Czy doczekamy się buntu miast?

To, co się dzieje od miesiąca z budżetami polskich miast napawa samorządowców zgrozą. Znikąd pomocy, odwrotnie – trudno nie widzieć w tym świadomej polityki władz centralnych, które zgodnie z linią partii nie mogą strawić istnienia jakiejkolwiek niezależnej od swojego wpływu struktury. Chcą zniszczyć samorząd polski od pierwszych dni „dobrej zmiany”. Teraz nadarzyła się wyjątkowa, a zarazem szczególnie kosztowna dla polskiego społeczeństwa, okazja

Epidemia i stan zagrożenia epidemiologicznego dały władzy nowe narzędzia, choć przedtem też nie było łatwo. Najpierw przerzucono wielomilionowe koszty „deroformy oświaty” na samorząd. Systematycznie wprowadzono zmiany podatkowe (obniżka PIT, zwolnienie młodych ludzi z podatków), by to właśnie budżety gmin traciły najwięcej. Odebrano w licznych przypadkach współfinansowanie i dotacje dla instytucji samorządowych, w zamian za to przekazano nowe zadania bez zapewnienia dostatecznego finansowania. Nieustanne rzuca się piasek w tryby przez nadzór wojewody. Nie zabrakło złośliwości, jak obniżka wynagrodzeń dla prezydentów i burmistrzów miast i ich zarządów wprowadzona w odwecie za „nam się po prostu należało” premier Beaty Szydło.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Organizujmy się i współpracujmy, bo państwo już przestało działać

W czasie epidemii to konsekwentne, realizowane przy otwartej kurtynie i wspierane negatywną kampanią propagandową w TVPiS  gnębienie i głodzenie samorządu i polskich miast, a za ich pośrednictwem, co bardzo ważne, przede wszystkim nas mieszkańców, przybrało nowy wymiar.

Polskie samorządy były gotowe do organizowania, współdziałania i wspierania działań rządu w czasie kryzysowej sytuacji nadzwyczajnej. Istnieją odpowiednie regulacje prawne i sposoby finansowania.

Samorządy posiadają kompetencje, ludzi, materiały i zarezerwowane środki, by w ramach systemu bezpieczeństwa państwa skutecznie odpowiadać na pojawiające się zagrożenia. Partia i rząd świadomie je z tej powinności wykluczyły. Scentralizowały wszystko co się da, by mieć pełną kontrolę nad danymi i informacją. Nie po to, by było łatwiej poradzić sobie z rzeczywistym bardzo poważnym zagrożeniem życia i zdrowia dużej rzeszy obywateli, lecz po to by realizować swoje partykularne cele polityczne. To dla wszystkich poważnych obserwatorów jest jasne.


Samorządy mimo wykluczenia i tak robią wszystko, co mogą w tej sytuacji, by ulżyć mieszkańcom, odpowiednio przygotować i zarządzać swoimi służbami wydając na to wielkie samorządowe pieniądze, przeznaczone w ich budżetach na inne cele. Według zasad w nadzwyczajnych stanach powinno być to opłacane z budżetu państwa. Teraz nie jest. Trudno też się dziwić, że władze samorządowe mimo tego działają, bo tak rozumieją swoją powinność. Co jest ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi?

Samorządy wyposażają więc swoje i resortowe szpitale w brakujący sprzęt. Kupują środki ochrony osobistej dla pozostawionego bez koniecznych zabezpieczeń personelu medycznego. Wyposażają laboratoria i kupują testy słuchając wieczorem w wiadomościach informacje premiera i ministra zdrowia o pełnym przygotowaniu państwa do walki z pandemią i zabezpieczeniu polskich szpitali i lekarzy w to, co jest im potrzebne. Samorządy koordynują i udzielają pomocy potrzebującym zatrzymanym na kwarantannach.

Próbują niemożliwego, tzn. pomagają szkołom prowadzić e-naukę w zdemolowanym szkolnictwie. Reorganizują zgodnie z arbitralnie podjętymi przez rząd decyzjami działalność urzędów, transportu miejskiego, handlu i usług płacąc za to wszystko olbrzymie kwoty samorządowych pieniędzy bez szansy na rekompensaty, które nie zostały przewidziane. To są grube miliardy złotych w skali kraju. A rodzący się z dnia na dzień coraz większy kryzys gospodarczy nie pozwala liczyć na szybkie odbicie i odbudowanie przychodów. Odwrotnie, eksperci spodziewają się bardzo wysokiego spadku w dochodach miast.

A tu i teraz? – samorządowe służby socjalne nie mają w co rąk włożyć, rośnie bezrobocie, bezdomni nie mogą być na ulicach, a straż miejska w permanentnie od tygodni podwyższonej gotowości musi słuchać rozkazów policji, która kontroluje spacerujących, rowerzystów, samotnych biegaczy. Wali się lokalny biznes, turystyka, ludzie kultury nie wiedzą za co mają żyć. W szpitalach i poradniach zdrowia zarażani są pacjenci i lekarze, a w tym czasie prezydentom i burmistrzom nakazuje się przygotowywać składy komisji wyborczych i gotować się do wyborów prezydenckich w maju, w prawdopodobnym czasie szczytu pandemii, grożąc równocześnie opornym prezydentom i burmistrzom wprowadzeniem nadzoru komisarycznego nad miastami. Nie boją się tych gróźb i robią swoje. Jak długo jeszcze?

PRZECZYTAJ TAKŻE: Policjanci dostali podwyżki, a lekarze i pielęgniarki?

Trzeba przyznać, że większość władz samorządowych zdaje znakomicie ten egzamin. W dużych, małych i średnich miastach ujawniają się lokalni przywódcy, często bohaterki i bohaterowie tych dni. Choć słów podziękowania i szacunku od władz centralnych nie słyszą, to społeczności lokalne, mieszkańcy, których jakość życia, praca, edukacja, wypoczynek, uczestnictwo w kulturze, a teraz nawet zdrowie i życie, zależy właśnie od pracy samorządu, wiedzą najlepiej, kto co dobrego i złego w tym czasie czyni na ich podwórku.

fot. pxhere.com

  • Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »