Pomyliłam w Internecie strony. Wrzuciłam do wyszukiwarki słowa wiceministra sprawiedliwości o tym, że „Konwencja stambulska jest sprzeczna z prawem rodziców do wychowywania dzieci…”. Myślałam, że jestem na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, byłam na stronie Ordo Iuris. Teksty były te same.
Jesteśmy zaledwie poligonem. Konwencja stambulska i próba jej wycofania to etap i sprawdzenie jak daleko można się posunąć w narzucaniu religijnej ortodoksji, kwestionowaniu równości ludzi i likwidowaniu praw człowieka.
Rząd sądzi, że po prostu wykorzystuje absurdalne zarzuty wobec Konwencji stambulskiej do wewnętrznych rozgrywek w bojach między Ziobrą a Morawieckim i ustaleniu kogo jest na wierzchu.
Pierwszy sekretarz PiS torując drogę fundamentalistom w Kościele katolickim i organizacjach nacjonalistycznych liczy na to, że będzie miał ich wdzięczność i ich samych w garści i przechytrzy tych walczących między sobą w rządzie.
I jedni i drudzy sądzą, że wysługują się dla swoich celów Ordo Iuris i innymi skrajnie prawicowymi formacjami pączkującymi w naszym kraju. Nie dostrzegają, że już od pewnego czasu są, być może, zaledwie narzędziem w ich ręku.
Ordo Iuris zostało założone przez Fundację Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Piotra Skargi. Religia katolicka jest tym na co członkowie się powołują, ale nie standardem, według którego działają. Zauważył już to ostro kard. Franciszek Macharski. Ordo Iuris ma zwyczaj nękać pozwami i domagać się wyjaśnienia finansowania organizacji pozarządowych, sama jednak, o czym pisała też Ewa Siedlecka, nie informuje o swoich źródłach finansowania ani nie udostępnia danych swoich darczyńców. Analizowałam projekt ustawy Ordo Iuris odbierającej kobietom ich prawo człowieka do decydowania o swojej płodności. Niemal w każdym zdaniu projektu zawarte było naruszenia praw konstytucyjnych; w niemal każdym zdaniu uzasadnienia zawarty był fałsz.
Kto kontroluje płodność kobiety ten kontroluje jej życie. Nie przez przypadek Ordo Iuris dokonuje zamachu na prawa kobiet, a więc i na Konwencję antyprzemocową, zwana także stambulską. Nie przez przypadek odpowiada to obecnie rządzącym. Ci ostatni jednak nie dostrzegają, że są zaledwie środkiem do politycznego celu Ordo Iuris, a nie partnerem w jego realizacji. Konwencja jest zwana stambulską nie dlatego, że odnosi się do zachowań kulturowo nam obcym, ale pewnie i dla upamiętnienia stwierdzeń zawartych w wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) Opuz przeciwko Turcji z 9 czerwca 2009 roku. Choć zawarta w Stambule ze względu na tamtą sprawę, która była przeciwko Turcji, to i sprawa przez ETPCz, i Konwencja dotyczą sytuacji typowych dla tych, które mają miejsce nad Wisłą i Odrą.
Demoralizacja policji, przywalającej na przemoc wobec osób identyfikowanych z tęczą i nie reagującej na stosowaną bandycką wobec mniejszości nieheteronormatywnych przemoc przez głośnych byczków z racami, źle wróży rządzącym. To kwestia czasu, kiedy policja i tych, dziś wciąż dyndających u władzy, słuchać przestanie. Bo, kto będąc u władzy unicestwia instytucje demokratycznego państwa, niszczy to państwo i sieje anarchię, ten zbiera burze.
Ordo Iuris na polskim gruncie próbuje dokonać tego, czego nie udało się im dokonać w Irlandii.
Jesteśmy rzeczywiście w gorszej dla demokracji sytuacji niż Irlandia, wygodnej dla skrajnie nacjonalistycznych grup. Agresywni, dręczący mniejszości hierarchowie Kościoła katolickiego sprawiają wrażenie zespolenia z władzą. Łączy ich wspólnota zagrożenia procesami w sprawach nadużyć finansowych i o ukrywanie zbrodni molestowania i gwałtów na dzieciach. Dzieli – pozycja. Wiara rządzących, że uda się przywrócić system nawet na miarę czasową PRLu jest płonna. Nadzieja, że część z nich utrzyma się w siodle do własnej śmierci, ze względu na dojrzały wiek – możliwa. Myśl o kosztach jakie poniesiemy my, zwykli ludzie zanim to się skończy jest im obca. Hierarchowie mają za sobą dwa tysiące lat historii kościoła i myśl, że nawet pędząca laicyzacja, do której się przyczyniają, ich samych za ich życia nie obejmie. A co z duchowością? Nie dbali o nią wcześniej, to dlaczego mieliby teraz?
„Nie możemy sobie pozwolić na narzucanie jakiejkolwiek ideologii, tez ideologicznych niezgodnych z polską konstytucją”. – to teksty przeciwko Konwencji stambulskiej rzucane przez minister ds. rodziny i pracy, wiceministra sprawiedliwości i wysoko ustawionych partyjnych towarzyszy z PiSu. Rzecz w tym, że sobie pozwalają. Pozwalają sobie narzucić to, co i jak mówić. Mówią pod dyktando. Cytują zapożyczone frazy z Ordo Iuris.
Pomyliłam w Internecie strony. Wrzuciłam do wyszukiwarki słowa wiceministra sprawiedliwości o tym, że „Konwencja stambulska jest sprzeczna z prawem rodziców do wychowywania dzieci…”. Myślałam, że jestem na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, byłam na stronie Ordo Iuris. Teksty były te same.
Wiceminister Sprawiedliwości, Minister Rodziny, Pracy i Spraw Socjalnych, oboje odpowiedzialni za niewypełnianie zobowiązań płynących z Konwencji Stambulskiej pozwalają sobie dla własnych stołków i przypodobania się zwierzchnikom poświęcać Polskę i Polską rację stanu.
Ordo Iuris wkłada w usta polskich ministrów teksty równie perswazyjne, co enigmatyczne. Co znaczy, że „Konwencja jest sprzeczna z systemem wartości polskiego systemu prawnego”? To niby jaki ten system jest? Znajdziecie w nim przepisy, które mówią, że można żonę nękać fizycznie i psychicznie i na podobieństwo radnego PiS w ramach rodzinnych relacji traktować tekstami: „Wypierd*laj stąd. Wypierd*laj z tego domu. Szmato pierd*lona. Zapierd*laj po kwiata, szmato. Jeszcze raz piśniesz to ci wyj*bie, że nos złamiesz. Pchnąłem cię, bo mnie wku*wiłaś.”? Lub takie, które zezwalają na gwałt, przemoc ekonomiczną lub opresyjną kontrolę? Wiceminister nie tłumaczy co ma na myśli. Nie wiemy czy myśli, czy zaledwie cytuje. W każdym przypadku sugeruje, że jest w polskim prawie przyzwolenie na przemoc fizyczną, seksualną, ekonomiczną, psychologiczną i opresyjną kontrolę, zwłaszcza wobec kobiet i dzieci.
Nie ma takiego przyzwolenia w prawie, w samych przepisach, ale jest – faktycznie – w polityce tego rządu. Konwencja stambulska wymaga nie tylko zmiany niektórych przepisów. Wymaga przede wszystkim zmiany polityk. Nie wystarczy więc, na podobieństwo Prezydenta Dudy stwierdzić, że my mamy stosowne przepisy. Przepis ma działać i tworzyć standard efektywnej niezgody na przemoc, przemoc wobec kobiet i przemoc w rodzinie zwłaszcza. Dlaczego zwłaszcza? Bo przemocy wobec kobiet mamy w nadmiarze, podobnie jak przemocy w rodzinie. To niszczy jakość życia i jest przez władzę instrumentalnie wykorzystywane. Przyzwolenie na przemoc w rodzinie, w imię wyimaginowanej hierarchii, której również domagają się hierarchowie, ma służyć przyzwoleniu na przemoc w przestrzeni politycznej stosowanej przez tych, co zgarnęli władzę i zniszczyli instytucje władzę kontrolującą.
Rodzina jest dla rządzących poletkiem doświadczalnym, tak jak Polska dla Ordo Iuris. Ma ludzi wdrożyć, przyzwyczaić do strachu, przed naruszaniem autorytetu. To nie przypadek, że i ci z kościoła i ci z mównicy partyjnej opowiadają o boskim pochodzeniu władzy ojca rodziny i ojca narodu. Rządzący więc nie tylko godzą się; są odpowiedzialni za praktyki podtrzymywania i promowania przemocy wobec kobiet i najbliższych.
Tymczasem to nie gender, czyli płeć społeczno-kulturowa, i nie konwencja, ale przemoc niszczy rodziny. Konwencja nie kwestionuje płci. Co więcej Konwencja antyprzemocowa uświadamia jak bardzo płeć biologiczna jest przez rządzących lekceważona (patrz kwestia testów i leków na choroby serca, zaniedbania komunikacji miejskiej i międzymiastowej, niedostatek toalet dla kobiet, gdy ich ilość jest równa dla kobiet i mężczyzn, lekceważenie zdrowia i życia kobiet w konstrukcji samochodów i praktykach odśnieżania ulic, niedbałość o rozwój sportów ważnych dla kobiet itd.). Konwencja mając na uwadze różnice biologiczne płci nie widzi powodu, by przypisywane płci biologicznej kulturowe cechy miały usprawiedliwiać stosowanie wobec kobiet zwłaszcza przemocy fizycznej, psychicznej, seksualnej, ekonomicznej i opresyjnej kontroli.
Stosujący przemoc chce uzyskać miłość, szacunek, poważanie środkami, które dać mu tego nie mogą. Są nieskuteczne. Są kontr-produktywne. Szkodzą; także sprawcy, choć to on uchodzi z życiem, nie ma siniaków, ma orgazm gwałcąc i wypchany portfel. Mimo to daje to zaledwie złudzenie i władzy i miłości i niesie zniszczenie. I jeśli to pasuje do oficjalnie lansowanego wzorca mężczyzny, „pater familiasa” to znaczy, że władza nastawiona jest na produkowanie perwersyjnych psychopatów. Nie wróży to dobrze polskiej racji stanu. Jest być może wygodne dla rządzących, ale niszczące i dla sprawców, i dla ofiar.
Sposób reagowania rządzących uparcie tkwiący w braku reakcji i reakcji pozorowanej, narzuca politykę pogardy dla praw kobiet i praw dzieci. To szkodzi ludziom pozostającym ze sobą w bliskich relacjach. Relacje te niszczy.
Władza nie ma dobrych intencji, więc zwalczając Konwencje stambulską i instytucje, które służą porozumieniu ludzi i nauczeniu się wzajemnej sympatii i szacunku.
Gwałcący dzieci ksiądz będzie miał pomnik, bo informacje o gwałtach i molestowaniu zamiecie się pod dywan. Gwałcący nieletnie prominentny polityk pozostanie bezkarny, sprawie urwie się łeb, świadkowie posadzeni w więzieniu „przypadkiem” wybiorą samobójstwo; nikt nie doszuka się związku. Kryjący sprawców, a więc współodpowiedzialny za molestowanie nieletnich biskup nadal będzie honorowym obywatelem dużego miasta. Opresyjnie kontrolujący żonę mąż zabije ją w końcu, bo nie była taka jak biblia i kościół nakazuje, kolejne dziecko zostanie zmaltretowane. Definicja zgwałcenia niezgodna z konwencją stambulską pozostanie niezmieniona, pozwalając na umarzanie spraw i przerzucanie win na osoby pokrzywdzone gwałtem. Żyjące w niedostatku byłe żony i zostawione dzieci będą informować, że rośnie dług alimentacyjny, a władza, aż nadto nadal będzie zainteresowana, by ciężar utrzymania siebie i dzieci przerzucić na kobiety, a winę za niepłacone alimenty na alimenciarzy. Przemilczy, że w rzeczywistości Konwencji stambulskiej to na władzy – na ministrach najgłośniej gardłujących przeciwko Konwencji spoczywa obowiązek stworzenia skutecznych mechanizmów przeciwko wskazanym i innym formom przemocy w relacjach bliskich.
Rządzący myślą, że poświęcając kobiety i dzieci, zyskują przewagę i władzę. Nie dostrzegają, że sami są zaledwie trybikiem w znacznie większym planie.
Europejska Federacja Humanistyczna, monitorująca temat rozdziału Kościoła od państwa, wpisała Ordo Iuris na listę 28 organizacji, które określiła mianem „ekstremistów religijnych, drakońskich i niedemokratycznych, działających przeciwko prawom człowieka”. https://www.petycjeonline.com/list_otwarty_do_prezesa_pan_w_sprawie_konferencji_ordo_iuris [dostęp: 26.07.2020]. Ordo Iuris jest prężne i konsekwentne. Swe prawdziwe cele ogłasza rzadko. Zrobiła to jednak, sądząc, że jest zaledwie wśród swoich we wrześniu 2016 roku.
Ordo Iuris zorganizowało we wrześniu 2016 roku wraz z Wydziałem Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego międzynarodową konferencję. Odbyła się, niestety (bo z naukowością niewiele miała wspólnego), na Uniwersytecie Warszawskim za przyzwoleniem Rektora UW i Dziekana Wydziału Prawa i Administracji UW. Zjechali się na nią przedstawiciele Ordo Iuris z całego świata. Pretekstem, zaledwie pretekstem, było małżeństwo. W istocie zaś chodziło władzę, nie tylko w Polsce.
Uczestnicy otwartym tekstem mówili o tym, że Polska i Ordo Iuris w Polsce są „the last chance” – ostatnią nadzieją, przyczółkiem zachowania władzy mężczyzn. Kwestionowano nie tylko człowieczą równość kobiet i mężczyzn, ale i równość ludzi. Kwestionowano już w 2016 roku ideę i związanie uznanymi prawami człowieka. Upadek rodziny upatrywano w finansowej niezależności kobiet, prawach dziecka niezależnych od praw niemal własności rodziców do dzieci, nie ukrywano skrajnie homofobicznej agendy.
W obradach brali udział przedstawiciele polskiego rządu; już wtedy. Teraz sądzą, że to Ordo Iuris jest na ich usługach. Wciąż nie dostrzegają, że już od jakiegoś czasu nie korzystają z usług, lecz są na usługach.
To, nie jest dobre ani dla polskich rodzin, ani dla polskiej racji stanu. Konwencja stambulska natomiast niesie nadzieję na lepsze, bo egalitarne, partnerskie i oparte na porozumieniu relacje międzyludzkie w rodzinie. Czy dlatego jest tak niewygodna dla władzy i tak zwalczana przez Ordo Iuris?