– Nie uciekajcie do domów. Nie przyjmujcie mandatów. Macie do tego prawo. Zostańcie tutaj z nami – apelował w piątek do zebranych przed Sejmem Tomasz Wiktorowicz
W ostatnich dniach kwietnia ogłosił na Facebooku, w grupie „Majdan czas zaczynać – Walcząca opozycja”, że czas zrobić rewolucję i odsunąć PiS od władzy. Wpis wywołał duży odzew, powstało wydarzenie „Protest 1 maja”, w ramach którego zaplanowano na piątek protesty w 13 największych miastach Polski.
Jak pisali organizatorzy „1 maja 2020, godz. 12 będzie godz. „W” w Warszawie. Plac Defilad. W innych miastach miejsce spotkania do decyzji ich mieszkańców. Niech usłyszy nas świat. Idźmy po Wolność. Razem.”
PRZECZYTAJ TAKŻE: Mamy dość! Realny sprzeciw czy fejsbukowa gra pozorów?
W piątek na Placu Defilad o godz.12 zgromadziło się około stu osób. Tomasz Wiktorowicz przyjechał z Łodzi. Do niedawna prowadził tam jednoosobową działalność gospodarczą – zajmował się remontami. Teraz, z powodu epidemii, pozostał bez środków do życia. Nie dostał żadnej pomocy od państwa. Jego wniosek o pomoc finansową został przez urząd odrzucony bez uzasadnienia.
Z kolei Lucjan Otręba przyjechał z Bełchatowa. Uczestniczy we wszystkich możliwych demonstracjach, nawet feministycznych. Mówi, że robi to dla swoich dzieci i wnuków, żeby mogły żyć w normalnym kraju. O dzisiejszym proteście dowiedział się z Facebooka. – Obecna władza zniszczyła wizerunek Polski w świecie. Oni tylko niszczą – mówi. Pytany, czy weźmie udział w wyborach prezydenckich, odpowiada, że „to nie są wybory, to jakiś plebiscyt. Na normalne wybory na pewno bym poszedł, na coś takiego nie pójdę”.
Wybory korespondencyjne nie podobają się również pani Marcie, mieszkance Warszawy, która przyszła na protest. – Narusza to wszelkie standardy demokracji. My obywatele mamy prawo wyrażać swoje niezadowolenie z rządów w głosowaniu. Teraz jesteśmy tego pozbawieni.
O godz. 13 zgromadzeni rozpoczęli marsz pod Sejm. Na miejscu policja wręczyła Wiktorowiczowi mandat za używanie megafonu. – Dostałem już dzisiaj jeden mandat na Placu Defilad. Jak często mogę dostawać mandaty? – pytał Wiktorowicz policjantów. – Nie, żebym się wykłócał, tylko chciałbym wiedzieć, jaka jest częstotliwość wręczania mandatów za to samo – dodał. Obu mandatów nie przyjął, dlatego sprawa będzie skierowana do sądu.
Zarówno na Placu Defilad, jak i przed Sejmem uwagę zwracała duża liczba policjantów. Manifestanci byli często legitymowani. Pani Anna wraz z koleżanką zostały spisane przez funkcjonariuszy, ponieważ siedziały razem na ławce (na dwóch jej końcach) w odległości mniejszej niż dwa metry.
Około godz. 15 zgromadzeni zaczęli się rozchodzić. Wiktorowicz został pod Sejmem. Będzie nocował w samochodzie. – Mieszkańcy Warszawy mieli się stawić w liczbie 15 tysięcy. Mieli przyjechać ludzie z innych miast. Taka była deklaracja. Jeżeli tak to ma wyglądać, to za chwilę obudzimy się rano i będziemy mieli wojsko i policję na ulicach. Ludzie tego nie rozumieją dopóki jest w kieszeni. Ale kasa państwowa jest pusta. Jak zabiorą wam te 500 plus, to wtedy dopiero się obudzicie – mówi rozgoryczony. – Nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Wierzę w to, że ludzie jeszcze tu dojadą. Ja pokonałem 200 km nie po to, żeby wracać do domu po trzech godzinach. Przyjechałam tu w konkretnym celu, po to, żeby ktoś coś zrozumiał. Mam coś do zrobienia w tym kraju – dodaje Wiktorowicz.