Nowa jakość wymiaru sprawiedliwości

fot. flickr.com

Świat według PiSu jest prosty, chociaż dla niego nieprzyjazny. Jak wiadomo, od 2015 roku wzrosły niepomiernie wpływy PO i byłego polskiego premiera, Donalda Tuska w Polsce i świecie. Zwłaszcza w Unii Europejskiej, ale i nie tylko tam

To oni stoją za tym co się teraz dzieje z polską dyplomacją. To oni pracują w pocie czoła na kolejne jej klęski. Donald Tusk i jego kamaryla, z pomocą klawiatur opłaconych przez nich trolli, sprawili, że jedyny przychylny obecnej Polsce jej prezydentowi człowiek, który coś w świecie znaczył – Donald Trump – nie został ponownie wybranyna prezydenta USA. To wszystko zaś stało się nie tylko wbrew woli narodu amerykańskiego, ale i ludu polskiego. Nie pomogło nawet wstrzymanie się polskiego prezydenta z oficjalnymi gratulacjami dla Joe Bidena. Nasz były minister mówił wręcz o oszustwach wyborczych, ale nawet to było zbyt mało, aby Amerykanie zrozumieli swój błąd, zreflektowali się, przyznali, że wybory były nieuczciwe i że to Donald Trump wygrał i został prezydentem USA.

Wszystkie nasze gesty dobrej woli zostały zlekceważone, a Polska dyplomacja musiała ostatecznie ulec międzynarodowej presji oraz szantażowi i zaakceptować lewaka Joe Bidena na tym stanowisku. 

Kolejne ciemne siły rzucają kłody pod koła szybkiej kolei dobrej zmiany, czyli reformie wymiaru sprawiedliwości. Miało być: szybko, dobrze, sprawiedliwie, transparentnie i tanio. A jak jest? Wolniej, źle, chaotycznie, drogo i niesprawiedliwie. 

Zaczęto najlepiej jak Polak potrafi, od zmiany prawa. Kiedy zaś okazało się, że same zmiany prawa to za mało i trzeba by zmienić jeszcze coś, zaczęto zmieniać ludzi. Były oczywiście głosy, że może zanim się zmieni ludzi, warto spróbować dać im komputery, oprogramowanie, uprościć procedury. Ale eksperci zgodnie orzekli, że to kosztuje i wymaga czasu. Zatem – kadry.

Dość gładko poszło z Trybunałem Konstytucyjnym. Tam zresztą poszło najszybciej, bo ludzi nie za dużo. Wystarczyło mieć 8 swoich, czyli takich, którzy będą rozumieli potrzebę chwili i nie będą ślepi na argumenty polityczne i patriotyczne. 

Sięgnięto po najlepszych, wypróbowanych w potyczkach sejmowych, którzy wiedzą jaki jest interes Polski i powinności prawdziwego patrioty. Wiedzą i nie cierpią na imposybilizm, tylko z tej wiedzy korzystają i jedną sprawę rozpatrzą szybciej, inną wolniej, a o kolejnej zupełnie zapomną. I to działa!


Ale okazało się, że to też było za mało. Wymiar sprawiedliwości to przecież nie tylko Trybunał Konstytucyjny, ale i inne instytucje, zajmujące „ryglowe pozycje”. Na przykład taka policja.  Z nią akurat poszło bardzo dobrze. Wręcz modelowo.

Komendantów wymieniona raz dwa, na rozkaz, a ci którzy rozkazy mieli wykonywać –  dostali podwyżkę. No i okazało się, że 1500 złotych miesięcznie starczyło aby uznali oni, że każdy rozkaz jest zgodny z prawem i Konstytucją, bo wydali go przełożeni. A gdyby ktoś jednak wątpił i chciał sprawdzić, to Trybunał Konstytucyjny potwierdzi, że tak jest. A poza tym, tak mówiąc szczerze i uczciwie, to przecież policja nie jest od samodzielnego myślenia a od wykonywania rozkazów. 

Potem przyszedł czas na prokuratorów. Tu  było już trudniej. Nowi funkcyjni dokładnie wiedzieli jak ma wyglądać teraz prawo i sprawiedliwość. Ale zdarzało i zdarza się, że liniowi  prokuratorzy nie ogarniają tego tak od razu. Aby więc  przyspieszyć edukację opornych wprowadzono kształcenie na odległość, ale nie zdalne. Ci bardziej oporni ruszyli w delegacje w Polskę. Mają się tam uczyć, nie tyle rzemiosła prawniczego, co pokory. Eksperyment  to eksperyment, trzeba poczekać na wyniki. 

Zabrano się także za nauczanie wagi i znaczenia słowa. A nic nie uczy ludzi tego, jak coś jest cenne,  niż konieczność zapłacenia za to ceny rynkowej. Póki trwają badania tego rynku, zwierzchnicy pewnej prokurator, publicznie wygłaszającej opinie o prokuraturze, wycenili je na ćwierć miliona złotych. Dużo, ale jak widać słowo nareszcie będzie w prokuraturze w cenie. Od czegoś trzeba było zacząć. 

Eksperyment dydaktyczny trwa i zapewne wkrótce o nim usłyszymy znowu. 

Najgorzej jednak poszło z sędziami. Tutaj także nowo wyznaczeni funkcyjni też wiedzą jak ma wyglądać sprawiedliwość i prawo, ale ciągle zdarza się, że składy orzekające mają z tym kłopot. Zdarza im się nadmierną wagę przywiązywać do prawa i sprawiedliwości, tych w tym minionym znaczeniu, o którym  powinni zapomnieć we własnym dobrze pojętym interesie. 

Co gorzej, zagranica w postaci TSUE i Trybunału Praw Człowieka uległy demagogii i wrażym sugestiom wiadomych i powszechnie znanych kół i stwierdziły, że wymiar sprawiedliwości, to oczywiście rzecz krajowa, ale standardy, które musi on spełniać, to już kwestia unijna. Trochę trwało zanim to stwierdzili, ale jak już stwierdzili, to zaczęli sprawdzać czy nowa jakość polskiego wymiaru sprawiedliwości spełnia te unijne standardy. 

Niestety, Unia nie zaakceptowała stanowiska, które w opinii rządowych ekspertów jest oczywiste, że to sądy europejskie powinny być takie jak polskie. Przecież wszyscy wiedzą, że polskie znaczy dobre. 

Bardzo szybko okazało się, że za tym błędnym i nieracjonalnym stanowiskiem ukrywają się niestety wrogie obecnemu rządowi siły: totalna opozycja, były premier i obecny Rzecznik Praw Obywatelskich. Co gorsza, okazało się, że czas pracuje na niekorzyść zmian. Szybko i po cichu nie dało się wymienić nie tylko wszystkich sędziów, ale nawet Prezes Sądu Najwyższego, a Unia Europejska korzystając z tego zaczęła straszyć, że zakręci kurek z kasą. 

Obecnie więc testuje się nową jakość polskiego wymiaru sprawiedliwości nadając większe uprawnienia stronom dotkniętym skutkami wyroków sądowych. Uprawnienia te służą, obecnie w trakcie pilotażu nie opisano jeszcze ich w prawie, stronie, która poczuje się pokrzywdzona wyrokiem albo która uzna, że wyrok sądu jest pozbawiony atrybutu sprawiedliwości, ostateczności i niewzruszalności.

Nie jest to zresztą rewolucyjną zmiana. Już poprzednia premier wzięła na swoje barki ciężar decydowania o tym, który z wyroków Trybunału Konstytucyjnego jest sensowny, prawy i sprawiedliwy a który nie. Jedne wyroki więc były publikowane a inne nie były.

Miało to wady. Było kosztowne wizerunkowo i podważało powagę i autorytet TK. Unia Europejska i świat – niestety wtedy też nie zrozumiał tego kierunku reformy i sprowadził całą reformę do krzywdzącej tezy, że polski rząd łamie prawo. 


Koszt wizerunkowy i podważanie autorytetu TK mogły być oczywiście tolerowany tak długo, jak długo TK było ICH. Jednak od chwili, kiedy jest NASZ, te koszty były nie do zaakceptowania. 

Tak więc kolejne próby wytyczenia nowych dróg i bezdroży wymiaru sprawiedliwości są mniej widowiskowe, ale bardzo skuteczne. Polegają na nieuznawaniu przez właściwego prezesa wyroków, które nie są prawe i sprawiedliwe. Ważne jest tutaj to, że tylko prezes ma prawo do takiego nieuznawania.  Zawsze jest niebezpieczeństwo i strach, że coś może jednak pójść nie tak. Ktoś, pewnie jakiś prezes, uznał, że jednak warto zaryzykować.

Pierwszym był prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, który odmówił wykonania orzeczenia z 24 lutego 2021 Sądu Apelacyjnego w Warszawie, że Igor T. „jest nieprzerwanie sędzią sądu powszechnego RP z przypisanym do tego urzędu immunitetem”. Wyrok nie przyjął się nie tylko w macierzystym sądzie sędziego, ale też nie przekonał prokuratury, która nadal powołuje się na utratę przez tego sędziego immunitetu. 

Dalej była sprawa sędziego Pawła J. Jego z kolei nakazał przywrócić do orzekania Sąd Rejonowy w Bydgoszczy. No, ale prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, nie uznał tego orzeczenia.

Wymiar sprawiedliwości trzęsie się co raz mocniej, ale póki co się nie zawalił i jest w takim stanie jakim był. Trwa dalej. 

Kolejnym, który poszedł jego śladem już bardziej śmiało i zdecydowanie był prezes Orlenu. Oświadczył on, że nie wykona decyzji Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i przejmie Polska Press. I tak zrobił i ją przejął. I co? Nic, wymiar sprawiedliwości ciągle trwa. 

Co dalej? Póki co, nie wiadomo. Wiele zależy od tego, który prezes wykona kolejny ruch. 

Czy będzie to prezes którejś z partii, który oświadczy, że Polska nie wykona wyroku Strasburga, czy też wstrzymamy się póki co z wypłynięciem na szerokie, europejskie wody i zostaniemy na polskim podwórku? Jeśli tak, to kolejnym będzie prezes Krajowej Rady Sądownictwa, który oświadczy, że nie wykona wyroku. Nie poda jednak którego.  

W kolejnym komunikacie poinformuje też, że będą wyroki, które oczywiście będzie wykonywał. Które?Dla dobra sądownictwa nie będzie o tym informował, bo to oczywista oczywistość. 

A o tym, co jest w Polsce oczywistą oczywistości, nie mówi się głośno, bo to nie wypada. 

fot. flickr.com

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »