Jedno można powiedzieć z absolutna pewnością. W maju 2020 r. polskie władze nie są w stanie przeprowadzić wyborów. W maju 2020 r. są one w stanie przeprowadzić co najwyżej zamach stanu. Bo to, czy zamach stanu przeprowadza się przy pomocy czołgów czy ustaw, jest drugorzędne. Istotne jest tylko to, że pozbawia się obywateli prawa decydowania o tym, kto ma nimi rządzić.
Wybory to demokratyczny proces wyłaniania władzy na kolejną kadencję. Proces, czyli ciąg wydarzeń. Od wyłaniania kandydatów, przez kampanię wyborczą, po głosowanie – musi mieć on charakter nieskrępowany i zgodny z ustalonymi zasadami. Tak, jak samo głosowanie musi być z jednej strony powszechnie dostępne (także dla Polonii i ludzi przebywających poza miejscem zameldowania), wolne od nadużyć i tajne, tak kampania musi być nieskrępowana. Każdy kandydat musi mieć prawo spotkać się z wyborcą, który ma na to ochotę. Każdy kandydat musi mieć prawo głosić swoje poglądy i przekonywać do siebie wyborców na takich zasadach, jak inni kandydaci. Bez tego wybory nie są demokratyczne, czyli nie są wyborami. Tak samo, jak nie jest wyborem głosowanie, przy którym nie ma pewności, że to osoba uprawniona oddaje głos, że głosuje każdy, kto ma do tego prawo i chce głosować, że ten, kto głosuje może się nie obawiać konsekwencji swojego wyboru (połączenia jego danych osobowych z dokonanym wyborem) i wreszcie, że wszystkie oddane głosy zostaną policzone zgodnie z wolą wyborców.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Są za, a nawet przeciw. Kandydaci o bojkocie wyborów
W Polsce normalna kampania wyborcza skończyła się w marcu. Wybuch epidemii przyniósł szereg ograniczeń, w tym praktycznie uniemożliwił spotkania kandydatów z wyborcami. Jedynym, który pod pozorem pełnienia obowiązków mógł nie ograniczać swej aktywności był obecny prezydent, bez opamiętania objeżdżający kraj z „gospodarskimi” wizytami, przy których nie brakowało kamer i mikrofonów usłużnych rządowych mediów. Dzięki temu jedynie Andrzej Duda był stale obecny w świadomości wyborców. Inni kandydaci nie tylko nie mieli takich możliwości, im takiej aktywności zakazano w pakiecie ustaw, które miały nas chronić przed epidemią. Nie obejmując jednak kandydata Dudy.
Wiadomo, że karty wyborcze nie dotrą do wszystkich uprawnionych i wiadomo, że część z nich dostanie się w nieuprawnione ręce. Choćby osób mieszkających tam, gdzie nie przebywają inni zameldowani. Nawet, jeżeli władza zdoła się ustrzec przed wyciekiem, kradzieżą czy zagubieniem nierejestrowanych pakietów wyborczych, nie zapobiegnie ich kopiowaniu i niekontrolowanemu drukowaniu. Nie zapobiegnie też handlowi pakietami. Wreszcie nie zdoła też zapobiec niekontrolowanemu wypełnianiu kart wyborczych przez posiadaczy rozlicznych baz danych polskich klientów. Nie ma kontroli nad tym, kto będzie liczył głosy i na jakich zasadach. Nie wiemy choćby tego, co stanie się z głosami podwójnymi, wysłanymi przez głosującego obywatela i oszusta, który zdobył jego dane osobowe.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Uwaga, cisza wyborcza trwa
Przepisy są tak bałaganiarskie i nieprzemyślane, że jedynie fantazja oszustów będzie wyznaczała granice łamania prawa w trakcie majowego plebiscytu. To oznacza, że głosowania, które planują władze na 10 maja, podobnie zresztą jak każde głosowania zorganizowanego na podobnych zasadach, w żaden sposób nie można uznać za akt wyboru prezydenta państwa. Będzie to osadzenie na stanowisku prezydenta osoby bez demokratycznego mandatu. Czyli zamach stanu.