Polityczny program wspólnej listy (?) demokratów na dziś nie może łudzić obietnicą rozwiązania nawet wszystkich tych spraw, które choć są dziś nieobecne w politycznym dyskursie i w społecznych emocjach, to z wielu powodów wydają się jednak najważniejsze
Chodzi o politykę klimatyczną i konieczność energetycznej transformacji, o wyczerpujący się na naszych oczach znany nam model kapitalizmu oraz o załamanie największych sektorów nowoczesnego państwa związanych z ochroną zdrowia, ubezpieczeniami obywateli i edukacją – spowodowane z kolei niepowstrzymanymi zmianami demograficznymi. Każda z możliwych tu „polityk” i systemowych zmian będzie wymagała ogromnych wysiłków i niezwykle trudnych decyzji obciążających wielkie grupy społeczne. Każda wymaga więc najpierw zaufania obywateli do instytucji ich własnego państwa i podejmowanych w nim decyzji. Wymaga państwa, któremu po prostu wierzymy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Co jest polityką realną, a co tylko szkodliwym zawracaniem głowy
To samo jest prawdą również w skromniejszym wymiarze wyborczych postulatów, do których przyzwyczajono nas w kampaniach. Wszystkich tych pięcio- lub sześciopaków opracowywanych pod PR-owe dyktando na podstawie sondaży. Jest więc np. faktem – co pokazują niezliczone badania – że Polaków rzeczywiście bardziej obchodzi stan ochrony zdrowia, czy bezpieczeństwo ich własnych emerytur niż ustrój państwa, jakość demokracji i polityczne emocje kolejnych wojen na górze. Te same badania pokazują jednak również rzecz bardzo odmienną. Miażdżąca większość Polaków absolutnie nie wierzy, by cokolwiek w tych ważnych dla nich sprawach mogło się zmienić w wyniku wyborów, nie ma za grosz zaufania do decyzji państwa w tym zakresie oraz zwłaszcza do podejmujących te decyzje polityków. Więc jednak najpierw ustrój – taki, w który da się uwierzyć.
Tu zaś do zrobienia jest bardzo, bardzo wiele. Trójpodział władzy? Cóż, w minionych latach wypowiedziano o nim zarówno wiele frazesów, jak płomiennych przemów, budzących dreszcze wielkich i wzniosłych emocji. Mówiono jednak oczywiście wyłącznie o sądach, zapominając, że chodzi o trzy, a nie dwie władze, że zatem chodzi także o to, by kontroli parlamentarnej podlegał rząd. To zaś w III RP nie miało miejsca nigdy – rząd pochodzący z parlamentarnej większości używa jej, by zamienić parlament w maszynkę do głosowania rządowych projektów nie od 2015 roku, bo PiS zaledwie dopisał barejowską puentę do praktyki znacznie starszej. To nie tylko istotny, prawdopodobnie niezbędny „bezpiecznik demokracji”, który – gdyby istniał – uchroniłby nas przed dzisiejszymi nieszczęściami, ale i ważny składnik ustroju Republiki, której dałoby się uwierzyć.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Cała Polska w ręce rządu
Wodzowska partia, o antydemokratycznym ustroju od kilku lat dokonuje demontażu państwa – jak chcą niektórzy: zamachu stanu. Byłoby to trudniejsze dla partii o w pełni demokratycznym ustroju. Inna z wodzowskich partii odpowiada za kryzys wiarygodności państwa, demokracji i polityki w ogóle, który doprowadził do upadku w 2015 roku i następnych latach. Nie od rzeczy jest więc myśleć, że na ustrój partii politycznych oraz ich mechanizmy finansowe i wyborcze należy najpierw nałożyć warunki, a dopiero potem pozwolić im grać na „politycznym rynku” – tu wciąż chodzi o politykę, której wierzymy.
Można tych zagadnień wymienić więcej i powinno to zostać zrobione – chodzi mi jednak przede wszystkim o to, by myślenie o wiarygodnej polityce i wiarygodnym państwie przeciwstawić kuglarskim sztuczkom komponowania wyborczych sześciopaków, albo wizjom szczęścia zamkniętym w cza jużrnych lub niebieskich teczkach z gotowymi rozwiązaniami projektów ustaw.
Protokół rozbieżności jest ważniejszy niż wszelkie uzgodnione projekty i sprawy odłożone na bok, bo nas dzielą. Tak się przy tym składa, że nas najbardziej emocjonują i w związku z tym są bezwzględnie wykorzystywane: jak nie przez rodzimych populistów, to przez trolli obcych służb. Potrzeba nam państwa, które jest nie tylko wiarygodne, ale w którym nikt nie boi się wyniku wyborów. „Lewacy”, że ich na stosie spalą „fundamentaliści”, a „narodowi-katolicy”, że im LGBT zdemoralizuje dzieci i wykorzeni wartości.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Opozycja polityczna w Polsce istnieje jedynie formalnie
Treścią wyborczej obietnicy nie musi, absolutnie nie powinien i w praktyce nie może być lewicowy versus chadecki program w sprawie np. praw kobiet, albo polityki socjalnej państwa, czy wreszcie jego ustroju. Treścią powinna być zamiast tego gwarancja uczciwego załatwienia wszystkich tych spornych spraw głosami obywateli – tak, by nikt nie został pominięty i by nie zwyciężyło żadne rozwiązanie „siłowe”. Choćby najbardziej racjonalne, jak to np. było z podwyższeniem wieku emerytalnego.
Kluczem jest wspólna lista demokratów wyłoniona w otwartych, międzypartyjnych prawyborach. Niech Biedroń znajdzie się na niej z Budką nie dlatego, że o progresywnych postulatach obyczajowych postanowi zamilknąć jak Barbara Nowacka, albo się z Budką dogadać w cztery oczy, ale właśnie dzięki temu, że je wyartykułuje twardo i wbrew Budce zdobędzie dla siebie i lewicy tyle miejsc, ile zdoła. Spór i nawet konflikt jest treścią demokracji. Instytucje demokracji są po to, by spór był bezpieczny. Jedna lista jest możliwa. Wtedy, kiedy głos wyborców przetnie interesy partyjnych bossów.
fot. Wikipedia