Polski rząd był gotowy na drugą falę Covid-19. Już 3 maja 2020 roku – zaraz po, a nawet w trakcie przelewania się przez Polskę pierwszej fali pandemii, na Jasnej Górze przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Stanisław Gądecki, a w katedrze na Wawelu metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski, zawierzyli Polskę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej Królowej Polski
Polska od co najmniej 5 lat ma najlepsze w świecie, między innymi dzięki sowicie opłacanym z naszych podatków programom, darowiznom i innym, kontakty z żywym namiestnikiem Boga – tego katolickiego – na planecie Ziemi.
Tak, osobą tą jest ten, którego wymieni bez zastanowienia każdy interesujący się choć trochę życiem duchowym i finansowym w Polsce: ojciec Tadeusz Rydzyk.
Te budowane z nim od lat dobre, a nawet bardzo dobre relacje kolejnych rządów, dają nam gwarancję nie tylko opieki boskiej, która nas otacza na co dzień i od święta, ale wręcz obietnicę, a nawet gwarancję cudu, kiedy tylko zaistnieje taka potrzeba.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Władza chce zwalić odpowiedzialność na społeczeństwo
Nasz rząd nie polegał jednak jedynie na opatrzności boskiej; zadbał też o człowieka. A właściwie o to, aby ten człowiek przyłożył się do walki z epidemią. W tarczy antykryzysowej 4.0, tej z lipca tego roku, zaostrzono kary dla lekarzy za błędy medyczne.
Ten rząd jest od zawsze wyznawcą filozofii, że nic tak nie mobilizuje do wytężonej, efektywnej pracy, jak świadomość, że ci którzy się nie starają, spędzą 5 lat w więzieniu. Zadbano więc, jak widać, także o zmotywowanie służby zdrowia. A ponieważ w Polsce zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie niezadowolony, to zadbano i o to, aby policja z werwą zajęła się niezadowolonym i podniesiono jej zarobki. Policji nie służbie zdrowia. Zadbano także o odpowiednie nagłośnienie determinacji rządu walczącego z koronawirusem.
Ponieważ pieniądze mogą dzisiaj wiele, rząd pokazał nam i całemu światu, że na naszym zdrowiu oszczędzać nie będzie.
Na zamówienie naszego rządu, choć za nasze pieniądze, przyleciał do Polski największy samolot transportowy na świecie, wyładowany sprzętem medycznym. Rząd nasz, nie licząc się z kosztami, bo zdrowie Polek i Polaków warte jest każdych pieniędzy podatnika, zakupił najdrożej, jak tylko mógł – respiratory. Zakupił też miliony testów diagnostycznych. Mógłbym tak długo wyliczać, ale już te przykłady pokazują, że zabrano się do tego z fantazją i rozmachem.
A to, co się stało potem, mogło jedynie nas utwierdzić, że epidemia u nas, z tym rządem, nie ma żadnych szans.
Największy samolot transportowy świata, który został wyczarterowany za ogromne pieniądze, przyleciał w połowie pusty. Jego lot do Polski kosztował tyle, że nawet najwięksi sceptycy musieli przyznać, że skoro stać nas na to, żeby za kolejny sukces wizerunkowy Polski, w postaci lądowania największego samolotu świata na polskim lotnisku, zapłacić taką kasę, to środki na zdrowie Polek i Polaków rząd ma właściwie niczym nieograniczone. No, może jedynie wyobraźnią ministra Sasina.
PRZECZYTAJ TAKŻE: On nie winien, ona winna…
Potwierdziło to się na przykładzie respiratorów, za które zapłaciliśmy 150% ich zwykłej ceny, za co otrzymaliśmy sprzęt później i mniej niż było zamówione, a na dodatek był on niekompletny.
Dla największych niedowiarków i krytyków powinien to być ostateczny dowód, że za kompletny, zdatny do użytku sprzęt, który będzie ratować nasze zdrowie i życie, rząd jest gotów zapłacić kiedyś, w przyszłości, naprawdę wiele.
Dlaczego tyle tu o pieniądzach? Każdy, kto korzysta ze służby zdrowia w Polsce wie, że bez pieniędzy ani rusz. Rząd pokazał więc wszystkim, że pieniądze na walkę z pandemią są. Skoro więc zadbano i o morale chorych, i motywację lekarzy oraz o pieniądze na pandemię, a stało się to, co się stało, to gdzie tkwi błąd? Co zawiodło? Dlaczego jest tak źle, choć powinno być tak dobrze?
I chociaż to, co powiem, może być dla niektórych z nas bolesne, także dla mnie, to muszę to jednak to powiedzieć.
Zawinił czynnik ludzki. Brak wiedzy i wiary w narodzie. Ilu chorych wie, że nad ich zdrowiem czuwa Najświętsze Serce Pana Jezusa i Matka Boża Królowa Polski? Mało. Ci, co wiedzą, na pewno nie chorują, bo to wstyd. Jak deklaracja niewiary.
Ilu z nas wpada w panikę i jak się tylko źle poczuje, to miast modlić się, leczyć we własnym zakresie i jeść jabłka, jak to zaleca były marszałek Senatu dr Karczewski, wydzwania po lekarzach i pogotowiach?
Bez potrzeby i sensu. Powinni wiedzieć, że jak naprawdę będzie trzeba, to i karetka się dla nich znajdzie, i łóżko, i respirator. Jak nie w szpitalu czy na stadionie, to w hotelu.
Opiekę boską i cuda mamy przecież w pakiecie. Skąd więc ten brak wiary i pesymizm? Naprawdę nie rozumiem