Prezydent potęgi światowej, Joe Biden, przyjeżdża do Europy. Będzie w Europie u naszych sąsiadów, ale nie będzie go w Polsce
Dla każdego wnikliwego i spostrzegawczego obserwatora jest to wyraźny i jednoznaczny sygnał, że liczą się z nami. Nawet ci, którzy grają w I-szej lidze polityki światowej czyli USA, mają przed nami respekt. Amerykanie wiedzą, że kierujemy się wartościami i dla nich – wartości, nie Amerykanów – gotowi jesteśmy na wiele.
Dlaczego więc milczy o tym zgodnie i rząd, i opozycja?
Interes polityczny. Partyjny, a nie państwowy.
Nie powie tego opozycja, bo ta za wszelką cenę stara się przekonać siebie i innych, że obecnie z Polską nikt się nie liczy. Podanie prawdziwych powodów nieobecności w Polsce Joe Bidena rozwala w pył ich narrację.
Dlaczego jednak nie mówi o tym rząd? To proste i oczywiste – każdy sukces ma wielu ojców. Tutaj w grę wchodzi: prezydent, premier i minister spraw zagranicznych. Media narodowe już to nam wyjaśnią, który z tych trzech panów jest ojcem tego sukcesu i dlaczego zawdzięczamy to wszystko prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.
W końcu wszyscy się o tym dowiedzą. Tego przecież nie da się ukrywać w nieskończoność.
Sygnałów było wiele. Wszyscy pamiętają telewizyjne wystąpienie Andrzeja Dudy, kiedy to dywagował na temat cech charakteru, którymi powinien odznaczać się prezydent. I akcentował, że musi on być twardy. Mówiąc to, wiedział, że przed takim egzaminem z twardości – próbą diamentu – stanie za chwilę prezydent Joe Biden i on. I o to, że obaj powinni temu wyzwaniu sprostać. Jeden musi pokazać, że jest twardy i się nie boi, a drugi, że jest twardy w obronie prawa i sprawiedliwości.
Prezydent Biden – i zapewne on sam – muszą pamiętać słowa poważnych polskich polityków, że tak naprawdę wygrał jego przeciwnik. Skoro wyniki były inne znaczy to, że doszło do oszustwa i wyborczego przekrętu.
Prezydent Joe Biden ma więc szansę stanąć przed niezawisłą, polską prokuraturą i uciąć wszelkie dywagacje o tym, że oszukał i zyskać legitymizację swojego urzędu. W Polsce i świecie. Każdy rozsądny człowiek, który nie ma sobie nic do zarzucenia poddałby się takiej niezależnej weryfikacji. Rozsądny i twardy, z zasadami.
Prezydent Joe Biden oto ma szansę stanąć na ziemi polskiej i poddać się weryfikacji, w państwie demokratycznym, niezależnemu wymiarowi sprawiedliwości. Stanąć na polskiej ziemi ze świadomością, iż jeśli weryfikacja nie przebiegnie po jego myśli, to może stracić immunitet i mieć tylko połowę pensji. Jak polski sędzia. Co gorsze, dla niego może się to skończyć w areszcie, ponieważ nie ma u nas stałego miejsca zamieszkania.
Może, ale nie musi, jeżeli potrafi przekonać polską prokuraturę, że wybory prezydenckie w USA, które oficjalnie wygrał zostały rzeczywiście przeprowadzone bez łamania prawa i naruszania standardów wyborów w państwie demokratycznym, do miana którego pretenduje USA. Administracja USA wie, że tak się stanie, bo przecież zna obecny polski rząd.
Powiedzmy sobie prawdę prezydent USA nie zdał tego egzaminu. Nie zdecydował się, nie okazał się ostatecznie twardy.
Przed polskim prezydentem zaś stanął dylemat: skorzystać z praw łaski wobec Joe Bidena przed zapadnięciem prawomocnego wyroku w sprawie nieprawidłowości, czy jednak poczekać na sprawiedliwy wyrok skazujący w tej sprawie?
Żeby podjąć w tej sprawie odpowiednia decyzję trzeba być twardym i mieć naprawdę diamentową osobowość. I żeby sprawa była jasna, chodzi tutaj o twardość takiej osobowości a nie o to, że jest ona przeźroczysta.
fot. Wikimedia