Duży Format Wyborczej i w nim wywiad z Hołownią, który zbiera bęcki za deklarację o samodzielnym starcie, wygłoszoną w tym swoim charakterystycznym, znaczonym infantylizmami stylu, w dodatku tym razem bardzo bez klasy. Wcześniej bęcki zebrał Hołownia za „zdradę opozycji” i złamanie solidarności w faktycznym poparciu pisowskiej ustawy o SN – często gromy rzucali nań na jednym oddechu ci sami ludzie, którzy oburzali się kunktatorską wyprzedażą pryncypiów w zamian za PR-owe korzyści
Proszę zajrzeć do tego tekstu i przeczytać komentarze pod nim.
– „Idź ty Szymusiu skąd przyszedłeś, na jakiś kanalik religijny do RadYja.”
– „Hołownia jest jednak żałosny. Właśnie pokazuje swoją prawdziwą twarz. Jesienią kaczy faszysta, przemawiając po zwycięskich wyborach, powinien najpierw podziękować Hołowni. Mało który pisowski sługus przyczyni się tak do zwycięstwa kaczego przestępcy jak Hołownia.”
„Laleczka Chucky.”
„Marzy, żeby być prezydentem i liczy na to, że Kaczyński mu to obieca za rozwalanie opozycji!!!”
Itd. Charakterystyczne jest – jak zwykle – że treść tych komentarzy nie ma kompletnie związku z tym, o czym Hołownia mówi i jakich argumentów używa w wywiadzie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Wspólna lista – nie czekając na biały dym
Pl 2050 ma wszystkie szanse pójść pod próg. Po moich własnych rozmowach z politykami tej partii, wściekły doszedłem do wniosku, że trudno, niech tak będzie, najwyraźniej zasługują. Ale na akcję grillowania Hołowni za odmowę wspólnej listy patrzę z rosnącym przerażeniem. Dobrze wiem, że Hołownia nie dostał żadnej uczciwej i rzetelnej oferty, a apele do niego są wyłącznie PR-owymi sztychami, na które nie umie odpowiedzieć inaczej, jak tylko powtarzając infantylizmy i nieprawdy mające przykryć tę brutalnie prostą prawdę, że Pl 2050 nie chce honorowo zakończyć żywota dla dobra ojczyzny.
Hołownia – katolik mógłby być szanującym demokratyczną praworządność chadekiem. Mógłby być opcją dla chcących porzucić PiS katolików – potencjalnych chadeków. Nie – nie chcemy tego. Jest V kolumną episkopatu i ma spadać.
Lech Wałęsa i jego Komitet Obywatelski tworząc listy wyborcze w 1989 roku zapraszał na nie np. ludzi z KPN, choć to była egzotycznie odległa bajka. I wiele innych podobnie odległych środowisk. Mało kto pamięta, że Tadeusz Mazowiecki odmówił wtedy kandydowania, bo jego zdaniem nie tylko wybory kontraktowe zbyt mocno odbiegały od akceptowalnej demokracji, ale i sama procedura wyłaniania kandydatów pozostawiała wiele do życzenia. Pomimo tych zgrzytów i kłopotów KO „S” robiła wszystko, by dosłownie każde środowisko było reprezentowane. Dobrze wiedząc, jakim wartościom to służy i dlaczego to jest również strategicznie konieczne.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Koń lub Pakt Obywatelski
Patrzę na komentarze już dosłownie wszędzie i wiem, że czytają je zwolennicy Hołowni. Efekt będzie gorszy niż tylko Pl 2050 pod progiem, albo na szarym końcu listy wyników, płacąca frycowe, które utworzy premię d’Hondta dla zwycięzcy. Czytający te komentarze zwolennicy Hołowni nie przejdą do KO. Zawsze mieli wobec niej rezerwę – to stąd brała się popularność Hołowni i jedna z wartości Pl 2050. Teraz pogardliwy hejt, dość trafnie rozpoznawany jako hejt wyborców PO, budzi nienawistne reakcje Szymonitów. Róbmy tak dalej, a większość tych ludzi w dobrej wierze widzących w Hołowni potrzebną im alternatywę dla PO, po prostu zostanie w domach. Tak stracimy może nawet jakieś 10% potencjalnych głosów.
To fakt, że sam Hołownia pomaga w tym znacznie. Ale ktoś tu powinien mieć rozum. Hołownia obiecywał „nową jakość” w polityce. Nie pierwszy, ale być może jest jednym z ostatnich, który zdołał to zrobić w jakiejś mierze skutecznie. W końcu ileż można przeżywać rozczarowań. Nowa jakość objawiła się partią o najbardziej antydemokratycznym, wodzowskim statucie spośród wszystkich mi znanych, o praktyce budowania kapitału opartej na transferach, intensywnie doskonalącej polityczne techniki z najbardziej skompromitowanego partyjniackiego instrumentarium. Mimo to Pl 2050 miałaby i tak wartość, jak ma ją każda alternatywa. Właśnie pozbywamy się resztek tej wartości bardzo wymiernie przeliczalnej na bezcenne głosy.
PRZCZYTAJ TAKŻE: Wspólna lista to ruch społeczny, nie partyjna koalicja
Tymczasem kolejny tekst w Wyborczej – tym razem Stołecznej sprzed paru dni – to wywiad z prof. Flisem na temat roli Rafała Trzaskowskiego w polityce i w PO. Tytuł: „Czy Rafał Trzaskowski to polityk leniwy? Prof. Flis o faktach i mitach na temat prezydenta Warszawy i jego roli w wyborach”. Fragment:
„[Tusk z]daje sobie sprawę, że młodszy kolega [Trzaskowski] nie wbije mu w tym momencie noża w plecy. Lecz wszyscy wiedzą, że gdy tylko liderowi PO powinie się noga, to Trzaskowski automatycznie zajmie jego miejsce na czele partii, tak jak to było z Małgorzatą Kidawą-Błońską – jego kandydatura nie była kwestionowana. Lecz jest też poza wyobrażeniem Tuska, że mógłby stworzyć z Trzaskowskim duet, dołączając go jako „dobrego glinę”. Na marginesie dodam, że podobną relację mają Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda. Pan prezydent mógłby odgrywać rolę współlidera obozu rządzącego, a kiedyś zostać następcą tracącego siły prezesa. Jednak Kaczyńskiego najwyraźniej drażni, że mógłby się z kimś podzielić władzą. Nie sądzę, żeby Tuska i Trzaskowskiego łączyła tak toksyczna relacja, jak w przypadku Kaczyńskiego i Dudy, jednak coś jest na rzeczy.”
Wybitny, rzeczywiście fachowy socjolog, znawca procesów wyborczych, prof. Jarosław Flis powtarza oto zakulisowe plotkarskie oceny, wróży z gestów, fragmentów wypowiedzi, postępując dokładnie jak niegdysiejsi kremlinolodzy, odmierzający w sekundach skrócenie lub wydłużenie uścisków dłoni przywódcy, usiłując wydedukować cokolwiek z doskonałej czerni nieprzenikliwego Politbiura KPZR. Nie krytykuję Flisa. Taka jest rzeczywistość politycznej debaty w Polsce. Idą wybory, a my właśnie tyle wiemy o wszystkim, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami partyjnych gabinetów i co przesądzi o naszym losie. „Coś jest na rzeczy”… K…a, naprawdę?!
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nowe okręgi senackie zgodne z kodeksem wyborczym
Obawiałem się pyrrusowego zwycięstwa, po którym upadek władzy demokratów będzie miał konsekwencje straszniejsze niż cokolwiek widzieliśmy dotąd. Ale to nam grozi w coraz mniejszym stopniu. Ciężko pracujemy po prostu na porażkę. Bardzo bym chciał się mylić. Ale i tak czuję się w obowiązku przestrzec, czym to wszystko nam grozi, przypominając, że Obywatele RP jakoś w tego rodzaju prognozach nie pomylili się nigdy. Nie mam wielkich nadziei, że ktokolwiek tych przestróg wysłucha, albo skorzysta z rady, by „naszych” jednak stanowczo przywoływać do porządku, ilekroć trzeba – a trzeba wciąż i bez przerwy. Wolimy wierzyć do końca, że „oni” – ci „nasi” – wiedzą, co robią, jak wierzyliśmy w 2019 roku, kiedy „nasi” z pełną świadomością szli po wyborczą porażkę. Obawiam się bardzo, że dobrze się to skończyć nie może.
Tymczasem pożegnajmy koleją „nową nadzieję”. R.i.P.
1 thought on “Ciężko pracujemy na porażkę”
Taka ciekawostka odnośnie R.I.P dla P2050.
Przed tygodniem odbył się I Zjazd P2050, który w krótkich fragmentach sobie obejrzałem https://www.youtube.com/live/yOl4hvyC6pU?feature=share&t=570 (nudne i wyświechtane to jak cholera).
Ale ponieważ mam „bzika” na punkcie reprezentatywności partycypacyjnej polskich „partii politycznych”, to jedno sobie odnotowałem z zainteresowaniem. Mianowicie liczby z powszechnych wyborów przewodniczącego nowej „partii”. Te liczby podane to:
Frekwencja: 83,38%
Liczba kandydatów: 1
Liczba głosów oddanych ważnych: 311
Liczba głosów ważnych na kandydata: 310
Zakładając nikłe prawdopodobieństwo większej ilości głosów nieważnych wychodzi mi, że „partia” Hołowni liczy sobie aktualnie 373 członków.
A więc klasyczna wirtualna partyjka, „kanapa”, lub mówiąc mniej przyjemnie – taka kreatura medialna napompowana do ogromnych rozmiarów jak prezerwatywa, takie nic, takie „mniej niż Ziobro”.
Po tych liczbach straciłem ochotę słuchania występu nowego „pajaca – wodziusia” i nawet Pańskie dywagacje o sile koalicyjnej tego stworu, o strategiach i taktykach konstruowania zjednoczonych frontów opozycyjnych tracą poważnie na powadze. No bo z kim? Bolek, Lolek, Tola, Rozbójnik Rumcajs, Koziołek Matołek i inne podobne kreacje medialne, które rzewnie i z sympatią wspominam z dzieciństwa, to były przynajmniej kreacje poważne, mądre i coś w życie ludzi wnoszące.