Telewizyjne lekcje o tym, jak nie należy robić telewizji

Telewizyjne programy dla szkół rozpętały najpierw szaleńcze śmichy-chichy, bo jak się patrzy na te dzieła sztuki telewizyjno-pedagogicznej, to trudno się opanować. Ale akurat porcja zdrowego śmiechu pomaga w dobie obecnego kryzysu. Rozpętały też falę hejtu de facto skierowanego ku prowadzącym te programy. To oczywiście nie powinno mieć miejsca

Problem leży jednak gdzie indziej. W tym, że to TVP SA, czyli telewizja nazywana publiczną, a faktycznie od początku 2016 roku będąca telewizją rządową, jest emitentem tych dzieł. Co więcej, to TVP za to odpowiada.

TVP daje wydawców, nagrywany program jest kolaudowany. Ktoś się przed emisją pod tym podpisuje z imienia i nazwiska. Krytyka jest więc pod adresem TVP! Jeśli w TVP prezes, czyli były rzecznik Lecha Kaczyńskiego, nie zwraca uwagi na to, jaka jest różnica między średnicą a obwodem, to teoretycznie ma z tym sam problem. Ale skoro to emituje, to naraża na kpiny swoją firmę.

TVP jest producentem i emitentem, odpowiada więc za to, co wypuszcza. Takie jest prawo. Prawo, którego PiS nie zmienił. Oczywiście mówię tu o programach poza reklamami, za treść których odpowiada reklamodawca i programów wyborczych, za treść których odpowiada komitet wyborczy. Reasumując – za to, czym się bawimy przez ostatnie dni, odpowiada prezes TVP.

Można więc zadać pytanie, czy ktoś u niego zrobił sabotaż? Czy może jest to przemyślana robota na zlecenie np. ministra edukacji pana Piontkowskiego, który powiedział wyraźnie na konferencji niby prasowej, że teraz jest czas na to, by nauczyciele nie strajkowali, a pokazali, na co ich stać. No, to pokazują. Pospołu.

I jeszcze jedno. Bardziej niż osoby prezentujące lekcje bawi mnie scenografia. Zrobiłem pewnie ze 300 programów w TVP i innych telewizjach. Ileś set z nich było na żywo. Ileś nadzorowałem, ale żaden z czymś takim, by nie przeszedł. Nawet relacja z zalanych połaci powodzią była robiona tak, by było widać to, co się działo. I powiem tak – to działanie jest przeciwko nauczycielom, bo dzieci z tego skumają to, co skumają, a na pewno nie to, co autor miał na myśli… A kpinom i chichotom nie będzie końca. Może więc autor miał pomysł, żeby ośmieszyć kogoś? Tylko kogo? Prezesa? Ministra? 

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »