Czytam Wasze komentarze. Zawierają krytykę PO i KO, którą podzielam. Zawierają też deklaracje, że na tego lub innego polityka nie zagłosujecie nigdy. I choć lewica często wyraża się tak o „kościółkowym” Hołowni, a jego z kolei ludzie piszą np. o niedopuszczalnym radykalizmie nieokrzesanej, ich zdaniem, Marty Lempart, to wspólnie wszyscy piszą w ten sposób o Tusku i politykach PO. Nie będę wymieniał polityków, na których sam nie zamierzam głosować, bo ani mi nie wypada, ani to przede wszystkim nie ma żadnego sensu. W każdym razie mam takich, na których nie zagłosuję na pewno – nie tylko w PiS i w Konfederacji, ale również po opozycyjnej stronie. Ich liczba rośnie w miarę kolejnych kompromitujących głosowań, a bardzo gwałtownie wzrosła po niedawnej stojącej owacji na cześć „obrońców granic”, kiedy na tych granicach ci dzielni „obrońcy” dopuszczali się najohydniejszych zbrodni.
Wspólna lista ma być jak parlament
Nie proponuję Wam głosowania na Tuska. Lewicowcom nie sugeruję głosowania na Hołownię. Proponuję wspólną listę Lewicy, PO i PL 2050 oraz wszystkich pozostałych wyłonioną również Waszymi głosami w otwartych, międzypartyjnych prawyborach – po to, by właśnie dać Wam możliwość głosowania na swoich.
Niech to wreszcie będzie wolny wybór – bez strachu przed zwycięstwem PiS, które swego czasu skłoniło np. 2/3 zwolenników Wiosny Biedronia do głosowania na KE Schetyny z Leszkiem Millerem na jedynce w Poznaniu… Niech i Nowa Lewica, Razem i PL 2050, PSL i kto tam jeszcze, mają szansę „policzyć się” naprawdę. Niech otwarcie krytykując Platformę, siebie nawzajem i być może również PiS (choć ja nie wiem po co powtarzać oczywistości) walczą o miejsca dla siebie, jak o nie walczą w normalnych wyborach, kiedy rządzi niezagrożona demokracja.
Rezultat tej rywalizacji da się z grubsza przewidzieć bez specjalnego wysiłku. Na wyłonionej w ten sposób wspólnej liście znajdą się obok siebie i Tusk, i Zandberg, i Hołownia. To źle? A kiedy się spotykają w tym samym Sejmie, to czy ten Sejm straci przez to legitymację i Wasze uznanie? Bo z Zandbergiem nigdy? Albo z Hołownią? A kiedy już po wyborach ci sami politycy postanowią – pomimo tych samych „nieprzekraczalnych różnic programowych”, różnych tożsamości i różnych wartości – spotkać się w tej samej koalicji, by osiągnąć rządową większość – czy wtedy też będzie źle? Przecież usłyszymy wówczas o „odpowiedzialności za kraj” i różne takie. A czy dzisiaj ta odpowiedzialność się nie liczy?
Dobrze, po prawyborach przyjdzie czas na wybory właściwe. Tak czy owak, one będą głównie konfrontacją z PiS. Jednak na wspólnej liście demokratów nikt Wam nie każe stawiać krzyżyka przy Tusku. Postawcie go przy Hołowni albo przy Zandbergu – kontynuując tę samą kłótnię, tę samą rywalizację i ten sam spór, który prowadzicie i dzisiaj. Ale tak, żebyśmy nie przegrali. Tak, żebyśmy wzięli tę osławioną i nieszczęsną „premię D’Hondta”, żebyśmy wspólnie zrobili wszystko dla maksymalizacji zwycięstwa, bo to jest dzisiaj fundamentalnie ważne. To jest polska racja stanu – naprawdę, a nie na niby!
Nikt Wam nie każe kupować opowieści PO o zjednoczeniu, które się dokonało wystarczająco w „pakcie senackim”. To był ordynarny podział stref wpływów. Straciliśmy na tym milion głosów. I w Sejmie też go stracimy, jeśli partyjni bossowie w ten sam sposób podzielą między siebie jedynki i wszystkie biorące miejsca. Tak stracimy wyborców wszystkich „skrzydeł”, które kiedyś zapamiętale ciął Schetyna, a dziś o wiele skuteczniej robi to Tusk. Nie ma żadnych korzyści z takiego „zjednoczenia”. Nie to proponuję.
Ale nie kupujcie też opowieści o wartości startu wieloma blokami. Pamiętacie trzy listy z 2019 roku? Dostały o milion głosów więcej niż PiS – i PiS rządzi samodzielnie. Nie kupujcie opowieści o „czeskim modelu”, bo w Czechach koalicyjna SPOLU zgarnęła „premię D’Hondta”, pokonując ANO, a w Polsce nie możemy dziś liczyć na to, że ktokolwiek samodzielnie pokona PiS. Jeśli zresztą ktoś miałby tego dokonać, to właśnie PO. W Czechach inaczej wyglądała stawka partyjnych list w wyborach, Czesi nie mają Konfederacji, poniżej której wypaść znaczy oddać mandaty prawicy, a przede wszystkim nie ma tam Dudy i Przyłębskiej, których dywersję trzeba będzie przełamać z poszanowaniem prawa. W Czechach instytucje demokracji działają, a w Polsce dawno nie ma po nich śladu. To kompletnie inna sytuacja i nieporównywalnie większa stawka. Trudniejsza o kilka rzędów wielkości.
Walczcie z PO, mówcie wzruszając ramionami o ich „najwyżej dwudziestoprocentowym poparciu”, ale nie wyrzucajcie tych 20%, jakbyście umieli przejąć większość bez nich! Nie przyklejajcie też Lewicy łatki zdrajców, bo po wszystkich tych zawstydzających głosowaniach z udziałem parlamentarzystów wszystkich opozycyjnych partii jest to po prostu szczyt hipokryzji! Choćby Lewica miała dziś rzeczywiście tylko 5% – tego nie wolno zgubić! Hołownia jest „kościółkowy” i na niego też „nigdy w życiu”? Niech będzie, że „kościółkowy” i niech będzie, że inaczej nie da się go opisać. Ale nikt Wam nie każe na niego głosować, za to podstawowe demokratyczne pryncypia każą go tolerować, zgoda? Wyborczy sojusz oparty na prawyborach wymaga tylko tolerancji, nie trzeba w nim żadnych programowych uzgodnień. O Hołowni trzeba wtedy wiedzieć, że im bardziej jest „kościółkowy”, tym w zasadzie lepiej mieć go po swojej stronie, bo to ją na wiele sposobów wzmocni. Również ideowo i programowo, ale to być może zbyt trudny temat na tę akurat rozmowę.
Oczywista lekcja Tuska
Spór o listy trwa między nami, nie między partyjnymi liderami. Oni o tym nawet nie myślą, oni się wyłącznie rozpychają łokciami. Tyle i tylko tyle znaczą ich przekazy dnia o porozumieniu i o przeszkodach na jego drodze.
Kiedy Tusk proponował współpracę i wspólne listy, zaznaczając, że nikogo do niczego nie zmusza i że ten przyjdzie porozmawiać, kto chce współpracy – to nie chodziło mu o żadną wspólną listę w tym komunikacie. Ten komunikat znaczył: kto nie przystąpi, ten dba o swoje i współpracować nie chce, ten jest po prostu interesownym draniem albo narcyzem z przerostem ego. Tusk dobrze wie, że Hołownia nie może na taką ofertę przystać, bo z chwilą kiedy usiądzie z Tuskiem, by się targować o jedynki, straci całą swoją wiarygodność człowieka, które chce polityki czystej i wolnej od właśnie takich targów.
W stosunku do Lewicy tej pewności nie ma, oni mogą się zgodzić rozmawiać, więc Tusk woli mówić o ich zdradzie. To szkodliwa i niebezpieczna dla wszystkich gra – wiecie o tym dobrze Wy, zwolennicy PL 2050 i Nowej Lewicy. Ale z punktu widzenia Tuska to sytuacja, w której każdy Wasz wybór jest dobry dla PO. Przyjdziecie rozmawiać – zmarginalizuje Was, odmówicie – zniszczy. To już się dzieje. To widać w sondażach.
Odmowa Waszych liderów ma te same funkcje. Cała różnica w tym, że jest defensywą. I to rozpaczliwą, z góry przegraną. To widać. W sondażach. Już dziś. Ci, którzy w Waszych liderów walą z armat wzywając do porozumienia, chcą ich politycznego samobójstwa.
Ale ta rozmowa polityków nie jest o listach. To tylko nam ma się tak wydawać. I daliśmy się nabrać, jak dzieci. Jak dawaliśmy się nabierać zawsze, np. na hasła o „walce o wszystko” i o zwycięstwie w 2019 roku, kiedy dla partyjnych sztabowców było najzupełniej jasne, czym się ten start trzema listami skończyć musi.
Lekcja Tuska mówi – sformułuj zaproszenie tak, by było oczywiste. Odmowa będzie kosztowała. Ja Was dzisiaj namawiam do tego samego. Oferta prawyborów jest oczywista. Jest uczciwa. Zapewnia wybór. Jest jedynym dziś znanym i zaproponowanym sposobem skutecznego dodania i pomnożenia naszych elektoratów. Zróbmy wobec wszystkich liderów, z Tuskiem włącznie to, co Tusk dzisiaj robi w stosunku do Waszych liderów. Znajdźmy wśród siebie siłę, by tę ofertę wspólnej listy w prawyborach tak położyć na stole, by odmowa kosztowała. I Waszych liderów, i Donalda Tuska. Zwłaszcza jego, bo to on dzisiaj rozgrywa. Rozgrywa niebezpiecznie i szkodliwie. Siły zdolnej skutecznie rzucić takie wyzwanie nie da się znaleźć w partyjnych gabinetach. Ona może pochodzić wyłącznie od ruchu obywatelskiego społeczeństwa. Trzeba nam obywatelskich kandydatów, którzy rzucą wyzwanie partiom. Uczciwe. Demokratyczne. Odpowiedzialne. Dające szansę wspólnoty.
Awans Konfederacji
To w istocie fundują nam dzisiaj wszyscy partyjni liderzy – jak w 2019 roku z pełną świadomością (nie miejmy złudzeń) fundowali nam drugą kadencję PiS, troszcząc się przy tym wyłącznie o rywalizację między sobą.
Nawet jeśli podzielona opozycja uzyska większość (w odróżnieniu od 2019 roku dzisiaj to jest możliwe), to nie będzie to większość 276 mandatów, a tym bardziej 307. Ani nie będzie to większość zdolna odrzucić weto Dudy, ani konstytucyjna większość potrzebna, by sobie poradzić z ekipą Przyłębskiej bez łamania prawa. Oznacza to, że do odrzucenia weta Dudy potrzeba będzie zgody Konfederacji. Konfederacja będzie więc decydować we wszystkich sprawach naprawdę kluczowych. Jej sojusz z Dudą nastąpi natychmiast. Ale to jeszcze pół biedy – to tylko natychmiastowy i bezpośredni skutek tych wyborów.
Rządząca większość opozycji sklecona w tej samej koalicji, której nie chcecie ani Wy z Waszymi deklaracjami „nigdy w życiu”, ani partyjni liderzy, będzie skazana na niemoc. Będzie bezsilna wobec weta Dudy i akcji Przyłębskiej – w kryzysowej sytuacji i w kompletnie zrujnowanym państwie. Należy wątpić, czy ta koalicja przetrwa kadencję. Bez wątpliwości natomiast skompromituje resztki demokracji III RP w oczach wyborców. Bardziej niż w 2015 roku, kiedy władzę przejmowali populiści. Osuniemy się na dobre w brunatny żywioł.
Taki scenariusz jest dziś równie pewny, jak w 2019 roku pewna była klęska trzech list opozycji. Wynika to wprost ze wszystkich danych dzisiaj dostępnych. Zrozummy to, bardzo proszę. Porzućmy własne sekciarstwo, bo oddamy władzę prawdziwej sekcie.