Od kilku dni słyszymy o rzekomym rozłamie w obozie rządowym. To, że politycy PiS i prawicowych przystawek puszczają kolejnego szczura, żeby odwrócić uwagę społeczeństwa od nieuchronnie nadciągającej katastrofy, nie dziwi mnie w ogóle. Natomiast fakt, że opozycja na to reaguje inaczej niż wzruszeniem ramion, a dziennikarze traktują te bzdury z pełną powagą, zaczyna mnie oburzać
Wiem, że porównanie Polski do dziurawego, a w dodatku pędzącego na rafę wraku, już wielokrotnie było używane, lecz zwłaszcza jako żeglarzowi nie przychodzi mi do głowy żadne lepsze. A sytuacja już dziś wygląda dramatycznie, mimo że jeszcze na tę rafę nie wpadliśmy, jeszcze zostało kilka minut, by zrobić zwrot i ominąć skały.
W sytuacji zagrożenia odpowiedzialny kapitan nie spiera się z załogą, czy do portu dopłynie 10 maja, czy może dopiero w październiku, tylko przydziela jej zadania, żeby uratować statek. Tymczasem w państwie rządzonym przez PiS trwają dyskusje, czy płynąć jak najszybciej, czy może zmienić kurs, a oszalały ze strachu kapitan nawet nie zauważył, że część szalup ratunkowych już zgubił, silniki w maszynowni rzężą, a jego oficerowie wachtowi zaczynają knuć, jak pozbyć się nieudolnego dowódcy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Hucpa z terminem wyborów jest po to, by odwrócić naszą uwagę
Niestety, najbardziej cierpią na tym pasażerowie, którzy przed rejsem zaufali kapitanowi i załodze. Gdy statek zbliży się do raf, załoga podejmie próbę ucieczki na nielicznych już szalupach, a zrozpaczeni pasażerowie rzucą kapitana rekinom na pożarcie. Sami także chwilę później znajdą się w ich paszczach.
Odpowiedzialny rząd robi inaczej
Odpowiedzialny rząd ogłosiłby po prostu stan nadzwyczajny z powodu epidemii, wybory siłą rzeczy odkładając na kilka miesięcy. To, czym w tej chwili rząd powinien się zajmować, to przede wszystkim ratowanie milionów obywateli, którym grozi nie tylko koronawirus, ale też bezrobocie i brak środków do życia.
We wszystkich niemal krajach wybory przełożono, a rządy zaproponowały swym obywatelom realną pomoc, a nie kpinę w rodzaju pisowskiej „tarczy”. Powstają szpitale polowe, zwolnieni pracownicy otrzymują z kasy państwa kilkadziesiąt procent swych poborów, a przedsiębiorcy mają rzeczywiste wsparcie.
W Polsce wszyscy widzimy, jak to wygląda. Brakuje testów i rękawic, maseczek, środków do dezynfekcji, personel medyczny pracuje w skandalicznych warunkach, w dodatku jest karany za najmniejszą nawet próbę protestu, a członkowie rządu… rozważają, czy nie urządzić farsy w postaci wyborów „kopertowych” lub może zmienić Konstytucję, żeby przedłużyć kadencję człowieka od pięciu lat skutecznie ośmieszającego urząd prezydenta. Opozycja zaś niemal w komplecie równie poważnie pochyla się nad tym bajdurzeniem i rozpatruje różne warianty działań zmierzających do wyboru prezydenta, zamiast po prostu wzruszyć ramionami i twardo domagać się konkretnych działań na rzecz społeczeństwa, pozostawionego samemu sobie.
A przecież dobrze wiedzą, że żadne z rozwiązań poza odłożeniem wyborów do zakończenia stanu nadzwyczajnego, który należy wprowadzić natychmiast, nie wchodzi w grę. I że za chwilę będą do tego po prostu zmuszeni, bo wirus tych wszystkich bzdur nie słucha i robi swoje.
Bajdurzeniu polityków wtórują media
Oczywiście bajdurzenie polityków odbywa się przy wtórze mediów, czołowi dziennikarze telewizyjni i radiowi w rozmowach z zapraszanymi gośćmi poważnie rozważają, czy pan Gowin naprawdę w trosce o zdrowie Polaków gotów jest opuścić rząd, a jeśli tak, to na jakich warunkach. I kombinują, czy to opozycja kupi, czy raczej nie, bo przecież Gowin dawno już utracił wiarygodność.
Czas najwyższy powiedzieć im wszystkim, że g…o nas to obchodzi! Niech politycy sobie bredzą, niech żrą się między sobą Kaczyński z Gowinem, ale od dziennikarzy wymagajmy zajmowania się realnym zagrożeniem i rzeczywistymi działaniami władzy, a nie jej wypowiedziami.
Wybory to problem wyłącznie oszalałego ze strachu prezesa Kaczyńskiego i jego akolitów, którym grozi w najlepszym razie odpowiedzialność karna. Prezes o tym wie, więc rozpaczliwie szuka rozwiązania. Historia zna przecież drastyczne przypadki obalania dyktatorów, jak np. Nikolae Ceausescu. Prawdopodobnie dlatego w szpitalach dziś brakuje testów, maseczek i środków do dezynfekcji, bo władza gromadzi je w Agencji Rezerw Materiałowych na potrzeby wojska i policji, które za miesiąc, może dwa zechce wygonić na ulice, by tłumić bunty zdesperowanych ludzi.
Raz jeszcze apeluję do dziennikarzy: nie dajcie się wciągać w te idiotyczne, niemające znaczenia brednie o wyborach korespondencyjnych, zmianie Konstytucji itp. Zacznijcie twardo żądać wyjaśnień, co konkretnie robi ten rząd, żeby ratować nasze zdrowie i miejsca pracy.
Niech wreszcie zada ktoś pytanie, gdzie się podziały testy zamówione i opłacone chociażby przez Centrum Onkologii w Warszawie, bo zamiast tam, trafiły do rządowych rezerw. Niech ktoś zapyta, dlaczego wojsko jeszcze nie zaczęło budowy polowych szpitali. Dlaczego ciągle nikt nie troszczy się o ludzi, którzy codziennie narażają swoje zdrowie i życie, pracując w warunkach urągających wszelkim zasadom bezpieczeństwa. To są problemy, którymi władza ma psi obowiązek się zajmować, a nie urojenia pana Kaczyńskiego, który jak Gomułka chciałby raz zdobytej władzy nie oddać już nigdy.
Nie ma dziś ważniejszego tematu! Za chwilę już nie będzie miejsca do zwrotu przed rafami.
fot. flickr
- Krzysztof Siemieński, dziennikarz i żeglarz, były więzień polityczny w PRL.