Ważą się losy Zbigniewa Ziobry. Rzeczniczka PiS Anita Czerwińska poinformowała w poniedziałek, że „podjęto decyzje o zdecydowanych rozstrzygnięciach”, które mamy usłyszeć w „stosownym czasie”. Tymczasem prokurator generalny wykonuje nerwowe ruchy – wczoraj zwołał konferencję prasową, na której oznajmił: „Nawet w kochającej się rodzinie dochodzi do konfliktów”. A na konfliktach, szczególnie tych rozstrzyganych na salach sądowych, minister Ziobro zna się, jak nikt inny
Ziobro czeka na werdykt prezesa Kaczyńskiego do środy. Oczekiwanie na wyrok nie jest dla ministra niczym nowym, bo od kilkunastu lat wikła się w wszelkie możliwe procesy – prywatnie i służbowo. Zaczęło się od sprawy, którą wytoczył czterem krakowskim lekarzom po śmierci swojego ojca w 2006 r. Proces ciągnie się do dzisiaj. W ciągu ostatnich kilku lat zdecydowanie częściej można w prasie przeczytać nagłówki „Ziobro przegrał w sądzie” niż „Ziobro wygrał”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Zwierzęta i ludzie. Władza i demokracja
Te przegrane sprawy to sprawy cywilne, np. proces z kardiochirurgiem Mirosławem G., pod adresem którego Ziobro wypowiedział słynne słowa: „Już nikt nigdy przez tego pana pozbawiony życia nie będzie”; z sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie Beatą Morawiec, którą sąd nakazał mu przeprosić i wpłacić 12 tys. zł na cele charytatywne; z sędzią Justyną Koską – Janusz z Sądu Rejonowego w Warszawie – sąd nakazał Ziobrze przeprosiny; z posłem Krzysztofem Brejzą – sąd nakazał ministrowi ujawnienie informacji nt. badającego katastrofę smoleńską zespołu biegłych, czego domagał się poseł; z Jaromirem Netzlem, którego Zbigniew Ziobro oskarżył o zniesławienie oraz z tygodnikami „Polityka” i „Angora”, a także z dziennikarzem Andrzejem Stankiewiczem, którym zarzucał naruszenie dóbr osobistych.
Wśród tych porażek było kilka wyróżniających się spraw. Wyroki w nich zostały wydane przez sędziów, których kariera nabrała tempa po objęciu przez Zbigniewa Ziobrę tek ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Musiały one być dla niego szczególnie bolesne.
Ziobro vs. Parchimowicz
Najnowszym przykładem jest sprawa Ziobro kontra prokurator Parchimowicz.
Krzysztof Parchimowicz w 2018 r. chodził jako publiczność na rozprawy dyscyplinarne byłej prokurator Beaty Mik. Był to ze strony Parchimowicza gest solidarności z emerytowaną koleżanką. Beata Mik była ścigana przez rzecznika dyscyplinarnego za publikowane w „Rzeczpospolitej” teksty, krytykujące działania PiS-u. Przełożony Parchimowicza, prokurator okręgowy w Warszawie, zarzucił mu, że wychodził z pracy bez jego zgody w celach prywatnych. Miało to miejsce dwa razy, a Parchimowicz oba wyjścia odrobił. Sprawa trafiła do Rafała Sławikowskiego, będącego zastępcą rzecznika dyscyplinarnego dla prokuratorów dla rejonu łódzkiego. Sławikowski sprawę umorzył w uzasadnieniu podając, że prokuratorzy mają nienormowany czas pracy. Wówczas prokurator okręgowy odwołał się do sądu dyscyplinarnego. Twierdził, że minister sprawiedliwości dał uprawnienia szefom prokuratur do stanowienia ścisłych godzin pracy urzędów, a więc w Warszawie były to godz. 8 -16. Sąd dyscyplinarny podtrzymał jednak umorzenie. Zbigniew Ziobro złożył kasację do Izby Dyscyplinarnej przy SN. Pretekstem było, według Ziobry, niewystarczające uzasadnienie umorzenia. Izba Dyscyplinarna pozostawiła jednak wniosek bez rozpoznania. Sędziowie uznali, że kasacja jest niedopuszczalna, bo prokurator nie może zaskarżać spraw, które nie są zakończone merytorycznie, a Parchimowiczowi nie postawiono zarzutów, więc sprawa nie doszła do etapu merytorycznego.
Skład Izby Dyscyplinarnej w tej sprawie to Ryszard Witkowski, Konrad Wytrykowski i sprawozdawca Jarosław Sobutka.
Konrada Wytrykowskiego Ziobro powołał na prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu w 2017 r. Podobno uzyskał tę nominację dzięki znajomości z byłym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, jak donosi Gazeta Wyborcza z 19.12.2018 r. Żeby dać to stanowisko Wytrykowskiemu, Ziobro odwołał prezes Grażynę Szyburską – Walczak, której kadencja miała skończyć się dopiero w 2021 r. Wytrykowski zna również Emilię Szmydt („małą Emi”), internetową hejterkę zajmującą się oczernianiem niewygodnych dla władzy sędziów. To właśnie mała Emi po objęciu przez Wytrykowskiego prezesury sądu napisała w jego imieniu oświadczenie, w którym wychwalał on Zbigniewa Ziobrę za walkę z koterią sędziowską. Zostało ono opublikowane w wPolityce.pl. Po kilku miesiącach Wytrykowski został powołany do Izby Dyscyplinarnej SN.
Naginanie możliwości złożenia kasacji w wykonaniu ministra Ziobry było w tym wypadku tak wielkie, że nie do przełknięcia nawet dla jego zaufanych ludzi.
Sprawa Giertycha
Przed Izbę Dyscyplinarną Ziobro zaciągnął również Romana Giertycha. Chodziło o wypowiedź mecenasa na temat udziału prokuratorów w sprawę wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej i decyzji o ekshumacji ofiar. W odpowiedzi na słowa Giertycha prokurator krajowy Bogdan Święczkowski złożył zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego Izby Adwokackiej. Rzecznik umorzył postępowanie w 2017 r. Prokurator Święczkowski odwołał się od tej decyzji, ale sąd dyscyplinarny podtrzymał decyzję w 2018 r. Wówczas do sprawy wkroczył prokurator generalny Zbigniew Ziobro i złożył kasację do Izby Dyscyplinarnej SN.
PRZECZYTAJ TAKŻE: My, zwierzęta dwunożne
Początkowo Izba naginając prawo orzekła po myśli Ziobry, by potem utemperować jednak jego zapędy. W listopadzie 2019 r. Izba – sprzeciwiając się dotychczasowemu orzecznictwu SN – uznała, że od każdego orzeczenia adwokackiego sądu przysługuje ministrowi Ziobro kasacja. – To czego chce obecnie partia rządząca od was, to żebyście stanowili sposób zastraszania sędziów, którzy mają orzekać zgodnie z wolą partii. To jest istota tego, czego oczekuje od was Prawo i Sprawiedliwość. Po to jesteście tutaj powołani – komentował sprawę Giertych w sądzie.
A jednak, wbrew Ziobrze, Izba dyscyplinarna SN oddaliła kasację. W uzasadnieniu podano, że słowa Giertycha mogły być nieprzyjemne dla rodzin ofiar katastrofy, ale nie stanowiły przekroczenia granic swobody wypowiedzi. Innymi słowy – próg rażącego naruszenia prawa, po przekroczeniu którego reakcja sądu kasacyjnego jest potrzebna, nie nastąpił.
Ziobro musiał być zdziwiony słuchając sędziego sprawozdawcy Adama Tomczyńskiego, który mówił: – „Czasy mamy dosyć dziwne. (…) W tej izbie liczyło się do tej pory, liczy się i będzie się liczyć prawo. Wszystko jedno, kto będzie składał kasację, kto będzie składał odwołanie – czy to będzie prokurator, prokurator generalny, minister sprawiedliwości, czy strona. To, co jest potrzebne do rozstrzygnięcia sprawy jest w aktach sądowych. Nie będziemy się bali sędziego Juszczyszyna, adwokata Giertycha, ani kogokolwiek innego. Będziemy sądzić według tego, co jest w aktach”. Jest to ten sam sędzia Tomczyński, który był w składzie orzekającym o zawieszeniu sędziego Pawła Juszczyszyna i uzasadniał tę decyzję. Wsławił się również niewybrednymi wpisami na Twitterze, np. tym: „Bronisław Komorowski, Ewa Kopacz, Donald Tusk, Maciej Lasek, prokuratorzy od ‘śledztwa’ – wypad pajace”.
Nowela kodeksu karnego
14 lipca 2020 r. Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej zadecydował, że nowelizacja kodeksu karnego, forsowana w 2019 przez Zbigniewa Ziobrę, była niekonstytucyjna. Chodzi o nowelizację kodeksu karnego z czerwca 2019 r. Ziobro, pod pozorem walki z pedofilią, postanowił wówczas radykalnie zaostrzyć prawo karne, o czym marzył od lat.
Nowela budziła na tyle dużo kontrowersji, że prezydent Duda postanowił odesłać ją do Trybunału Konstytucyjnego. Po roku Trybunał wydał wyrok. W uzasadnieniu wskazano m.in. na zbyt szybkie tempo procedowania, naruszenie regulaminu Sejmu i przepisów Konstytucji. To zastanawiające, bo w przypadku uchwalania innych ustaw, nikomu z obozu władzy do tej pory nie przeszkadzało takie tempo prac. Część tych przepisów i tak udało się Ziobrze przemycić w tarczy antykryzysowej 4.0.
Zaznaczyć należy, że większość sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybrana została z rekomendacji PiS, a prezes Julia Przyłębska to „odkrycie towarzyskie ostatnich lat” prezesa Kaczyńskiego.
Sprawy karne
W lutym tego roku sędzia Krzysztof Eichstaedt obniżył wyrok dla Steve’a V., który zgwałcił i zabił trzyletniego chłopca. W 2018 r. Eichstaedt został sędzią dyscyplinarnym SA w Łodzi, a powołał go na to stanowisko Zbigniew Ziobro po rekomendacji neoKRS. Sędzia zmniejszył karę z 25 lat na 15 tłumacząc, że dożywocie i kara 25 lat pozbawienia wolności to kary szczególne, zarezerwowane dla najcięższych zbrodni. Zdaniem sędziego 25 lat w tym przypadku to kara „rażąco niewspółmiernie surowa”.
Sprawa zbulwersowała opinię publiczną. Zbigniew Ziobro, skonsternowany wyrokiem swojego nominanta, od razu zapowiedział złożenie kasacji do SN. Apelował też o nagłaśnianie nazwiska Eichstaedta: „(…) czas na to, żeby podawać nazwiska sędziów. To jest władza i niech oni biorą odpowiedzialność za to, co robią i za decyzje, jakie podejmują. Ten wyrok jest moim zdaniem skandaliczny”- mówił na antenie Programu1 Polskiego Radia.
Była to porażka wizerunkowa Zbigniewa Ziobry, który w przypadku spraw typowo kryminalnych, szczególnie, gdy ofiarami są dzieci, zajmuje bardzo twarde stanowisko wobec sprawców, kreując się na sprawiedliwego obrońcę ofiar. „Tak, bandyta i gwałciciel nigdy nie powinien wyjść z więzienia! Jeśli chodzi o mnie, ja bym takiego nigdy z więzienia nie wypuścił!” – krzyczał Ziobro w Sejmie w czasie ubiegłorocznej debaty nad zaostrzeniem kodeksu karnego.
Prokurator generalny często domaga się podwyższenia kar w procesach karnych i zabiera głos po wyrokach bulwersujących opinię publiczną. Komentując sprawę niskich wyroków dla zabójców spod Krasnegostawu (skatowali mężczyznę jadącego autem za ochlapanie ich błotem na drodze, dostali po 5 lat więzienia), poinformował, że „polecił prokuratorom, aby w przypadkach brutalnych przestępstw żądali wyroków w granicach najwyższych zagrożeń przewidzianych przez kodeks karny i za każdym razem kierowali odwołania od wyroku, który by odbiegał od tego rodzaju żądania”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Policja przekroczyła uprawnienia. Obywatele RP składają zawiadomienie do prokuratury
W 2019 r. Ziobro złożył apelacje w sprawach karnych w sprawach 365 osób – w przypadku 345 osób na niekorzyść osądzonych i tylko w 20 na ich korzyść.
Przez ostatnie pięć lat Zbigniew Ziobro dążył do umocnienia swojej politycznej pozycji poprzez rozbudowę aparatu represji. Procesy dyscyplinarne miały być batem na niepokornych prokuratorów i adwokatów, a nowe drakońskie kary kodeksu karnego straszakiem dla społeczeństwa. Ziobrze nie udało się jednak zaostrzyć kodeksu karnego, nie udało się pognębić Parchimowicza i jego kolegów, nie udało się dowolnie sterować wyrokami Izby Dyscyplinarnej. Jak się okazuje, sędziowie, którzy mieli być dyspozycyjni wobec władzy, wymykają się spod kontroli. Można się zastanawiać, czy to tylko wypadek przy pracy, czy raczej odbicie wewnętrznych tarć w obozie władzy.