Przed niedzielnym głosowaniem publikujemy cykl tekstów, w których działacze obywatelscy wskazują, jakie obawy niosą wybory 28 czerwca i jaką dają nadzieję.
Kolejny głos Wojciecha Kinasiewicza.
***
Gdybym wziął udział w plebiscycie planowanym na 28 czerwca, na Szymona Hołownię bym nie zagłosował. Wbrew opinii wielu moich znajomych, przyjaciół i kumpli, których zdanie cenię i szanuję. A nawet w zdecydowanej większości podzielam. Szczególnie chcę odpowiedzieć Kubie Wygnańskiemu i Pawłowi Kasprzakowi. Poza tym jednym zastrzeżeniem, zgadzam się z nimi w zasadzie w pełni
Przed 10 maja rządzący zapędzili się całkowicie w kozi róg. Parli do wyborów, które odbyć się żadną miarą nie mogły. Jedyna kandydatką (z resztą nie do końca konsekwentną), która wezwała wtedy do bojkotu była Pani Marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska. Brakło jej jednak odwagi, żeby kropkę nad i postawić i samej z udziału w tym cyrku zrezygnować.
Odwagi tej brakło również wszystkim pozostałym kandydatom. A była to potężna broń w ich ręku. Wtedy mogli jeszcze bieg historii zmienić. Nie zrobił tego również Szymon Hołownia. Niestety. Jeśli aspiruje się na najwyższe stanowisko w państwie, trzeba mieć odwagę podejmowania trudnych, niepopularnych decyzji. Jemu tej odwagi brakło. A nic by go to nie kosztowało, jak się okazało, bo deal zawarty gdzieś i przez kogoś w czyimś imieniu i tak w efekcie grę rozpoczął od nowa.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Paweł Kasprzak — Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas
Szymon Hołownia nie stanął na wysokości zadania przed 10 maja. Czy stanie po 28 czerwca — to się okaże. Mam nadzieję, że tak. On i zmobilizowane przez niego obywatelskie wzmożenie jest bowiem Polsce potrzebne, jak nigdy dotąd. Bez względu na ostateczny wynik plebiscytu — bo on wszak wiele nie zmieni. Wbrew opinii przytłaczającej większości, świat, po 12 lipca się nie skończy. Wręcz przeciwnie, zacznie się na nowo kształtować. I Szymon Hołownia oraz zmobilizowani przez niego do myślenia o budowie nowej demokracji w Polsce będzie potrzebny. Potrzebny będzie również Paweł Kasprzak ze swoim doświadczeniem z wyborów senackich. Takich Hołowni i Kasprzaków potrzebujemy jednak co najmniej kilkuset.
Bo po 12 lipca trzeba będzie wreszcie zmądrzeć. Trzeba będzie wyciągnąć wnioski z ostatnich pięciu, a może nawet trzydziestu lat.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Igor Isajew — Pozbawiono nas narzędzi do bycia Obywatelem
Odebrać pełnię władzy partiom politycznym. Odzyskać suwerenność. To zadanie dla nas — obywatelek i obywateli. Partie swej pełni władzy dobrowolnie nie oddadzą. Są zapewne niezbędne. Trudno nam sobie wyobrazić demokrację parlamentarną, demokrację liberalną bez partii politycznych. Ale za dużo im oddaliśmy. Mają być jednym ze strażników demokracji, mają dawać i organizować pole debaty publicznej, sporów i decyzji. A nie być suwerenem.
Suwerenem jesteśmy my.
Wszystkie dotychczasowe wybory po roku 2015 (a mam przekonanie niestety graniczące z pewnością, że nadchodzący plebiscyt również) pokazują wyraźnie, że bez dramatycznej zmiany myślenia z dominacji PiS się nie wyzwolimy. Do tego nie wystarczą nawet przez bojowe surmy zmobilizowane rzesze „obrońców demokracji”. Zresztą podzielone mocno i niepotrafiące zbudować silnego, wspólnego prodemokratycznego bloku. Sceptyków demokracji jest w tej chwili po prostu więcej. To ich musimy przekonać do swoich pomysłów — ale najpierw musimy je mieć. Bitewny szał temu nie sprzyja na pewno.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Kuba Wygnański — Prezydent musi mieć zdolność do arbitrażu między zwaśnionymi stronami
Oskarżam partyjnych polityków opozycji o stałe stawianie swych partykularnych interesów ponad dobro wspólne. A nie taka jest Wasza rola. Wasza rolą jest dbanie o patrię, nie o partię. Partia to tylko narzędzie. Panie i Panowie pomyliliście narzędzia z celami. Wspólnymi siłami zdołamy przywrócić Wam właściwe we wspólnocie miejsce.
Oskarżam media i wszystkich (prawie bez wyjątku) publicznych komentatorów o niewłaściwe wykorzystywanie narzędzi, którymi dysponujecie, a dysponujecie nimi z naszego nadania. Waszą rolą jest dogłębne analizowanie przyczyn, szukanie skutecznych dog wyjścia z zapaści, a nie epatowanie wojenną retoryką. Weźcie się do roboty, do jakiej zostaliście powołani. Za to Wam płacimy, nie za Wasze dobre samopoczucie.
I wreszcie mam duży żal do współobywateli i współobywatelek o to, że dają się ciągle manipulować. Czas rzucić karabinem o bruk. Demokracja to nie wojna, przypominam wszystkim moim przyjaciołom demokratom. Demokrację liberalną w kształcie, w jakim ją znamy, wymyślono właśnie po to, żeby wojen unikać. Wojen i wojenek domowych również.