9 sierpnia 2020 roku odbyły się wybory na Białorusi. 10 sierpnia 2020 roku Aleksandr Łukaszenka zadecydował, że został wybrany prezydentem Białorusi przez 80,1% wyborców – to jest 4 661 075 osób, na kolejną kadencję. 27 rok swojej prezydentury uznał za otwarty. On tak, oni – Białorusini – nie
Po 26 latach panowania Cara wystarczyło, aby zarówno mundurowi jak i sędziowie – prokuratura na Białorusi to praktycznie mundurowi – stanęli murem za Nowym Starym, Prezydentem Od Zawsze.
Mur może był trochę wyszczerbiony, przez dziury w nim było sporo widać, co się za nim dzieje, ale i tak wystarczył, aby w rok później Łukaszenka mógł świętować swój sukces.
Sukces?
Sukces, bo pomimo sankcji i kręcenia oraz mówienia czegoś pod nosem przez świat nazywany demokratycznym, okazało się, że prezydentowi Białorusi poparcie Rosji, Chin i Iranu oraz własnych mundurowych wystarczy aby przetrwać.
Unia Europejska nie posłała wojsk do sąsiada, jak to miały kiedyś w zwyczaju Stany Zjednoczone, aby wymienić tam elity polityczne na takie, które im się podobają. No, ale Unia nie ma wojska.
I tak po roku okazało się, że pomysł na rewolucję bez przemocy (bądźmy precyzyjni, bez przemocy tych co zmiany chcą) nie zawsze działa.
Białoruski tłum, zwany zapewne w białoruskich mediach narodowych motłochem, jest dumny z tego, że nie wybił ani jednej szyby. Mundurowi zaś są dumni z tego, iż chociaż na ulicy w trakcie pokojowych demonstracji zginęło co najmniej 12 osób, chociaż to co się dzieje za murami aresztów przypomina lata 30-te i metody ich starszych kolegów – czekistów, nikt z nich nie został o nic oskarżony. I póki Batia będzie prezydentem – nie zostanie.
Na Białorusi trzeba było 26 lat, aby aparat państwowy stał się aparatem działającym nawet nie dla jakiejś partii, ale dla jednego człowieka.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jeśli nie obronimy TVN, to zniknięcie pozostałych wolnych mediów będzie tylko kwestią czasu
W Polsce od 2015 roku widzimy, że to co kiedyś nazywaliśmy Państwem Polskim, z jego służbami mundurowymi, prokuraturą, sędziami i korpusem służby cywilnej, zostało zaprzęgnięte do kieratu Państwa Partyjnego. Wielu uważa, że jest to Państwo Prezesa, ale umówmy się, przesadzają. Jest to póki co państwo Trzech Prezesów.
Sześć lat wystarczyło, aby polska policja biła za białe róże i kierowała wnioski do sądu domagając się kary za używanie słowa na K. Sześć lat wystarczyło, aby prokurator grożenie śmiercią uznał za głos w dyskusji i wyraz wolności słowa, a próbę rozjechania samochodem przez funkcjonariusza tajnej służby demonstrantek za niegroźny incydent.
Sześć lat władzy gęstniejącej autorytarnie, a okazało się, że to jednak za mało. Ostatnie wyniki wyborów prezydenckich pokazały, że – jak chcą jedni – jest jeszcze dla nas nadzieja, albo, że jak mówią inni: ciągle jeszcze zbyt wielu spośród nas jest otumanionych przez siły antypolskie, europejskie, ateistów i masonów z komunistami.
Pomimo sześciu lat nie wszystkich tych po 50-tce udało się przekonać. A przecież są dla nich media narodowe, które przekonują przekonanych.
Jest jeszcze co prawda TVN24, ale jak dobrze (według mnie źle) pójdzie, to już we wrześniu jej nie będzie.
Największą jednak nadzieję w utrzymaniu się u władzy do końca świata pokłada PiS w Nowym Polaku.
Awantura o TVN24 jest tak wielka, że wielu wydaje się, że skórka nie jest warta wyprawki. I tutaj się oni mylą. Oto bowiem najbliższe wybory będą tymi ostatnimi, kiedy to PiS będzie bał się, że przegra. Dlaczego? Bo już w następnych wyborach będzie głosować Nowy Polak.
Nowy Polak, którego już od dawna wychowują kolejni ministrowie edukacji. Dzisiaj wychowuje ich poseł Czarnek, minister edukacji, który szkoły zamienia w skansen myśli, a z religii i historii Polaków, narodu wybranego, chce uczynić przedmioty obowiązkowe. Żeby nauczyciele mu tego nie popsuli, walczy aby pensje nauczycielskie były, jakie są. Wtedy w szkołach zostaną ci, co muszą, albo ci co będą mogli sobie dorobić prowadząc lepiej płatne lekcje religii i historii narodu wybranego.
Dla władzy najbliższe wybory będą więc sprawą życia i śmierci.
Nowy Polak opuści już co prawda szkołę podstawową, ale nie będzie mógł jeszcze głosować. A ci, co będą głosowali, pokazali już swoimi wyborami, że nie zasłużyli sobie na zaufanie władzy.
Aleksander Ł. pokazał, że żeby wygrać wybory na pewno, trzeba zacząć przygotowywać się do nich kilka lat przed ich ogłoszeniem. PiS lekcje tę zrozumiał już dawno i to dzięki temu mamy za prezydenta tego, kogo mamy. Ostatecznie bowiem to nie my, ale Telewizja Narodowa wybrała nam prezydenta.
Walka o kolejne wybory zaczęła się już kilka lat temu. Sam moment ich ogłoszenia to będzie czas na pojedynki harcowników, które nie decydują o ostatecznej wygranej. Potyczka o TVN24 nie jest ani pierwszą, ani ostatnią potyczką w tej kampanii.
Żeby nie powiedzieć, że to walka o wszystko mówmy, że o bardzo wiele.
1 thought on “Pierwsza Rocznica. Dla nauki, a nie nauczki”
Ja nie będę głosował na partyjnych bandziorów. Ale te bandziory przywłaszczyły sobie wbrew Konstytucji monopol na udział w wyborach.
Więc w walce z tym badziewiem mogę tylko bojkotować pseudo-wybory. Na walkę zbrojną z okupantem nie mam niestety ani wyposażenia, ani wyszkolenia, a być może nawet odwagi.
Ale na manifestację żądającą zakończenia dyktatury partyjnej w Polsce chętnie pójdę. Precz z POPiSKomuchami !!!!