Moja główna obawa, to ewentualne poparcie większości dla autorytaryzmu, który w trudnych momentach obiecuje wszystko, a w dłuższej perspektywie niczego nie spełnia
Przewidywanie jest trudne, jeśli dotyczy przyszłości – ktoś powiedział...
Śmierć Jana Pawła II była wielkim wstrząsem, mimo, że jakoś spodziewana. Jeszcze nie ostygło ciało papieża – rewolucjonisty, a już pogodzeni na chwilę kibice znów ruszyli na ustawki
Po nadziejach moralnych i społecznych, wiązanych z „wytworzonym” nagle „Pokoleniem JP II”, nie zostały dziś nawet opary. Po samym Karolu Wojtyle seria koszmarnych w większości pomników i coraz większa krytyka za jego brak reakcji na pedofilię w Kościele. Nie sprzyja dobrej pamięci o nim w dużej części dzisiejszej katolickiej Polski jego stanowisko w sprawie Unii Europejskiej, Okrągłego Stołu i walki bez przemocy w wykonaniu „Solidarności”.
U mnie będzie miał w tym na zawsze plusy. Ale to moja prywatna Polska ateistyczna…
Tak to wyglądała w kwietniową rocznicę odejścia Papieża – Żeglarza.
PRZECZYTAJ TAKŻE: PiS jest dziki, PiS jest zły – polityka bez żadnego znaczenia
Nie wiadomo kiedy minęło 10 lat od katastrofy smoleńskiej i wbrew chwilowym nadziejom, przyniosła ona bezprecedensowy wybuch nienawiści, podziały i masę obrażających umysł człowieka bzdur, traktowanych użytkowo w sposób obrzydliwy. I to, tak trzeba powiedzieć: z winy i inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego i jego obozu politycznego (a przecież on sam poniósł wielką stratę). Ale też na tej tragedii narodowa prawica przerwała serię swoich wyborczych porażek.
I końca nie widać, ofiary katastrofy znajdują się coraz bardziej w cieniu mentalnej jatki, podobnie jak sam Katyń – już dawno w cieniu katastrofy z 10 kwietnia 2010.
Drugiego albo trzeciego dnia po katastrofie na zniczowisku pod wrocławskim Ratuszem, ktoś postawił górujący zniczami duży portret Lecha Kaczyńskiego i Pierwszej Damy. Pomyślałem wtedy: „no, zaczęło się”… Można dodać: trwa do dziś i końca nie widać.
Zawsze także, dziś kiedy dzieje się coś nienormatywnego w skali i jakości, naturalne jest pytanie: co potem?
Co wróci do stanu wyjściowego, a co się zmieni na zawsze (co to znaczy „zawsze”?). Wojny i rewolucje, ale też epidemie i klęski żywiołowe owocują często zmianami ostatecznymi – wystarczy porównać mapę i nie tylko mapę Polski z 1939 roku i tejże z 1945.
le też wiele jest przykładów innych:. Stąd zdanie z „Lamparta” di Lampedusy: że wszystko musi się zmienić, żeby wszystko zostało tak samo…
Po trwającej epidemii może wzrosnąć świat online, ale jednocześnie, mimo postępu technologicznego, pokazał on swoje granice.
Państwo i częściowo struktury lokalne i NGO zyskają na znaczeniu, bo międzynarodowe korporacje, które rządzą światem, są – poza pojedynczymi charytatywnymi gestami – nieobecne w walce z epidemią. A Jeff Bezos, jak wrocławska rodzina Schottlanderów na wojnie francusko-pruskiej, usiłuje zarobić, ile się da w czasie epidemii i też dzięki niej.
Rośnie przepaść między królującymi w mediach wariującymi w domu wolnymi zawodami, a zasuwającymi codziennie rano do roboty „niebieskimi kołnierzykami”, co to chodzą do pracy codziennie na 8 godzin, jakby nigdy nic.
I prywatyzacja opieki dentystycznej, która pozwalała zafundować sobie białe uśmiechy 80 procentom społeczeństwa, pokazała swoje granice: nikt nigdzie nie zaplombuje zęba do końca epidemii.
A pochwały pracy na czarno i pół czarno, umów nie o pracę, umów czasowych: gdzie są ich piewcy?
I jeśli ludzie pracy (celowo używam tego archaizmu) teraz się nie zorganizują, prawdopodobnie znów w związki zawodowe, a konsumenci w ruch konsumencki, to wszyscy zostaniemy niewolnikami już na dłużej – zawsze, którzy będą zasuwać na Bezosów, żeby ci mogli potem przeznaczać miliardy na ważny skądinąd klimat.
Rządy, na których teraz wisi wszystko, zrobią wszystko, żeby wprowadzić, jak najwięcej ponad tymczasowych przepisów, które zbliżają społeczeństwa do autorytaryzmu.
Chiny zaszczuły lekarzy alarmujących o nadejściu epidemii, ale w nich coraz bardziej wielu upatruje antidotum na wszystkie problemy.
Jeśli Unia Europejska nie znajdzie drogi i języka, żeby ponownie przekonać, że razem z NATO jest jedynym wyjściem, to po epidemii rządzenie światem przez postkomunistyczne Chiny z komponentem upadającej Rosji Putina będzie się zbliżać w szybkością pędzącego pociągu.
Tu teraz moje nieprzewidywalne co do słuszności wnioski na nadzieje i obawy…
Moją wielką nadzieją jest odbudowanie demokratycznego lewicowego myślenia w nowym wydaniu, już poza zasięgiem zombiczarzastości i tego odpowiedników wszędzie.
Moją główną obawą – ewentualne poparcie większości dla autorytaryzmu, który w trudnych momentach obiecuje wszystko, a w dłuższej perspektywie niczego nie spełnia.
fot. Pixabay
- Leszek Budrewicz – wrocławski publicysta i komentator, działacz opozycji w czasach PRL, jeden z założycieli Studenckiego Komitetu Solidarności we Wrocławiu, współorganizator ruchu „Wolność i Pokój”.