W Wielkiej Brytanii mawia się, że historia co prawda się nie powtarza, ale za to często się rymuje. O ile niedawne prezydenckie rymy o ostrym cieniu mgły mogły co najwyżej wywołać ból zębów z zażenowania, to już twórczość wygłoszona na spotkaniu z mieszkańcami Brzegu rymuje się niepokojąco zgrabnie z chorymi ideologiami z pierwszej połowy XX wieku
„Dzisiaj też [tak jak za komuny] próbuje się nam wciskać ideologię, tylko inną. […] Taki neobolszewizm. Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a przecież [LGBT] to po prostu ideologia’’.
Bardzo podobna retoryka pobrzmiewała już 83 lata wcześniej w Monachium, kiedy to nazistowski reżim uznał, że homoseksualiści to nie ludzie, a problem do rozwiązania; w taki czy inny sposób zagrożenie dla narodowej tożsamości:
„Niektórzy homoseksualiści uważają: to co robię, to stricte moja prywatna sprawa. […] Ale jako naród musimy mieć jasność, jeżeli to brzemię nadal będzie obciążać Niemcy, to będzie koniec Niemiec i koniec Niemieckości”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Andrzej Duda podzielił dzieci na lepsze i gorsze
W dalszej części przemówienia, adresowanym do przywódców oddziałów SS, Heinrich Himmler nawoływał do eksterminacji homoseksualistów. Czy Andrzej Duda jest faszystą jak Himmler i czy jego kolejnym krokiem będzie nawoływanie do eksterminacji bądź formalnego zaangażowania aparatu państwowego do prześladowania LGBT+?
Oczywiście nie. Jak już ustaliliśmy, historia się nie powtarza, a rymuje. Ciężko posądzać Andrzeja Dudę o faszyzm, przede wszystkim dlatego, że nie jest on autonomicznym politykiem z własną agendą czy spójnym profilem ideologicznym. Najlepszym tego przykładem jest Karta Praw Rodziny – gargulcowaty zlepek konceptów bez ładu i składu, za to z mglistą i rosyjsko brzmiącą propozycją zakazu „propagandy LGBT”. PiS też nie jest – przynajmniej w obecnej formie – formacją z natury faszystowską, a wierchuszka partii nie obnosi się otwarcie z poglądami rasistowskimi bądź antysemickimi.
Nie zmienia to faktu, że wypowiedź Dudy była haniebna, a argument ad hitlerum (czy może raczej ad himmlerum) jest uzasadniony. Dehumanizacja mniejszości jest krokiem, który poprzedzał wszystkie ludobójstwa XX wieku (chociaż nie każda taka dehumanizacja kończyła się oczywiście ludobójstwem), a wypowiedź prezydenta nie była wypadkiem przy pracy, tylko częścią skoordynowanej kampanii środowiska rządowego. Dlaczego więc Duda zdecydował się na uwypuklenie kryptofaszystowskiej retoryki na samym finiszu kampanii?
Koszt tego ruchu jest wysoki: wpisując „Andrzej Duda” w wyszukiwarce, można łatwo zauważyć, że rosnąca liczba liczących się zagranicznych redakcji,od Financial Times, Reutersa i Blomberga, aż do Guardiana, zauważyła ten radykalny zwrot w prawo. W momencie, kiedy Polska jak nigdy potrzebuje solidarności zamożniejszych członków Unii Europejskiej, jest to najgorsza możliwa forma reklamy dla naszego kraju.
Co prawda wytknięcie palcem „zewnętrznego wroga” może utrzymać mobilizację twardego elektoratu Dudy, jednak równocześnie może zadziałać jak płachta na byka nie tylko na liberalnych wyborców, ale również na środowiska lewicowych symetrystów. Cynicznie rzecz ujmując, zysk netto wydaje się zatem wątpliwy.
Dlaczego Duda zdecydował się zatem na ten krok? Odpowiedź może kryć się w wynikach sondażowych Krzysztofa Bosaka. W sondażu PBS z 23 maja kandydat skrajnej prawicy uzyskał 13%, czyli wynik na bazie którego mógłby zacząć myśleć o budowie partii na prawo od PiS. Prawdziwej partii, nie kolejnej efemerydy autorstwa Janusza Korwin-Mikkego. Od lat wiadomo, że żelazną regułą Kaczyńskiego jest „na prawo od nas, tylko ściana” – wystarczy przypomnieć sobie marny los Ligi Polskich Rodzin. Całkiem możliwe, że ta strategia homofobicznego wzmożenia zadziałała. Po zaostrzeniu kursu Dudy w ostatnich dniach, Bosak znowu oscyluje w okolicach 4-5% (Pollster, sondaż z 9-10 czerwca), co może sugerować, że dla części wyborców Konfederacji Duda stał się akceptowalnym kandydatem.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Zaczyna się od ołówka, potem nagle na dłoniach zatrzaskują nam kajdanki
Czy taki był powód werbalnego ataku prezydenta na mniejszość LGBT? Wydaje się to prawdopodobne. Polaryzowanie społeczeństwa i napuszczanie Polaków na siebie nawzajem jest jednym z podstawowych narzędzi w arsenale PiS, jednak tak pogardliwe i dehumanizujące komentarze wygłaszane przez urzędującego prezydenta są nową jakością. Dodatkowo niepokojąca jest perspektywa wyścigu do dna, w którym Bosak i Konfederacja, pomimo marginalnej (na razie) roli w polskiej polityce, będą w stanie narzucić narrację i przesunąć polityczny dyskurs jeszcze bliżej gett ławkowych z lat 30 ubiegłego wieku.
Nawet jeżeli bezpośrednim efektem strategii PiS jest spadek poparcia dla antysemickiego kontrkandydata, wywodzącego się z organizacji o faszystowskich korzeniach i tradycjach, to dokładanie paliwa do ognia homofobicznej agresji panoszącej się w Polsce przez urzędującego prezydenta jest absolutnie niewybaczalne. Andrzej Duda, dla dobra Polski, powinien ograniczyć swoje artystyczne ambicje i nie próbować bitwy na historyczne rymy ani z Bosakiem, ani tym bardziej z Himmlerem.
fot. John Bob & Sohie Art