Dotąd i bez epidemii wiedzieliśmy kilka ważnych rzeczy. Że gdyby Chiny chciały podbić Europę, to wystarczy, żeby nie przysłały leków albo komponentów do ich produkcji i NATO się podda po dwóch miesiącach, bo nie ma armii bez choćby aspiryny
Że mimo różnych wysiłków krajów UE i nie tylko, autorytarna Rosja ma wpływ na wybory w demokratycznych państwach nie tylko finansując tych, co jej się podobają, ale hakując i trollując…
Że Polska armia w tak zwaną pojedynkę nie da rady nawet Białorusi. Jakby co, to wisimy na kapryśnym tweecie prezydenta Trumpa, co jeśli coś obejrzy w telewizji, może nas w sekundę zostawić na lodzie, jak Kurdów, czy Afganistan.
Wiadomo też było, że o losy cywilów na wypadek „W”’ nie troszczy się nikt. Obrona Cywilna nie istnieje, w starych schronach, których nawet za PRL było za mało, są magazyny i nocne kluby.
Koronawirus uzupełnił tę wiedzę…
Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a już tak zwane łańcuchy dostaw padły jak strucla. Początkowe decyzje były na poziomie rad pana ministra Pinkasa, który zalecił wkładanie lodu do majtek. Gdyby w warunkach „W'” nastąpił atak bronią B (przypomnę BMR to broń atomowa, biologiczna i chemiczna), to nie mamy nic, co mogłoby realnie uchronić ludzi.
ZOBACZ TAKŻE: Nocna zmiana konstytucji. Komentują prof. Monika Płatek i Joanna Kluzik-Rostkowska
Jak to na współczesnej wojnie, najbezpieczniejszy jest uzbrojony żołnierz. Tego, co się rwie teraz, nie będzie w ogóle – masek, rękawiczek etc. Swoją drogą: wojsko dziarsko pomaga nosić materace, ale czy nie ma na pewno zasobów, które są na wypadek wojny biologicznej i byłyby teraz jak znalazł w sferze cywilnej? Jeśli w ogóle jakieś są, to na co czeka MON?
Mogę sobie wyobrazić, że kiedy pancerz leoparda jest właśnie „przebijany” niewidocznymi drobnoustrojami, a żona jednego z kandydatów na prezydenta unosi się w powietrzu MiG-iem, jeśli te jeszcze będą w stanie latać, przed szpitalami leżą pokotem cywile, dla których w skali potrzeb od razu zabraknie wszystkiego. Także lekarzy, którzy chyba nie obsłużą w warunkach „W” wszystkich dziesięciu miejsc, w których powinni być, choćby zarządzić, że wojenna doba ma 50 godzin.
Jesteśmy krajem o wielkich aspiracjach, w którym w chwili rozwijającej się dopiero masowej choroby nie można nigdzie zaplombować zęba.
Władza przechwalając się co chwilę, nie potrafi sprawić, żeby dać zmianę jedynej pielęgniarce, która opiekuje się kilkudziesięcioma ludźmi, a ochronę wszystkich, którzy nie mogą „zostać w domu” oddano decyzji niekontrolowanych w tym zakresie pracodawców.
Ale mimo wielu wielkich i wzruszających gestów, najgorsze jest urwanie się moralnych łańcuchów dostaw społecznej solidarności. To są właśnie te pojedyncze pielęgniarki, którym nikt nie chce pomóc i ratownicy, którzy opowiadają, jak są odsyłani od szpitala do szpitala. Co władzę wzmacniają, mówiąc w kółko o procedurach, które na co dzień niestosowane czy omijane, teraz są w ogóle nie na miarę pytań.
Polska to dziś dom z papieru – i maski, nawet te z twarzą Salvadora Dali – nie pomogą.
fot. Wikipedia