Z Kościołem polskim nie udamy się w kierunku nowej demokracji, zresztą żadnej demokracji. Kościół hierarchiczny w najmniejszym stopniu nie pomógł Polakom od 1989 roku w budowaniu wolnego społeczeństwa. Nie pomógł, nie zachęcił, nie ostrzegł
Ale nie ma się czemu dziwić. Oto krótka historia społecznego zaangażowania Kościoła polskiego w XIX i XX wieku.
W okresie zaborów – były wyjątki – księża i biskupi spokojnie i bez rozgłosu kolaborowali z zaborcami. Nie pamiętamy, poza arcybiskupem Felińskim, ani jednego hierarchy, który by myślał czy działał na rzecz sprawy narodowej. Przetrwanie uczuć religijnych to zasługa romantyków, a nie Kościoła, z którym pozostawali wówczas w zasadniczym sporze.
Potem przychodzi okres II Rzeczypospolitej, kiedy poza wyjątkiem czyli kardynałem Sapiehą, Kościół w większości jest po stronie endecji, łącznie ze świętym ojcem Maksymilianem Kolbe. Działają nieliczne ośrodki światłego kościoła, jak Laski, ale to wyjątek, a nie reguła.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Notatki prof. Marcina Króla. Kościół powszechny (katolicki)
W okresie II wojny Kościół polski znowu znika, a po wojnie niemal przypadkiem prymasem zostaje Stefan Wyszyński, który ma wielki talent do obrony religii i polskości w czasach komunistycznych. Jest zresztą wychowankiem Lasek. Od jego śmierci już nie pojawił się w Kościele polskim, nie mówię o pojedynczych biskupach, nikt o minimalnej chociaż charyzmie.
Karol Wojtyła jest już w Watykanie. Do dzisiaj nie ma najmniejszej zmiany, a Kościół – nie warto wymieniać błędów i zaniechań – pozostaje poza społeczeństwem i w zdumiewającym tempie traci znaczenie i wpływ.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Notatki prof. Marcina Króla. Religia w nowej demokracji
Dla mnie jest to przygnebiające zjawisko, ale i zrozumiałe. Lata bezradności i beztroski owocują materializmem, fałszem, ukrywaniem błędów i zwyczajnym ludzkim lenistwem. Zaskakuje, jak szybko Kościół traci wpływ wśród ludzi młodych. Może jeszcze słuchają go staruszkowie i może oni zagłosują na Andrzeja Dudę, ale nawet PiS z sojuszu z Kościołem ma co najwyżej nikłe korzyści.
Zamieranie to tragedia. Pamiętam czasy wielkiego „Tygodnika Powszechnego” i mądrych ludzi, jakich tam poznałem i dla mnie upadek Kościoła jest dojmujący, ale i oczywisty. Niestety, musimy zatem na pytanie o przydatność Kościoła udzielić zupełnie innej odpowiedzi niż na pytanie o przydatność religii. Taki Kościół nie będzie nam w nowej demokracji potrzebny. Czy w ogóle jakiś kościół będzie potrzebny? O tym jutro.
Lektura polecana: Bohdan Cywiński „Rodowody niepokornych”
fot. flickr.com