Nawet osoby w najgorszym stanie zostały wywiezione na Białoruś

M. obejmuje moją nogę łkając. Błaga o pomoc. Bardzo boli go wątroba. Pozostali bezwładnie leżą na mokrej ziemi. Są obojętni, całkowicie zrezygnowani. Potem przyszła wiadomość, że nawet osoby w najgorszym stanie zostały wywiezione na Białoruś


Relacja osoby, która pomaga migrantom na granicy z Białorusią:

Tym razem w dzień. Ruszamy koło 13, w bagażniku ubrania, zupa, wiadomo. Zostawiamy samochód w lesie, bierzemy część rzeczy i idziemy. Po kilku minutach słyszymy wołanie. Młody chłopak zbliża się do nas kuśtykając. Pada na kolana i błaga, byśmy nie wzywali policji. Po chwili dołącza jego kuzyn. Są w dość dobrej formie, spragnieni, ale mają suche, ciepłe ubrania. I nie są bardzo głodni. Pokazują swoje kurtki i buty. Okazuje się, że to im dwoje naszych przyjaciół poprzedniego dnia przyniosło ubrania i jedzenie. Rozmawiamy chwilę i idziemy dalej, choć nie opuszcza nas poczucie nierzeczywistości tego spotkania.

Po jakimś czasie znajdujemy grupę ośmiorga Afrykańczyków. Kiedy do nich podchodzimy, jeden z nich, M., obejmuje moją nogę łkając. Błaga o pomoc. Bardzo boli go wątroba. Pozostali bezwładnie leżą na mokrej ziemi. Część nawet na nas nie patrzy. Są obojętni, całkowicie zrezygnowani. Wokół nich leżą butelki z brudną wodą. Kilka osób się trzęsie. Rozdajemy zupę i rogale, spisujemy pełnomocnictwa.

ZOBACZ TAKŻE: Aktualności w sprawie migrantów

Najdłużej rozmawiam z M. Opowiada o wojnie w jego kraju. O zamordowaniu ojca i brata. O tym, że dwa tygodnie spędził na Białorusi, a kolejne dwa błąka się po lesie w Polsce. Cały czas płacze. Mówi: „If they send me to Belarus, I will kill myself”. Kiedy rozmawiamy, trzyma mnie mocno za ręce. Jego dłonie są lodowate. Mówię mu coś. Jakieś nieistotne rzeczy. Pocieszam, choć nie mam słów pocieszenia. Doradzam, choć te rady mogą być po nic. Czuję się zupełnie bezsilna wobec jego rozpaczy.

Pozostałe osoby nie mówią po angielsku, przez telefon pomaga nam tłumaczka. Opowiadają, od jak dawna tu są, co ich spotkało. To straszne historie. Dwóch kuzynów zgubiło w lesie siostrę jednego z nich. Była w siódmym miesiącu ciąży. Od trzech dni nie wiadomo, co się z nią dzieje.

W pewnym momencie słyszymy dziwne nawoływania. Idę kawałek w las i widzę ludzi w kominiarkach, idących szybko w naszą stronę, głośno pokrzykujących. Biegnę przerażona do grupy, oczyma wyobraźni widzę napastników, którzy zaraz zaatakują nas wszystkich. Myśli przelatują mi przez głowę. Wtedy między nas wpada straż graniczna. Wysocy, postawni, zamaskowani, bez nazwisk, bez dystynkcji. Zabierają nam dokumenty. Atakują nas słowami, są ironiczni, bezczelni, agresywni, doskonale przeszkoleni. Każde pytanie zmierza do tego, żeby wykazać, że jesteśmy członkiniami gangu przemytników. Oskarżają nas o to, że za dobrze poruszamy się po lesie (bo w ogóle tam doszłyśmy), że za dobrze znamy kierunki (pokazałyśmy, gdzie stoi samochód), że za dobrze znamy prawo (bo wiemy, że przemyt ludzi jest nielegalny). Grozi nam do kilku lat więzienia.

ZOBACZ TAKŻE: Koniec ostrzegawczego strajku okupacyjnego w siedzibie PCK. Misji humanitarnej nadal nie ma

Część strażników nie jest agresywna, da się z nimi rozmawiać. Musimy jakoś wydostać się z tej sytuacji. Jeśli nas aresztują, nikomu więcej nie pomożemy, zaszkodzimy nie tylko sobie. Staram się nieco rozluźnić atmosferę, odgrywam naiwną mieszkankę okolicy, która tylko przyszła z zupą do lasu. Zagaduję, coś opowiadam. Nawet się udaje, przez moment uśmiechamy się, żartujemy.

Czuję ulgę – może nas nie zamkną – a jednocześnie obrzydzenie do samej siebie – naprzeciwko mnie leży M., cały czas płacząc. Nie wiem, co myśli. Ale ja czuję, że go zdradziłam, żartując z jego oprawcami…”

Ps. Dzisiaj przyszła wiadomość, że nawet osoby w najgorszym stanie zostały wywiezione na Białoruś


Tekst opublikowany został na FB Tomasza Sulimy, który monitoruje sytuację na granicy z Białorusią.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »