Wojna miejsko-wiejska

Pytanie, czy przyszły prezydent Polski będzie ze wsi czy z miasta brzmi dziwnie, ale kryje się za tym głębszy sens. Polskę zamieszkują dwie cywilizacje: wiejska schodząca i miejska wschodząca. Wojna polsko-polska czerpie dodatkową siłę ze zderzenia cywilizacji wiejskiej i miejskiej.

Jednak to cywilizacja miejska napędza rozwój kraju – i korzysta z tego także ludność wiejska, szczególnie młodzież. Przyszłość Polski i świata znajduje się w miastach, nie w zaściankach. Otwarta i tolerancyjna kultura miejska jest katalizatorem innowacji, a więc wzrostu gospodarczego i dobrobytu. Kluczem do cywilizacyjnego rozwoju Polski i przywrócenia demokracji liberalnej jest urbanizacja i permanentna edukacja, o czym szerzej w artykule. Czynniki te powinniśmy uznać za istotny składnik „dobra wspólnego”, o którym mówi art. 1 Konstytucji RP. 

Czy w takim kontekście kandydatem opozycji na prezydenta nie powinien zostać ktoś, kto reprezentuje miasta? I zaproponuje rozwój zaawansowanej cywilizacji miejskiej?  

Kapitalizm miejski i kognitywny

– Prawie wszystkie ludzkie działania przynoszą znacznie większe efekty w dobrze zarządzanych miastach – twierdzi Paul Romer, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2018 roku, profesor Uniwersytetu Stanforda i Nowy Jork, były Główny Ekonomista Banku Światowego. To intensywna wymiana idei i informacji, która rozkwita we współczesnych miastach jest podstawowym źródłem rozwoju gospodarki i kultury. Za cudem gospodarczym niektórych krajów kryje się po prostu urbanizacja. Zbliżenie fizyczne, sieć powiązań, intensywne kontakty między ludźmi, badania i rozwój, zaawansowana infrastruktura komunikacji i edukacji, tolerancja i otwartość – typowo miejskie czynniki, których nie znajdziemy na wiejskiej prowincji – są motorem rozwoju. Kraje, które tego procesu nie wzmacniają dosyć szybko pozostaną w tyle w kategorii wzrostu gospodarczego i cywilizacyjnego.

Romer zajmował się przez wiele lat analizą wzrostu gospodarczego i wyniki jego prac nie pozostawiają złudzeń: to kapitał ludzki wielkich miast jest praprzyczyną rosnącego dobrobytu i jakości życia. Sukces Chin sprowadza się do szybkiej urbanizacji, której wzorem był Hongkong. Przyciągające ludność wiejską obszary metropolitalne, jak Szanghaj czy Metropolia Rzeki Perłowej – powstający wokół Shenzhen kompleks miejski, liczący 100 mln ludności – stoją za chińskim cudem gospodarczym.

Romer podjął próby implementacji swojej teorii do realnych procesów globalizacji. Propaguje ideę budowy „miast czarterowych” – wysoko zurbanizowanych obszarów, które generują wzrost, gwarantują wysoki poziom życia i mogą być katalizatorem rozwoju całych regionów. Zorganizowany proces tworzenia nowoczesnych – pod względem technologicznym i prawnym –  miast w rejonach słabo rozwiniętych, powinien wchłonąć duże grupy imigrantów, łagodząc kryzys.

Mieszkańców Afryki i Azji nie przyciąga do Europy i Ameryki tutejsza wieś, tylko tolerancyjne, bogate i dobrze zorganizowane miasta. Takie miasta można zakładać niemal od zera w Azji, Afryce i Ameryce Południowej. Rodzi się na przykład idea stworzenia miasta czarterowego na Kubie, przy granicy ze strefą Guantanamo, na „prawie kanadyjskim”. Teoria Romera o nieograniczonej innowacyjności cywilizacji miejskiej opartej na kapitale umysłowym mieszkańców daje podstawę do optymizmu. Noblista uważa, że mądrymi decyzjami możemy zmienić wszystko.

Już wcześniej rozległe badania empiryczne przeprowadzone w 90 krajach przez Heinera Rindermanna  z Chemnitz University of Technology i Jamesa Thompsona  z University College London, udowodniły, że najważniejszą przyczyną wysokiego wzrostu ekonomicznego jest poziom umysłowy ludzi, wsparty praworządnością i wolnościami gospodarczymi („Cognitive Capitalism: The Effect of Cognitive Ability on Wealth, as Mediated Through Scientific Achievement and Economic Freedom”). Naukowcy wprowadzili do ekonomii wiele mówiące pojęcia jak „klasa intelektualna” i „kapitalizm kognitywny”.   „Zdolności intelektualne są kluczowe  do stworzenia I utrzymania wysoko-efektywnych społeczności, które zapewnią nie tylko wzrost gospodarczy, ale także demokrację i wolność” – twierdzą autorzy. Ludzki umysł wspomagany infrastrukturą kulturową i techniczną dużych miast jest głównym zasobem gospodarki opartej na wiedzy.

Klasa kreatywna

Kluczem do uruchomienia tych zasobów są owszem miasta…. ale takie, w których panuje kultura tolerancji. Wnioski takie wynikają z teorii klasy kreatywnej Richarda Floridy, badacza obszarów metropolitalnych z Uniwersytetu Toronto. Jego książka „Narodziny klasy kreatywnej” uznana została za jedną z najbardziej wpływowych książek współczesnych. Profesor Florida opisuje zjawisko, które wywiera kluczowy wpływ na rozwój miast i współczesnej gospodarki: kreatywność.

Z jego szczegółowych badań współczesnych miast wynika, że najszybciej rozwijają się obszary metropolitalne, gdzie panuje kultura tolerancji. Miejsca te przyciągają przedstawicieli klasy kreatywnej: naukowców, inżynierów, nauczycieli i wykładowców, pisarzy, artystów, informatyków, dziennikarzy i ludzi mediów, ekspertów nowych technologii, zarządzania, usług finansowych, prawników i lekarzy. Za nimi wędruje kapitał, powstają nowe miejsca pracy, rosną wynagrodzenia i  podatki. Rozwija się kultura. Nie należą do tej grupy chłopi i klasa robotnicza. Te ostatnie grupy wraz z postępem automatyzacji kurczą się zresztą w szybkim tempie.

Jednym z narzędzi badawczych wprowadzonych przez Floridę, które umożliwia  pomiar kreatywności  danego miasta, jest tzw. Wskaźnik Liczby Gejów. Regiony, w których ten wskaźnik jest wysoki, z reguły znacznie lepiej się rozwijają, gdyż osoby LGBT ciągną do miejsc tolerancyjnych, co wiąże się właśnie z kreatywnością i innowacyjnością gospodarki. W czołówce miejsc o najwyższym wskaźniku kreatywności plasuje się San Francisco i Dolina Krzemowa, której sukces – jak dowodzi Florida – nie jest efektem samych dobrze opłacanych informatyków.

Aby zapewnić trwały rozwój i dobrobyt, społeczeństwo polskie musi wypracować kulturę tolerancji. Nie wystarczy wydać 300 mld dotacji unijnych, aby zainicjować w Polsce trwały zrównoważony rozwój. Przedstawiciele klasy kreatywnej nadal będą stąd wyjeżdżać, jeżeli nie stworzymy tu otwartego społeczeństwa, akceptującego różnorodność, w tym imigrantów i mniejszości LBGT. Faszystowscy radni w wielu polskich regionach tworząc strefy „no go” dla osób LGBT, w rzeczywistości tworzą nieprzyjazne miejsca, które młodzi, wykształceni oraz kapitał będą opuszczać.

Gender jako nowe wcielenie czarownic

Tymczasem tęcza, zwalczana przez kościół i polski konserwatywny mainstream, staje się na świecie symbolem walki z populistycznymi i faszystowskimi reżimami. Ruchy demokratyczne walcząc o prawa osób LGBT, mają świadomość, że upominają się o wolności obywatelskie, godność i równe traktowanie wszystkich. To są zmagania z opresyjnymi państwami, kulturami, religiami i oligarchiami. Problemy zaczęły się w Rosji Putina, pojawiły się potem na Węgrzech, w krajach muzułmańskich, i ostatnio w Polsce. Być może dlatego tęcza stała się symbolem postępowej, otwartej kultury miejskiej.

W przestrzeni publicznej pojawia się więc tęcza jako marka powiązana świadomie z atrakcyjnymi towarami i usługami skierowana do wybranych grup docelowych – młodych, wykształconych, otwartych mieszkańców dużych miast. Jest to grupa opiniotwórcza, ustanawiająca trendy i dysponująca sporą siłą nabywczą. Jak wynika z badań „Community Marketing & Insights“ z 2019 roku aż 78 % Amerykanów preferowałoby przy zakupach firmy, które opowiadają się za równouprawnieniem. Krytycy twierdzą, że jednak chodzi tu nie tylko o promowanie tolerancji, ale też o zysk.

Przykładem może być dezodorant „Axe Unity“ – tęczowa flaga na czarnym tle i hasło „For Everyone”. Wśród marek odzieżowych pojawiają się kolekcje tzw. „Pride” (Duma) z widocznymi motywami lub aluzjami do tęczy. Burger King w San Francisco miał w ofercie burgery „Proud Whopper“ – zwykły burger owinięty tęczową serwetką z napisem „We are all the same inside“.

W stany lękowe wprawia polską konserwatywną prowincję także inny demon o nazwie „Gender”. Strach napędzany jest głównie przez hierarchię kościelną i fundamentalistów katolickich. Kościół hierarchiczny staje się absurdalną organizacją starych facetów, którzy usiłują nam narzucić styl życia starożytnych hebrajskich plemion, gdzie kobieta miała status zbliżony do niewolnika.

Mądrość starców przeważnie pomagała społeczeństwom przetrwać trudne czasy. Ale władza starych mężczyzn w polskim kościele staje się nieznośna, bo zamienia się w fanatyzm. Kierując się do świeckiej wspólnoty obywateli, hierarchowie operują argumentami z wiary zamiast argumentami z rozumu. Okazując przewagę moralną nad całym światem. Argument, że coś jest lepsze, bo tak napisali starożytni Żydzi dla miejskiej klasy kreatywnej nie ma już sensu. Owszem, wiele idei z chrześcijańskiej nauki społecznej powinniśmy przejmować do rozważań w obrębie publicznego rozumu, ale za każdą z tych idei muszą stać racjonalne argumenty. Formy życia wśród starożytnych plemion semickich nie mogą dyktować stylu życia we współczesnym mieście.

Wspólne projekty niedemokratycznego państwa PiS i kościelnych hierarchów nie wróżą nic dobrego ani kobietom ani mniejszościom seksualnym. Warto im przypominać „okres błędów i wypaczeń” w stosunku do kobiet – „Malleus Maleficarum” („Młot na Czarownice”): „Iż albowiem wszelka zwierzchność od Boga jest, której, według Apostoła, dany jest miecz na karanie złych, a obronę dobrych: nie dziw iż na ten czas mocą anielską, szatani bywają skracani, gdy się sprawiedliwość karaniem występku tak brzydliwego odprawuje”. Jeżeli władza Kaczyńskiego też ma taką „boską” legitymację, to można się bać. Wyborczy bunt mieszkańców miast i klasy kreatywnej powinien przestawić więc państwo polskie w tryb rozumu, tolerancji i rozwoju.

Szok szybkości

Stwierdzenie, że człowiek przejmuje od przyrody zarządzanie ludzką naturą ma podstawy. Wynikają z tego zarówno lęki jak i nadzieje. Jednak rozsądek podpowiada, że natura homo sapiens nie jest optymalnym wzorem, zwierzęcość w człowieku staramy się przezwyciężyć od tysięcy lat – poprzez kulturę i technologię: od porzucenia ludożerstwa, opanowania ognia, uprawy pszenicy, budowy domów i miast, poprzez wynalazki elektryczności, penicyliny, radia, do Internetu, inżynierii genetycznej i interfejsu mózg maszyna.

I to nie jest koniec tych zmagań i rozwoju, lecz początek. Sztuczna inteligencja, autonomiczne systemy transportu, radykalne wydłużanie życia ludzkiego, roboty, syntetyczna biologia, projekty kolonizacji Marsa, komputery kwantowe. Wokoło zmienia się wszystko i zmienia się bardzo szybko. Nigdy wcześniej tego nie było, to nowe zjawisko w cywilizacji. Konserwatywne społeczności już za tymi zmianami nie nadążają.

Te szokująco szybkie zmiany i przeładowanie ludzkiego umysłu informacjami, to nowy żywioł, który prowadzi do tego, że świat staje się coraz mniej zrozumiały i nieprzewidywalny. Mózg i zmysły, przekazujące mu informacje, prawie się nie zmieniają, natomiast otoczenie, czyli sztuczne elektroniczne środowisko rozwija się niemal w postępie wykładniczym.

Zjawisko to jako poważny problem po raz pierwszy zaobserwował na początku lat pięćdziesiątych Stanisław Ulamowski, polski naukowiec pracujący w Stanach Zjednoczonych przy bombie atomowej. Do nauk społecznych pojęcie to wprowadził później amerykański matematyk Vernor Vinge. W referacie wygłoszonym w 1993 r. w NASA zauważył, że cywilizacja nie rozwija się równomiernie, lecz coraz bardziej przyspiesza: „Przyspieszenie rozwoju technologii jest najważniejszą cechą naszego stulecia. Znaleźliśmy się w okresie rewolucyjnych zmian porównywalnych do pojawienia się na Ziemi pierwszych ludzi. Przyczyną tych zmian jest zbliżające się powstanie sztucznej inteligencji, która będzie bardziej inteligentna od człowieka”.

Badacze przyszłości nazwali to zjawisko osobliwością (termin zaczerpnięty z fizyki czarnych dziur). Hans Moravec, profesor robotyki z Uniwersytetu Carnegie Mellon stwierdził, że „narzędzia jakimi dysponujemy, aby zbadać tę dziwną przyszłość – ekstrapolacje, analogie, abstrakcje i rozum – są, oczywiście, zupełnie nieprzydatne. Ale nawet one sugerują nadejście surrealistycznych wydarzeń”. Życie codzienne w tradycyjnym wydaniu, jak na polskiej prowincji, może okazać się nieznośne i uciążliwe. W ciągu miesiąca mogą zachodzić zmiany, które kiedyś trwałyby tysiące lat. Technologia będzie – jak określił to Arthur C. Clarke – nieodróżnialna od magii.

I wszystko, co robimy, trzeba robić szybko…  szybko czytać, szybko pisać, szybko jeść, szybko pracować, szybko myśleć i szybko decydować. Szybko, coraz szybciej. W konkurującym społeczeństwie, może to powodować masowe frustracje i lęki – szczególnie w konserwatywnych społecznościach czerpiących wzorce wyłącznie z przeszłości. Można tylko podpowiedzieć osobom pielęgnującym w sobie „wiarę ojców”, konserwatyzm i odpowiedzialnym za polski katolicyzm i jego interpretacje, aby sięgnęły do myśli Teilharda de Chardin. Ten uczony francuski Jezuita próbował nadać chrześcijański sens rozwijającemu się światu. Jego teoria czerpie nie tylko z zapisów przeszłości, ale widzi też przyszłość, czerpie z niej i do niej dąży.

Wracając do nauki, Paul Romer twierdzi, że najbardziej sensowny i efektywny krok, jaki państwo może wykonać, aby pomóc ludziom i gospodarce, to inwestycja w system szkolnictwa i kształcenia. Nowoczesny, permanentny, różnorodny, bezkompromisowy, powszechnie dostępny system kształcenia ustawicznego. To jest wędka, która może zapewnić względny dobrobyt każdemu. Świat przyspiesza, a więc jeżeli chcemy dotrzymać kroku, a nie stać się narodowo-katolickimi Amiszami, to musimy działać, odsyłając konserwatywną kulturę wiejską do lamusa.

Według ESPON (Europejska Sieć Obserwacyjna Rozwoju Terytorialnego i Spójności Terytorialnej) w Polsce istnieje 8 ośrodków o charakterze metropolii – Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Szczecin i Katowice. Ten ostatni region, jako Metropolia Silesia, mógłby skupić ponad 5 mln ludzi. W połączeniu z Krakowem byłby największym zurbanizowanym regionem Europy. Oprócz języka polskiego można wprowadzić angielski jako pomocniczy język urzędowy.

Warto też pomyśleć o stworzeniu „miasta czarterowego” według recepty i z pomocą Paula Romera, na przykład gdzieś między Przemyślem a Lwowem, w ramach integracji polsko-ukraińskiej, miasta pokazowego dla wschodniej Ukrainy i Rosji.

Kto mógłby stworzyć taki przełomowy program urbanizacji i edukacji? Wydaje się, że na takie zmiany najlepiej przygotowana jest mentalnie ta nowa, wyłaniająca się z niebytu lewica. Jednak na określenie klasy kreatywnej lewica używa ciągle pojęcia „elity”, w dodatku środowiska lewicowe i prawicowe używają tego pojęcia w negatywnym kontekście. Elita jednak jest mniejszością – tymczasem  współczesna klasa intelektualna rozrosła się w większości krajów dobrobytu do większościowej grupy, przerastającej dawną niewykształconą klasę robotników i chłopów.

Lewica współczesna jest też całkowicie bezpłodna intelektualnie. Po upadku idei uspołecznienia środków produkcji nie wie co ze sobą zrobić. Lewicowa narracja sprowadza się do utyskiwania na neoliberałów i mnożeniu pomysłów na dzielenie wspólnych pieniędzy. Bez pomysłów na gospodarkę i rozwój. Mimo wszystko wyczuwa się jednak na lewej stronie twórcze wrzenie. I to, co zawsze łączyło ten ruch, a więc zwiększona empatia, racjonalne myślenie i wiara w postęp, teraz dochodzi jeszcze obrona liberalnej demokracji, predestynuje lewicę do ruszenia z posad bryły edukacji i urbanizacji.

Lewicowi intelektualiści nie mają pomysłu jak pomóc biednym realnie, a więc nie zabierając innym. Tymczasem grupy, które nie należą do klasy kreatywnej, a więc głównie słabo wykształceni mieszkańcy małych miast i wsi, to grupy wykluczone ze współczesnej gospodarki opartej na wiedzy. W związku z tym zajmują też najniższe pozycje w hierarchiach materialnych. A w najbliższej przyszłości grozi im całkowite wykluczenie z rynku pracy, chyba że będą pracować taniej niż roboty. Są to grupy społeczne całkowicie porzucone przez światową lewicę, która nie może się pozbierać po upadku komunizmu. 

Tymczasem ci wyborcy nie potrzebują kolejnych wersji państwowej jałmużny, tylko zmiany swojego statusu społecznego – awansu cywilizacyjnego, towarzyskiego i finansowego. I laureat Nagrody Nobla podpowiada w szczegółach, jak pomnożyć w cudowny sposób środki, z których część można przeznaczyć do podziału, osiągając marzenie polskiej lewicy: skandynawski standard życia. Rozsądny program lewicy mógłby więc polegać na strategii równania w górę. Zamiast atakować „złe” elity i mitycznych neoliberałów, lepiej jeżeli lewica pomoże pozostałym dołączyć do klasy kreatywnej. A w cywilizacji opartej na wiedzy, można tego dokonać tylko poprzez naukę i kształcenie. Przez całe życie.

Mieszkańcy miast powinni się zbuntować, by obronić swój, oparty na wolnościach styl życia. Głosować powinniśmy na kandydata, który postawi na rozwój miast. Modernizacja leży jednak także w interesie ludności wiejskiej i wszystkich grup wykluczonych. Rozległy projekt urbanizacji może wciągnąć w orbitę rozwojową także miasteczka i wsie odległe od danej metropolii, niwelując różnice cywilizacyjne i materialne.

Czy Kosiniak-Kamysz, reprezentujący środowisko wiejskie będzie wspierał szybki rozwój miast, kosztem kurczenia się ludności wiejskiej? Nie sądzę. Rozsądek podpowiada, że najlepsze przygotowanie do przełomowego projektu urbanizacji i edukacji Polski ma Rafał Trzaskowski. Czy jednak konserwatywna część Koalicji Obywatelskiej zdecydowałaby się na takie postępowe zmiany? A może jakiś inny kandydat mógłby zorganizować bunt miast i udźwignąć zadanie modernizacji kraju – bezpartyjny wyłoniony w prawyborach obywatelskich?

Waldemar Sadowski

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »