Spadamy coraz szybciej. Teraz czas na naukę

fot. Pixabay


PiS wygrał wybory pisząc historię. Nie twierdzę, że PiS doszedł do władzy tworząc historię, ale że wziął władzę pisząc historię, która spodobała się nam. Nawet bardzo

W tej nowej historii bycie Polakiem to był przedmiot bezgranicznej dumy i zazdrości innych. Wszyscy Polacy to bohaterowie i herosi, którzy  patriotyzm mają we krwi, a przeznaczeniem Polaka jest pokazanie Unii Europejskiej, że ma być chrześcijańska i prorodzinna. 

Polska nie tylko była potęgą militarną i ekonomiczną, ale i wzorem. To Polacy nauczyli Francuzów jeść widelcem, Rosjan demokracji, Czechów odwagi, a Niemcom pokazali, gdzie jest ich miejsce w Europie.

Od 1939 roku Polska była zniewolona przez  okupantów, którzy mordowali, a my się dzielnie broniliśmy. Każdy Polak walczył z Niemcami i zabił co najmniej jednego faszystę i ocalił co najmniej jednego Żyda. Większość po dwóch.

Niemcy uciekli z Polski w 1945 roku, ustępując miejsce kolejnemu okupantowi – Rosji.

Okupacja trwała, opór też. Udało się. W 1989 Polacy, dzięki wysiłkom Solidarności pod przywództwem braci Kaczyńskich i Kościoła katolickiego, zrzucili na chwilę jarzmo rosyjskiej niewoli, lecz w wyniku zdrady elit znowu stracili suwerenność na rzecz okupantów brukselskich.

Ale patrioci walczyli dalej. 

Wreszcie przyszedł rok 2015, do władzy doszedł PiS i teraz wszystko toczy się już jak powinno.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Warto wiedzieć. Kto wie mniej błądzi


W 2015 roku PiS będąc u władzy zainteresował się intensywnie teraźniejszością. A teraźniejszość to media, zwłaszcza telewizja.

Dlatego od 2015 słyszymy w telewizji narodowej – zwanej także partyjną – że oto w 2015, w pierwszych nieoszukanych wyborach, Jarosław Kaczyński doszedł do władzy, podniósł Polskę z kolan i uczynił z niej potęgę, którą podziwiają wszyscy.

Widz TVP widzi Polskę, w której aż chce się żyć. A żeby się nie denerwował, bo on w takiej póki co nie żyje, to dowiaduje się z niej także, kto i jak szkodzi i przeszkadza w tym, żeby nie miał on u siebie tak,  jak ci z telewizora.

To z telewizji Polka i Polak wiedzą, że nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi, ba, cały świat, zazdroszczą nam sukcesów, które mamy wszędzie i chcą iść naszym śladem. Chcą, ale nie mogą, bo nie mają u siebie przywódcy takiego formatu jak Jarosław Kaczyński i normalnej rodziny, a mają gejowskie śluby i uchodźców. 

To tak w skrócie i bez zbędnych detali.


PRZECZYTAJ TAKŻE: 70 dni w karcerze. Polak siedzi w Mordowii, a polski rząd udaje, że tego nie widzi


Ostanie wybory pokazały jednak, że choć w TVP widać, że jest bardzo dobrze, to wielu z Polaków tego nie widzi. Przyczyny tego są w PiS-ie znane od dawna. To wykształciuchy i pseudoelity, które opanowały gazety, księgarnie i uniwersytety.

Co do gazet to sprawa jest już prawie załatwiona, za pieniądze Orlenu. Co do księgarni, to nie ma już prawie problemu, bo księgarni nie za wiele zostało. Zostały uniwersytety i elity. Te wymienić od ręki trudno, ale szybko da się. Ten problem podjął się załatwić osobiście minister od nauki.

Polskie elity są różne, jak to elity. Mamy laureatkę nagrody Nobla oraz ludzi, którzy są jak z innej epoki.

Kiedy Polska przystępowała do Unii Europejskiej jeden z ówczesnych polskich  europarlamentarzystów, profesor Maciej Giertych – jeden z przedstawicieli naszych, polskich elit – wydał dla kolegów z parlamentu broszurę „Wojna cywilizacji w Europiepromującą teorie historiozoficznego zapomnianego na szczęście teoretyka Feliksa K. Skończyło się to protestami wielu środowisk, które broszurę uznały za rasistowską i antysemicką. W 2006 roku ten sam poseł zorganizował w Europarlamencie konferencję, na której przekonywał, że nie ma dowodów na prawdziwość teorii ewolucji Darwina, a prawdziwa jest jedynie teoria kreacjonistyczna, że Bóg to wszystko stworzył w kilka dni. Biblia to opisuje – zainteresowani mogą przeczytać. Długo tam o tym pamiętano.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Rozmawiamy o aborcji. Dopchnęli nas do ściany, a ludzie na tej ścianie napisali numer 222922597


Potem przyszli inni ludzie, już nie tak barwni.

Ale na naszym rynku krajowym wiadomo, że coś z elitami zrobić trzeba. I zrobiono, z ministerialną klasą. Oto bowiem niedawno Minister Nauki i Nie tylko opublikował nową ministerialną listę czasopism.

W dzisiejszej nauce, kto nie ma punktów nie jest naukowcem. A nie ma punktów, kto nie ma publikacji w czasopismach punktowanych. Taki naukowiec nie może awansować, a jego uczelnia nie dostanie pieniędzy. Dlatego wysoko, a nawet bardzo wysoko, są punktowane czasopisma znane ministrowi, choć często nie znane innym. Przy okazji minister uczynił też z nas potęgę teologiczną.

I chyba już znalazł dla nas miejsce w Unii: Polska Teologiem Unii Europejskiej. W końcu nawet kopernikańskie „O obrotach sfer niebieskich” zaczynało się „W imię Boże” i  kończyło „Amen”.

Minister zadecydował, że aby być w nauce kimś, trzeba  publikować tam, gdzie on, albo w czasopismach teologicznych. Kryteria wyśrubowane, ale są tacy, którzy im sprostają. Tak więc będzie rosła nam nowa elita intelektualna pisująca w czasopismach diecezjalnych, periodykach przyjaciół KUL-u i kwartalnikach zakonnych

To wszystko dzieje się pod hasłem przywracania znaczenia Polskiej nauce.

….

Minister zapewne widzi już oczami duszy tych polskich noblistów – nie noblistki, miejsce kobiety jest w domu – od których zaroi się już wkrótce w każdej dziedzinie nauki. Już dzisiaj wie, że w ich życiorysach naukowych będą pojawiać się tak znaczące dla ich rozwoju intelektualnego i nauki światowej czasopisma jak: Biuletynu Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej Biblos, a najlepsze uniwersytety angielskie i amerykańskie będą marzyły żeby dorównać KUL-owi.

Ja obawiam się innego scenariusza.

A jeszcze bardziej boję się tego, że nawet moje obawy już w przyszłym roku będą tylko śmiesznym  przejawem głupiego, nieuzasadnionego optymizmu.

fot. Pixabay

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »