Gdzie leży granica kompromisu

Nazywam się Wojciech Winogrodzki. Jestem współwłaścicielem i prezesem zarządu średniej wielkości firmy. Aktywnie działam w regionalnym związku pracodawców należącym do struktur ogólnokrajowej, reprezentatywnej organizacji pracodawców. Przez szereg lat byłem jej prezesem, obecnie jestem wiceprezesem. Nie podaję nazwy, ponieważ przedstawiam tu własną, prywatną opinię, ale zainteresowani bez problemu znajdą szczegóły w Internecie

Z racji pełnionej funkcji reprezentuję członków mojego związku w licznych relacjach z władzą publiczną, osobami publicznymi, politykami, zarówno na szczeblu regionalnym i lokalnym – wojewodą, marszałkiem województwa, prezydentami miast, starostami, wójtami, radnymi wszystkich szczebli – ale też krajowym – posłami i ministrami. Miałem również okazję rozmawiać z dwoma urzędującymi i dwoma byłymi premierami oraz urzędującym prezydentem. Z tego też tytułu do wczoraj byłem członkiem Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego, instytucji, w której – zgodnie z zapisami stosownej ustawy – prowadzony jest (a  ściślej mówiąc powinien być) dialog organizacji pracodawców, związków zawodowych, ­­­administracji rządowej i samorządowej na szczeblu województwa.

Dialog przedsiębiorców z władzą publiczną jest zawsze z natury rzeczy niełatwy. O ile naszą misją jest – używając przenośni matematycznej – dodawanie i mnożenie, o tyle politycy chętniej zajmują się odejmowaniem i dzieleniem. W demokratycznym państwie istnieje jednak obiektywny wspólny mianownik tych operacji – jest nim interes wyborców. W takim państwie to obywatele dokonują podsumowania owych działań i oceniają, czy bilans jest dla nich korzystny.

PRZECZYTAJ TAKŻE: List otwarty do polskich polityków. Uwaga na kryzys wirusa, bo król może być nagi

Wspominam o tym, ponieważ praktycznie od chwili, gdy po rozstrzygnięciu wyborów parlamentarnych w 2015 r. i przejęciu władzy w Polsce, Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło świadomy, pozaprawny, łamiący Konstytucję demontaż instytucji demokratycznego państwa. Zadawałem sobie pytanie: Jak reagować w kontaktach z przedstawicielami i członkami tej władzy, tej partii, jej koalicjantami? Jak ważyć priorytety? Czy kontynuować dialog ograniczony tylko i wyłącznie do spraw, o których władza chce rozmawiać? Czy cierpliwie dyskutować i wypracowywać rozwiązania w sprawach bardziej lub mniej istotnych, świadomie pozostawiając na boku sprawy fundamentalne? Jak postępować w sytuacji, gdy stało się jasne, że próby rozmowy o Trybunale Konstytucyjnym, o wymiarze sprawiedliwości, o niezależności sędziów, o naszych relacjach z Unią Europejską – sprawach przecież niezwykle istotnych dla przedsiębiorców – nie tylko są pozbawione sensu, ale szkodzą osiąganiu porozumienia w pozostałych tematach?

Próbując rozwiązać ten dylemat, doszedłem do zasadniczego pytania: GDZIE LEŻY GRANICA KOMPROMISU, który można negocjować z tą ekipą? Jaka szkoda wyrządzona przez nich polskiemu państwu powinna wywołać u świadomego obywatela, przedsiębiorcy, stanowczą reakcję „non possumus” – na więcej nie pozwalam? I doszedłem do wniosku, że tą nieprzekraczalną granicą jest próba zamachu na demokratyczny akt wyborczy.


Jego powodzenie oznacza bowiem, że ów obiektywny arbitraż, waga przy pomocy której demokratyczne państwo dąży do równoważenia interesów przedsiębiorców i ogółu obywateli, jest zastępowana mechanizmem, w którym liczy się tylko interes rządzących i  stopniowo przejmowanej przez nich gospodarki.  

Co więcej, likwidacja niezależnych od władzy, demokratycznych wyborów oznacza jednocześnie likwidację dwóch najważniejszych instrumentów postępu: nadziei i perspektywy. Dopóki bowiem możemy liczyć na kolejne, uczciwe wybory, dopóty możemy mieć nadzieję, że następnym razem – a jeśli nie, to jeszcze następnym – wybierzemy lepszą ekipę rządzącą, która skoryguje błędy i nadużycia popełnione przez poprzedników. Ta nadzieja daje nam perspektywę, że prędzej czy później nasze interesy zostaną przez rządzących wzięte pod uwagę i że dzięki temu kiedyś jednak zrealizujemy nasze plany.

Jeżeli jednak mamy smutną pewność, że niezależnie od naszych decyzji odnośnie karty do głosowania władzę i tak zachowa obecna ekipa – wtedy znika nadzieja na zmianę polityki, a wraz z nią perspektywa, o której wspomniałem.

Dlatego od momentu, gdy Prawo i Sprawiedliwość podjęło próbę zamachu na uczciwe, demokratyczne, niezależne wybory, nie widzę sensu, możliwości i nie zamierzam utrzymywać jakichkolwiek relacji z przedstawicielami obecnej władzy, członkami partii ją sprawujących ani nikim, kto ich wspiera, ani jako działacz gospodarczy, ani jako przedsiębiorca, ani jako osoba prywatna – obywatel Rzeczypospolitej.

Nie chcę być w przyszłości posądzony o kolaborację z nimi, o współudział lub nawet milczące przyzwolenie na łamanie Konstytucji, na wprowadzenie w Polsce partyjnej dyktatury, o współtworzenie quasi-demokratycznej fasady dla autorytarnych rządów.

Z tego też powodu wczoraj złożyłem rezygnację z funkcji członka Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego w Białymstoku, rezygnuję także z uczestnictwa we wszystkich innych gremiach, w których biorą oni formalny udział.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »