W ubiegły piątek zupełnym przypadkiem uczestniczyłam w „otwarciu” wyremontowanego cmentarza wojskowego w Łańcucie. To właściwie niewielka przestrzeń wykrojona z cmentarza komunalnego z nieregularnie poprowadzonymi ścieżkami i dość chaotycznie rozplanowanymi mogiłami, które po bliższym przyjrzeniu układaj się w ciekawym porządku
Porządek pierwszy to prawa i lewa strona. Po prawej żołnierze Wojska Polskiego po lewej żołnierze Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Ponadto mogiła milicjanta (śmierć tragiczna w 45 roku), upamiętnienie Piłsudskiego, kilka krzyży po „ukraińskiej stronie”, odnowiony obelisk, krzyż powstańczy…
Będąc tam dwa lata wcześniej, przed uruchomieniem prac renowacyjno-porządkowych, miałam nieodparte wrażenie nieustannego konfliktu o pamięć, który toczony na tej skromnej przestrzeni wyjaskrawia go i kodyfikuje. Odczytanie kolejnych odcinków nie jest zbyt trudne, o ile dobrze zaczniemy. Początkiem nie są pomniki, a obóz internowania dla żołnierzy Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK
W piątek tą niejednoznaczną symbolicznie przestrzeń ułożono w prostych do bólu frazesach rocznicowych uroczystości.
Oczywiście twórcy upamiętnienia są zdania (co podczas ceremonii wielokrotnie podkreślali), że wspólny polsko-ukraiński cmentarz w Łańcucie stanie się płaszczyzną do refleksji nad niejednoznacznością historii. Jednocześnie przywoływane w innych częściach przemówień historyczne fakty pozwalają snuć domysły, że tak się jednak nie stanie. Jednoznaczność uproszczonego przekazu pozbawi nas szerszej perspektywy, w której niespełniona obietnica Polski (pomoc w tworzeniu niezależnego państwa ukraińskiego) zblaknie, a obozy internowania żołnierzy Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej wraz z panującymi w nich nieludzkimi warunkami w ogóle przestaną istnieć.
Interpretacja proponowana w okolicznościowych przemowach wskazuje także na dyspozytorów ukraińskiej wolności. I nie jest to przypadek odosobniony. „Panowie ja was bardzo przepraszam” — cytat z Józefa Piłsudskiego, który przywoływany jest w kontekście omawianych wydarzeń jednoznacznie wskazuje na władztwo w sprawie ukraińskiej wolności. Dziś służy głównie wskazaniu, że poczucie winy zostało już wypowiedziane więc mierzyć się po raz wtóry z nim nie trzeba. Mam jednak poczucie, że intencja chętnego go przywoływania jest zgoła odmienna — to poczucie wyższości wyrażone między historycznymi wierszami.
Przyjmujemy do wspólnoty pamięci żołnierzy atamana Petlury, gdyż łatwo ich wpisać w realizację polskiego, narodowego interesu — walka z bolszewikami w 20 roku, obrona Polski.
To przyjęcie może się odbyć tylko na naszych zasadach — odtąd to my będziemy głównymi dyspozytorami narracji o losach tej części Europy w tamtym czasie. Namaszcza nas do tej roli nie tylko osiągnięte zwycięstwo (w końcu nie jedynie militarne, ale moralne), ofiara z polskich żołnierzy, ale także nasze symboliczne posłannictwo na wschodzie. Mamy też w tym dość dużą wprawę — na tej samej bowiem zasadzie bezwzględnego posłuszeństwa narodowej mitologii wpisujemy do wspólnoty, lub choćby jej przedsionka, wszystkie inne „inne” grupy. Żądana asymilacja w potocznym języku wyraża się w konstrukcji z zaimkiem: nasi Ukraińcy, nasi Żydzi. To ci, którzy nie tylko godzą się na przemoc przecząc faktom, ale także szeroko definiowanym postulatom emancypacji i równouprawnienia. Mają uprawomocnić status quo i wyczyścić polskie sumienia. Mam dziś nieodparte wrażenie, że temu samemu zabiegowi właśnie zaczynają być poddawani żołnierze Petlury. Składa się im kwiaty. I tylko przez chwilę, kiedy plecy pochylają się nad kamieniem wygląda zza nich przepastny bałagan ostatnich awantur.
Doskonale wiemy, kim są ci „nie nasi” Ukraińcy. To ci źli. Trwałe ich zdefiniowanie wspiera państwowy dyskurs oraz konsekwentne niereagowanie na niszczenie pomników — wymazywanie z polskiej przestrzeni.
Proponowana dziś wspólnota jest fałszywa. Opiera się bowiem nie o rzeczywiste więzy, czy choćby umowę (jaka łączyła Piłsudskiego z Petlurą), ale na niewypowiedzianym szantażu: albo na naszych warunkach, albo wcale. Oczywiście umowy wojskowej sprzed niemalże 100 lat nie sposób rozwiązać, można nią jednak swobodnie manewrować.
Bez względu na fakty, to administracyjne obchody i państwowe rytuały kreują narrację wokół pomników. Interpretując ostatnie pomnikowe w Polsce poruszenie (umieszczenie tęczowych flag na kilku pomnikach) Andrzej Leder pisze: „Szlachta, właściciele ziemi i poddanych, przegrała w XIX w. swoje powstania, została zmuszona przez obcych cesarzy do uwolnienia chłopów. Ale zachowała władzę nad pisaniem historii i narzuciła – z udziałem Kościoła – całej wspólnocie etnicznej swoją narrację. To ta opowieść stała się w Polsce hegemoniczna, to ona rozmieszcza pomniki, kształtuje przepowiadania, które wokół nich się celebruje, nasyca wyobraźnię obrazami powielanymi w obrazach, filmach i sieciowych memach. Punkt widzenia uciśnionych nie został w niej uwzględniony.”[1]
PRZECZYTAJ TAKŻE: „Granatowy 44”
Marszałek Sejmu, Ryszard Terlecki, swą historycznie skoncentrowaną mowę nad grobami zakończył błogosławieństwem obu państw. On, uosobienie pychy i arogancji władzy, która dziś rządzi Polską (w tym coraz śmielej polską pamięcią) bez trudu wygłasza komunały o przyjaźni w małym powiatowym mieście. To łatwe. Jednocześnie na huczne, i do przesady pompatyczne obchody rocznicy bitwy warszawskiej nie zapraszono skutecznie prezydenta Ukrainy, która od 6 lat mierzy się z najazdem obcego wojska, a Mika Pompeo, coraz bardziej wątpliwej jakości sojusznika. Jeszcze oddychamy z ulgą, bo rosyjskie wojska zatrzymały się z dala.
Żołnierze URL, którzy przeżyli polskie obozy internowania stali się politycznymi imigrantami w Polsce. Szeroko ich losy opowiada Aleksander Kolańczuk, największy znawca tematu. „Problem statusu wszystkich emigrantów ukraińskich nie został jednak rozwiązany do końca istnienia II RP. Nawet po uzyskaniu obywatelstwa polskiego mieli oni zakaz swobodnego poruszania się na terenie kraju (dotyczyło to nawet osób przyjętych do służb państwowych). […] Polki wychodzące za mąż za ukraińskich emigrantów traciły obywatelstwo polskie. Były go pozbawione także dzieci urodzone z takich związków.”[2]
W szerokim kontekście słowa o uczącej mocy historii to wielkie nic.
Anna Dąbrowska
- Anna Dąbrowska — aktywistka na rzecz praw człowieka, animatorka społeczna, prezeska Stowarzyszenia Homo Faber.
Przypisy:
1. A. Leder, Pomniki, nasze martyrologiczne fantazje, obwiązane kolorową wstążką budzą furię, bo Polak nie może być „ciotą”, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,26227138,pomniki-nasze-martyrologiczne-fantazje-obwiazane-kolorowa.html#weekend#S.W-K.C-B.1-L.1.duzy,
2. A. Kolańczuk, „Umarli aby zmartwychwstała Ukraina”. Uczestnicy ukraińskich walk niepodległościowych w latach 1917-1921 – miejsca pamięci w Polsce. Informator, Przemyśl 2015, s. 16.