zyskałaby niepożądaną adekwatność… Po twoim uniewinnieniu niektórzy złośliwie powiedzą, że statuetki „Black Power” mają dobrą stopę zwrotu, ale ludzie już takie są. Naczytali się w Biblii i u Szekspira o niesprawiedliwych sędziach i trudno to wykorzenić. A kto powiedział, że sprawiedliwość w ogóle istnieje? Parafrazując słynnego Michaela J. Sandela – próba znalezienia sprawiedliwych zasad sprawiedliwości wydaje się chybionym przedsięwzięciem. Pozdrawiam Cię serdecznie, ale nie sympatyzuję ze sposobem w jaki traktujesz niektòrych ludzi, nawet jeśli są policjantami i nawet jeśli twoje uzasadnienie na poziomie retorycznym budzi mój podziw. Oczywiście pisząc to w fotelu Ingvar Kamprad z wygodnym podnóżkiem mam zerowy tytuł do prawienia morałów marszałkowi polnemu, więc wręcz upraszam o umiarkowane lekceważenie. Bywaj zdrów.
Hm. Nierzadko uniewinniali mnie wbrew mojej woli. Np. za „naruszenie miru domowego” w Sejmie. Murek, który przekroczyłem, sąd uparł się uznać za „nieogrodzenie”, choć wyjaśniałem, że miałem pełną świadomość wtargnięcia tam, gdzie mnie bardzo wyraźnie nie chcą i że trzymetrowy płot też bym przekroczył, o ile tylko fizycznie bym zdołał. Albo, kiedy próbowałem naprawdę zatrzymać smoleński „Marsz Pamięci”. Miałem wtedy poczucie, że ingeruję w prawo przeciwników, które skądinąd uznaję i wiem, że ono zasługuje na ochronę, a zdecydowałem się na ten gest — dla mnie bardzo skrajnie radykalny właśnie z powodu poszanowania konstytucyjnych wartości — dlatego, że moja podobna wolność została wielokrotnie i z wyjątkowo bezczelną ostentacją połamana, ale zwłaszcza dlatego, że właśnie rozpoczęto ekshumacje, czyli horror zupełnie nie do opisania właściwymi słowami. Natomiast byłem przekonany, że nas za to skażą i że skazać powinni, by zatrzymywanie cudzych demonstracji absolutnie nie może być normą. Jednak sędzia uznał — i niestety miał pełne podstawy i racje — że smoleńskich marszy nie da się traktować jak zgromadzenie publiczne, bo to jest zamknięta, prywatna impreza pewnej partii i kilku stowarzyszeń, a na ochronę prawną szczególnego rodzaju zasługiwało w tej sytuacji wyłącznie nasze zgromadzenie. Pozwoliłem sobie dyskutować z sędzią na sali. Miał rację. Liczyłem na analizę konstytucyjną i sąd mi jej — w tamtym przypadku — odmówił, ponieważ istnieje kolejność argumentów, które trzeba brać pod uwagę. Jeśli nie są spełnione kodeksowe przesłanki, to to kończy sprawę i podejmowanie konstytucyjnych argumentów nie ma sensu podnosić… Taki los.
Król zaś. To naprawdę jest ktoś po prostu niebezpieczny. Widziałem go w akcji wielokrotnie. Te ich „interwencje” przeciw nam są naprawdę groteskowe — od razu na samym starcie. Trzydziestka staruszków i przemoc? Taka, że ludzie lądują na bruku? Naprawdę? W wydaniu oddziałów prewencji zaprawionych pod stadionami? Użyłem porównania do goryla — precyzyjnie jednak. Nie mówię, że Król to goryl, mówię, że wypuszczenie go z bronią jest porównywalne do wypuszczenia na ulice goryla. Bo jest. Zdolność oceny sytuacji u tego faceta jest żadna. Skłonność do przymusu — bardzo znaczna. Świadomość prawa i własnej roli — zero. Królowi — jak każdemu człowiekowi — przysługuje ochrona godności. Zadbam o to, kiedy on stanie przed sądem. Póki nie stoi, jest przede wszystkim oprawcą i to oprawcą naprawdę. Oczywiście, że składaliśmy doniesienia. W sprawie tego Sylwestra również. Prokuratura umorzyła, sąd nakazał przeprowadzenie postępowania. Zobaczymy.
Udało nam się uzyskać ileś orzeczeń o nieprawidłowości interwencji. Nieco mniej ich uzyskaliśmy o nielegalności — częstsze są wyroki „legalne, ale nieprawidłowe”. To się da sprowadzić do absurdu — policjant zastrzeli cię legalnie, bo ustawa o policji pozwala mu strzelać. Nieprawidłowo cię zastrzeli, bo nie było żadnego powodu — ale legalnie, bo policjantowi wolno. W kilku przypadkach udało się nawet dostać odszkodowania za nieprawidłowe interwencje. Ale nigdy nikt z nich nie poniósł odpowiedzialności — ani za rozkaz, ani za jego wykonanie.
Szkoda. Bo jednym z efektów tej sytuacji jest rosnące po naszej stronie przekonanie, że każdemu wolno w każdej chwili np. zablokować jezdnię w centrum miasta, bo tak działa wolność demonstracji. No, nie — tak ona nie działa. Każdemu wolno krzyczeć „jebać psy”, bo wolność słowa, a to są faktycznie psy i trzeba je jebać (skąd taki imperatyw ja nie wiem, nigdy nie jebałem żadnego psa i nie widziałem, żeby ktoś to robił). Niniejszym, w przypadku Króla, dołączyłem do tych, którzy się tak zachowują i to nawet bardziej, bo faktycznie, a nie na niby „naruszyłem” (choć przecież celowo demonstracyjnie i celowo niegroźnie). Tyle, że zrobiłem to tak, żeby się znaleźć przed sądem i naprawdę ponieść konsekwencje. Fakt, Król jest intelektualnie niesprawny i zeznawał tak, że nie wiem, czy da się mie skazać…
***** PiS, ***** PO, ***** SLD i ***** Obywateli RP. Nie zostaje nic, jak tylko rozpłakać się nad karyą wyborczą. Wszystkie niemal partie, poza śmierdzącą onucami Konfederacją, popierają ograniczanie praw obywatelskich znpowodu COVID-19. Gdzie alternatywa dla PiS?! Tusk, rycerz na białym koniu, licytujący się na podwyżki, ulgi, social itp? SLD z tuzami intelektu, których wypowiedzi to jedynie pierdololo na temat lgbt? Żal mi nas…
Ps.
***** Obywatelj RP.
O, to ciekawe myśli. Co do j….nia Obywateli RP, proszę się nie martwić, tym się zajmuje mnóstwo innych, zwłaszcza policja. Przez ostatnie 2 lata dręcząc nas zwłaszcza z powodu łamania covidowych zakazów — tak przy okazji.
Co zaś do meritum, o ile takie istnieje. Tak, sądzę, że większość z nas uważała covidową ostrożność za potrzebną i uzasadniającą różne działania państwa, w tym te, które ograniczają wolność obywateli. Sądzę — bo rzadko o tym rozmawialiśmy, natomiast bezustannie rozmawialiśmy o nadużyciach władzy pod pretekstem covida. Nie tylko rozmawialiśmy, ale aktywnie przeciw nim działaliśmy.
Robienie nam z tego zarzutu jest nieco niepoważne, wbrew faktom i dość krzywdzące, jeśli wziąć pod uwagę ilość policyjnych działań przeciw nam i ich charakter.
Natomiast owszem, uważamy, że państwo może i powinno sięgać po opisane prawem i pozostające w jego granicach nadzwyczajne środki, jeśli to jest uzasadnione poważnym interesem społecznym. Uważamy, że według całej dostępnej wiedzy było. Choć trudno mówić o działaniach polskiego państwa, którego główną intencją było wówczas właśnie łamać prawo. I tak, parlamentarna opozycja na ogół się na to godziła. Owszem, przy np. strajkujących przedsiębiorcach byli wyłącznie ludzie z Konfederacji, co demokratow kompromituje. Powinnibtam być, pokazując — nietrudne to było — ze interesów tych ludzi najskuteczniej i najmocniej strzeże praworządnie przestrzegana konstytucja.