Trzy centy za dzień

W tym tygodniu, nie wiem czy będzie to poniedziałek czy piątek, a może na początku przyszłego, zapłacę trzydzieści złoty kary, co zawdzięczam Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości

Ubiegając pytania, nic nie narozrabiałem. I nie jest to mój apel do Polek i Polaków, aby wsparli mnie i zrzucili się na te 30 złotych.

Nie żebym nie wierzył w życzliwość rodaków, ale przecież oni także będą musieli zapłacić tę karę. Bo tak już jest ten świat urządzony, że to ja i każdy Polak oraz każda Polka, niezależnie od tego czy ma rok, czy lat sto, tę karę zapłaci.

Te 30 złotych kary – póki co mniej, ale na pewno będzie więcej – to mój udział w naliczanej codziennie od 3 listopada, także w niedziele, święta państwowe oraz kościelne, karze w wysokości miliona euro dziennie za działalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Zwolenników równości mogę zapewnić, że karę tę każdy z nas zapłaci w tej samej wysokości.

WESPRZYJ mini-noclegownię dla uchodźców z Ukrainy

A mówiąc precyzyjnie, kara ta przypadnie na każdego z nas w tej samej wysokości, bo zostanie ona pewnie potrącona z którejś z kolejnych transzy środków unijnych dla Polski.

Nie każdy oczywiście odczuje ją równie dolegliwie. Jak znam życie, to po prostu na któryś z programów społecznych pójdzie, zamiast pół miliona złotych, dwieście tysięcy albo nic.

Jeżeli takich programów „nic zamiast pół miliona” zbierze się dwa tysiące – to cztery z pięciu polskich gmin – zamiast dostać pół miliona złotych dostanie nic. Jeżeli te pół miliona miało być na przedszkole albo żłobek – trudno przeboleję to. Mam już dorosłe dzieci. Jeżeli miały zasilić służbę zdrowia – z której chciałbym korzystać, ale kolejki mi nie pozwalają – albo dofinansować budowę stacji metra, z którego korzystam – będzie mi naprawdę przykro.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Być czy nie być tęczowym rewolucjonistą

Trybunał orzekał  w połowie lipca ubiegłego roku, ale ani rząd, ani prezydent, ani prezes jednej z partii rządzących nic nie zrobili, aby Sejm i Senat zmienił prawo i usunął Izbę Dyscyplinarną z prawnego krajobrazu Polski. Pewnie mieli inne ważniejsze sprawy niż milion euro dziennie. Nie wiem jakie, ale coś się tam z pewnością znalazło. I te inne sprawy musiały pochłonąć ich zupełnie. 

Dla nich bowiem – jak by chcieli – to przecież by było od 3 godzin do 3 dni aktywności: nocna zmian programu posiedzenia Sejmu, poranna awantura w Sejmie i Senacie, wieczorna ofensywa w mediach państwowych. Następnego dnia poranne głosowanie w Sejmie, popołudniowe w Senacie i wieczorem podpis prezydenta. I po karze, trzynaście groszy dziennie zostaje w mojej kieszeni, a milion euro w budżecie Polski.

ZOBACZ TAKŻE: Obrońcy Azowstalu muszą być ewakuowani. List otwarty do sekretarza generalnego ONZ

No cóż, z tego co wiem, to ani prezydent ani prezes żadnej z partii będących w rządzie, ani wreszcie żaden członek rządu nie mają dzieci, które posyłaliby do samorządowych przedszkoli, ani nie korzystają z metra. Ze służby zdrowia, tej finansowanej przez NFZ i tak korzystają już bez kolejki. Dla nich gra nie toczy się więc ani o przedszkole, ani o stacje metra, ale o coś zupełnie innego. O co? O pokazanie siły, a tak naprawdę bezsiły, pierwszego bez drugiego.

Dlatego tak długo, jak długo jeden pan będzie pokazywał drugiemu, że bez jego tuzina głosów, ten drugi znaczy tyle co ten pierwszy, czyli nic, będę płacił dzień w dzień  trzynaście groszy czyli trzy centy kary. 

fot. Flickr

O autorze

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »