Do wyborców PL 2050 i do wyborców lewicy

Czytam Wasze komentarze. Zawierają krytykę PO i KO, którą podzielam. Zawierają też deklaracje, że na tego lub innego polityka nie zagłosujecie nigdy. I choć lewica często wyraża się tak o „kościółkowym” Hołowni, a jego z kolei ludzie piszą np. o niedopuszczalnym radykalizmie nieokrzesanej, ich zdaniem, Marty Lempart, to wspólnie wszyscy piszą w ten sposób o Tusku i politykach PO. Nie będę wymieniał polityków, na których sam nie zamierzam głosować, bo ani mi nie wypada, ani to przede wszystkim nie ma żadnego sensu. W każdym razie mam takich, na których nie zagłosuję na pewno – nie tylko w PiS i w Konfederacji, ale również po opozycyjnej stronie. Ich liczba rośnie w miarę kolejnych kompromitujących głosowań, a bardzo gwałtownie wzrosła po niedawnej stojącej owacji na cześć „obrońców granic”, kiedy na tych granicach ci dzielni „obrońcy” dopuszczali się najohydniejszych zbrodni.

Wspólna lista ma być jak parlament

Nie proponuję Wam głosowania na Tuska. Lewicowcom nie sugeruję głosowania na Hołownię. Proponuję wspólną listę Lewicy, PO i PL 2050 oraz wszystkich pozostałych wyłonioną również Waszymi głosami w otwartych, międzypartyjnych prawyborach – po to, by właśnie dać Wam możliwość głosowania na swoich.

Niech to wreszcie będzie wolny wybór – bez strachu przed zwycięstwem PiS, które swego czasu skłoniło np. 2/3 zwolenników Wiosny Biedronia do głosowania na KE Schetyny z Leszkiem Millerem na jedynce w Poznaniu… Niech i Nowa Lewica, Razem i PL 2050, PSL i kto tam jeszcze, mają szansę „policzyć się” naprawdę. Niech otwarcie krytykując Platformę, siebie nawzajem i być może również PiS (choć ja nie wiem po co powtarzać oczywistości) walczą o miejsca dla siebie, jak o nie walczą w normalnych wyborach, kiedy rządzi niezagrożona demokracja.

Rezultat tej rywalizacji da się z grubsza przewidzieć bez specjalnego wysiłku. Na wyłonionej w ten sposób wspólnej liście znajdą się obok siebie i Tusk, i Zandberg, i Hołownia. To źle? A kiedy się spotykają w tym samym Sejmie, to czy ten Sejm straci przez to legitymację i Wasze uznanie? Bo z Zandbergiem nigdy? Albo z Hołownią? A kiedy już po wyborach ci sami politycy postanowią – pomimo tych samych „nieprzekraczalnych różnic programowych”, różnych tożsamości i różnych wartości – spotkać się w tej samej koalicji, by osiągnąć rządową większość – czy wtedy też będzie źle? Przecież usłyszymy wówczas o „odpowiedzialności za kraj” i różne takie. A czy dzisiaj ta odpowiedzialność się nie liczy?

Dobrze, po prawyborach przyjdzie czas na wybory właściwe. Tak czy owak, one będą głównie konfrontacją z PiS. Jednak na wspólnej liście demokratów nikt Wam nie każe stawiać krzyżyka przy Tusku. Postawcie go przy Hołowni albo przy Zandbergu – kontynuując tę samą kłótnię, tę samą rywalizację i ten sam spór, który prowadzicie i dzisiaj. Ale tak, żebyśmy nie przegrali. Tak, żebyśmy wzięli tę osławioną i nieszczęsną „premię D’Hondta”, żebyśmy wspólnie zrobili wszystko dla maksymalizacji zwycięstwa, bo to jest dzisiaj fundamentalnie ważne. To jest polska racja stanu – naprawdę, a nie na niby!

Nikt Wam nie każe kupować opowieści PO o zjednoczeniu, które się dokonało wystarczająco w „pakcie senackim”. To był ordynarny podział stref wpływów. Straciliśmy na tym milion głosów. I w Sejmie też go stracimy, jeśli partyjni bossowie w ten sam sposób podzielą między siebie jedynki i wszystkie biorące miejsca. Tak stracimy wyborców wszystkich „skrzydeł”, które kiedyś zapamiętale ciął Schetyna, a dziś o wiele skuteczniej robi to Tusk. Nie ma żadnych korzyści z takiego „zjednoczenia”. Nie to proponuję.

Ale nie kupujcie też opowieści o wartości startu wieloma blokami. Pamiętacie trzy listy z 2019 roku? Dostały o milion głosów więcej niż PiS – i PiS rządzi samodzielnie. Nie kupujcie opowieści o „czeskim modelu”, bo w Czechach koalicyjna SPOLU zgarnęła „premię D’Hondta”, pokonując ANO, a w Polsce nie możemy dziś liczyć na to, że ktokolwiek samodzielnie pokona PiS. Jeśli zresztą ktoś miałby tego dokonać, to właśnie PO. W Czechach inaczej wyglądała stawka partyjnych list w wyborach, Czesi nie mają Konfederacji, poniżej której wypaść znaczy oddać mandaty prawicy, a przede wszystkim nie ma tam Dudy i Przyłębskiej, których dywersję trzeba będzie przełamać z poszanowaniem prawa. W Czechach instytucje demokracji działają, a w Polsce dawno nie ma po nich śladu. To kompletnie inna sytuacja i nieporównywalnie większa stawka. Trudniejsza o kilka rzędów wielkości.

Walczcie z PO, mówcie wzruszając ramionami o ich „najwyżej dwudziestoprocentowym poparciu”, ale nie wyrzucajcie tych 20%, jakbyście umieli przejąć większość bez nich! Nie przyklejajcie też Lewicy łatki zdrajców, bo po wszystkich tych zawstydzających głosowaniach z udziałem parlamentarzystów wszystkich opozycyjnych partii jest to po prostu szczyt hipokryzji! Choćby Lewica miała dziś rzeczywiście tylko 5% – tego nie wolno zgubić! Hołownia jest „kościółkowy” i na niego też „nigdy w życiu”? Niech będzie, że „kościółkowy” i niech będzie, że inaczej nie da się go opisać. Ale nikt Wam nie każe na niego głosować, za to podstawowe demokratyczne pryncypia każą go tolerować, zgoda? Wyborczy sojusz oparty na prawyborach wymaga tylko tolerancji, nie trzeba w nim żadnych programowych uzgodnień. O Hołowni trzeba wtedy wiedzieć, że im bardziej jest „kościółkowy”, tym w zasadzie lepiej mieć go po swojej stronie, bo to ją na wiele sposobów wzmocni. Również ideowo i programowo, ale to być może zbyt trudny temat na tę akurat rozmowę.

Oczywista lekcja Tuska

Spór o listy trwa między nami, nie między partyjnymi liderami. Oni o tym nawet nie myślą, oni się wyłącznie rozpychają łokciami. Tyle i tylko tyle znaczą ich przekazy dnia o porozumieniu i o przeszkodach na jego drodze.

Kiedy Tusk proponował współpracę i wspólne listy, zaznaczając, że nikogo do niczego nie zmusza i że ten przyjdzie porozmawiać, kto chce współpracy – to nie chodziło mu o żadną wspólną listę w tym komunikacie. Ten komunikat znaczył: kto nie przystąpi, ten dba o swoje i współpracować nie chce, ten jest po prostu interesownym draniem albo narcyzem z przerostem ego. Tusk dobrze wie, że Hołownia nie może na taką ofertę przystać, bo z chwilą kiedy usiądzie z Tuskiem, by się targować o jedynki, straci całą swoją wiarygodność człowieka, które chce polityki czystej i wolnej od właśnie takich targów.

W stosunku do Lewicy tej pewności nie ma, oni mogą się zgodzić rozmawiać, więc Tusk woli mówić o ich zdradzie. To szkodliwa i niebezpieczna dla wszystkich gra – wiecie o tym dobrze Wy, zwolennicy PL 2050 i Nowej Lewicy. Ale z punktu widzenia Tuska to sytuacja, w której każdy Wasz wybór jest dobry dla PO. Przyjdziecie rozmawiać – zmarginalizuje Was, odmówicie  zniszczy. To już się dzieje. To widać w sondażach.

Odmowa Waszych liderów ma te same funkcje. Cała różnica w tym, że jest defensywą. I to rozpaczliwą, z góry przegraną. To widać. W sondażach. Już dziś. Ci, którzy w Waszych liderów walą z armat wzywając do porozumienia, chcą ich politycznego samobójstwa.

Ale ta rozmowa polityków nie jest o listach. To tylko nam ma się tak wydawać. I daliśmy się nabrać, jak dzieci. Jak dawaliśmy się nabierać zawsze, np. na hasła o „walce o wszystko” i o zwycięstwie w 2019 roku, kiedy dla partyjnych sztabowców było najzupełniej jasne, czym się ten start trzema listami skończyć musi.

Lekcja Tuska mówi – sformułuj zaproszenie tak, by było oczywiste. Odmowa będzie kosztowała. Ja Was dzisiaj namawiam do tego samego. Oferta prawyborów jest oczywista. Jest uczciwa. Zapewnia wybór. Jest jedynym dziś znanym i zaproponowanym sposobem skutecznego dodania i pomnożenia naszych elektoratów. Zróbmy wobec wszystkich liderów, z Tuskiem włącznie to, co Tusk dzisiaj robi w stosunku do Waszych liderów. Znajdźmy wśród siebie siłę, by tę ofertę wspólnej listy w prawyborach tak położyć na stole, by odmowa kosztowała. I Waszych liderów, i Donalda Tuska. Zwłaszcza jego, bo to on dzisiaj rozgrywa. Rozgrywa niebezpiecznie i szkodliwie. Siły zdolnej skutecznie rzucić takie wyzwanie nie da się znaleźć w partyjnych gabinetach. Ona może pochodzić wyłącznie od ruchu obywatelskiego społeczeństwa. Trzeba nam obywatelskich kandydatów, którzy rzucą wyzwanie partiom. Uczciwe. Demokratyczne. Odpowiedzialne. Dające szansę wspólnoty.

Awans Konfederacji

To w istocie fundują nam dzisiaj wszyscy partyjni liderzy – jak w 2019 roku z pełną świadomością (nie miejmy złudzeń) fundowali nam drugą kadencję PiS, troszcząc się przy tym wyłącznie o rywalizację między sobą.

Nawet jeśli podzielona opozycja uzyska większość (w odróżnieniu od 2019 roku dzisiaj to jest możliwe), to nie będzie to większość 276 mandatów, a tym bardziej 307. Ani nie będzie to większość zdolna odrzucić weto Dudy, ani konstytucyjna większość potrzebna, by sobie poradzić z ekipą Przyłębskiej bez łamania prawa. Oznacza to, że do odrzucenia weta Dudy potrzeba będzie zgody Konfederacji. Konfederacja będzie więc decydować we wszystkich sprawach naprawdę kluczowych. Jej sojusz z Dudą nastąpi natychmiast. Ale to jeszcze pół biedy – to tylko natychmiastowy i bezpośredni skutek tych wyborów.

Rządząca większość opozycji sklecona w tej samej koalicji, której nie chcecie ani Wy z Waszymi deklaracjami „nigdy w życiu”, ani partyjni liderzy, będzie skazana na niemoc. Będzie bezsilna wobec weta Dudy i akcji Przyłębskiej – w kryzysowej sytuacji i w kompletnie zrujnowanym państwie. Należy wątpić, czy ta koalicja przetrwa kadencję. Bez wątpliwości natomiast skompromituje resztki demokracji III RP w oczach wyborców. Bardziej niż w 2015 roku, kiedy władzę przejmowali populiści. Osuniemy się na dobre w brunatny żywioł.

Taki scenariusz jest dziś równie pewny, jak w 2019 roku pewna była klęska trzech list opozycji. Wynika to wprost ze wszystkich danych dzisiaj dostępnych. Zrozummy to, bardzo proszę. Porzućmy własne sekciarstwo, bo oddamy władzę prawdziwej sekcie.

O autorze

Emeryt na niedzielę

Paweł Kasprzak jest jednym z pomysłodawców i założycieli ruchu Obywatele RP. Był także wydawcą i inicjatorem Obywateli.News. Po z górą pięciu latach aktywności w pełnym wymiarze godzin wycofał się z działalności z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się jego rodzina. Kasprzak jest znany z kilku rzeczy, w tym z publicystki, w której próbował programowo szukać dróg „zbawienia Ojczyzny”. Sam nazywał to waleniem głową w mur – „walił” zresztą nie tylko tekstami, ale też innego rodzaju aktywnością. Dziś Kasprzak twierdzi, że z „kanapy emeryta” rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Czy lepiej? Zobaczymy. Kasprzak obiecuje starać się pisać krócej, choć zastrzega, że za efekt nie ręczy. Co tydzień tekst, skoro nie udało mu się utrzymać cyklu codziennych komentarzy wideo.

Wiadomość w butelce: „Save Your Souls”

Żyjemy w takiej części świata, którą wkrótce być może Europejczycy oznaczą na mapach, jak to kiedyś robili Rzymianie: „tu żyją lwy”. Istotnie, jest ich tu pełno i są groźne. Zanim nas zjedzą, wiadomość w butelce, którą ktoś być może znajdzie: lwy żyją wszędzie, uważajcie.

Czytaj

Z wizytą na antypodach albo podróż do wnętrza bestii

Pytania, które zadają sobie dokonujący apostazji katolicy oraz te, które im często zadajemy – jak możecie wspierać ten zinstytucjonalizowany skandal własną obecnością – są jak najbardziej zasadne. Tak bardzo zasadne, że szczerze współczuję ich adresatom, bo wiem, że żadna dobra odpowiedź nie istnieje. Albo jest skrajnie trudna. Nie da się więc – co więcej, nie powinno się próbować – oddzielić uczciwego myślenia o świeckim państwie od tego kontekstu, czasem przecież krwawego w najdosłowniejszym sensie. Niemniej demokracja np. prawo głosu daje każdemu.

Czytaj

Demony i gotowość na nie

Pewien jestem tego przede wszystkim, że to są ważne sprawy. Że trzeba o nich poważnie rozmawiać. Twardo. Bo cena będzie też twarda. Twardsza niż wszystkie inwektywy latające w obie strony w kolejnej facebookowej awanturze aktywistów…

Czytaj

5. „Ludzie tacy jak my”. Demokracja 2.0

Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań.Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Nie wolno po prostu bronić starego porządku. Zwolennicy ancien regime’u w czasach Wielkiej Rewolucji mieli powody lepsze niż my dzisiaj, by bronić ładu, cywilizacji i zwykłej przyzwoitości przed barbarzyńskim, zbuntowanym ludem. Ich tragiczny los nie na tym polegał, że trafili na szafot – nie mieli historycznej racji.

Czytaj

4. Media i sztandary

Wypada powiedzieć wyraźnie, że w kryzysie polskiej demokracji zawiodły również media, nie tylko instytucje demokracji. W bardzo czytelny sposób wyborcy PiS odrzucili w 2015 roku nie tylko ówczesne elity polityczne, ale także związane z nimi – jak nie bez racji sądzono – media ówczesnego głównego nurtu. Ważne byłoby w takim razie zastanowić się, czy dzisiejszym naszym problemem jest TVP obsadzona ludźmi rządzącej partii i wystarczy w związku z tym po prostu wymiana kadr, czy może chodzi o wady strukturalne, które umożliwiły tak łatwe przejęcie mediów publicznych i zamienienie ich machinę propagandy rządzącej partii. Czy w modelu i faktycznym funkcjonowaniu mediów – nie tylko publicznych, ale również prywatnych sprzed 2015 roku – nie da się znaleźć źródeł choroby tak wyraźnie widocznej dzisiaj i na czym dokładnie ta choroba polega.

Czytaj

Sondaże i nadzieje

276 i 305 mandatów oraz – co ważniejsze – wymagane dla nich co najmniej 50 lub 60% poparcia. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, że to kompletnie nierealne nie tylko w świetle bieżących i dających się wyobrazić sondaży, ale w logice polityki, którą uprawia się w Polsce. W historii III RP żaden taki wynik nie zdarzył się nigdy od czasu pamiętnego 4 czerwca 1989 roku, kiedy kandydaci Komitetu Obywatelskiego „S” uzyskiwali poparcie od 60 do 80%. Nigdy potem nic podobnego się nie zdarzyło. Nigdy nikomu – choć wiele przeszliśmy. Pomyślmy o tym przez chwilę. Cud nie zdarzy się więc i tym razem, bo w świecie polityki jaką znamy to nie jest możliwe.

Czytaj

3. Wyborcza wojna książąt i wasali

Zamachu na rządy prawa dokonuje w Polsce partia wodzowska, o autorytarnej strukturze, skrajnie niedemokratycznym statucie i praktyce funkcjonowania koncentrującej wszystkie decyzje w rękach lidera. To nie jest przypadek. Poczynania Kaczyńskiego nie byłyby możliwe w partii prawdziwie demokratycznej. Prawny zakaz ubiegania się o władzę w wyborach organizacji nieprzestrzegających zasad demokracji w relacjach wewnętrznych byłby zatem kolejnym z tym bezpieczników demokracji, który mógłby skutecznie zapobiec polskiemu kryzysowi. To jeden z twardych wniosków z polskich doświadczeń kryzysu.

Czytaj

2. Do trzech zliczyć

O trójpodziale władzy mówiliśmy i wykrzykiwaliśmy przez ostatnie 7 lat sporo. Na myśli mieliśmy jednak zawsze tylko sądy i władzę polityczną, a to przecież trójki nie czyni – co jakoś do głowy przez te długie 7 lat nie przyszło właściwie nikomu. Trochę to dziwne. Mówiliśmy trzy, a zliczyć umieliśmy najwyraźniej tylko do dwóch, a przecież mamy się za rozumną elitę. Jak nie patrzeć, trójpodziału władzy w III RP nie było nigdy. Gdyby był, historia ostatnich lat wyglądałaby zdecydowanie inaczej i bez wątpliwości lepiej. Może czas nauczyć się liczyć do trzech.

Czytaj

1. Granice władzy i Przemysław Czarnek

Ograniczenie rządzących, kimkolwiek by byli i jakkolwiek byliby wyłaniani – czy pochodzą z wyborów, zamachu stanu lub obcej interwencji, jak to się zdarzyło w Niemczech i Japonii po II Wojnie, kiedy władzę i jej nowy porządek zainstalowali tam zwycięzcy alianci, czy są np. dziedziczni – ma dla demokracji znaczenie ważniejsze niż sam demokratyczny wybór. Historycznie to ono było pierwsze. To od niego rozpoczął się ład, który w zachodnim świecie uznajemy za cywilizowany i oczywisty. Zasada ograniczenia rządzących świadomą wolą rządzonych jest najważniejszą i pierwotną cechą liberalizmu, znacznie starszą od samego tego pojęcia. W Anglii wywodzi się ona od Wielkiej Karty Swobód, więc z początków XIII w. We Francji to Oświecenie, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela, zatem późny wiek XVIII. W Polsce – rzadko o tym pamiętamy – to tradycja Odrodzenia i Reformacji, Artykuły Henrykowskie i Pacta Conventa, wiek XVI.

Czytaj

Cud nad Dnieprem

W miejsce zrozumiałej egzaltacji, która dzisiaj dominuje, kiedy patrzymy na bombardowane miasta, śmierć, cierpienie i bohaterstwo, warto zdawać sobie sprawę z rzeczywistości. Jeśli Putin zmiażdży Ukrainę, przyszłość Europy i świata będzie zupełnie inna niż jeśli Ukraina się obroni. To w tym i tylko w tym kontekście zdania Stoltenberga, Blinkena i decyzje Zachodu znaczą w ogóle cokolwiek.

Czytaj

Kraj sekt

Chodzi mi o to, by na wspólnej liście znaleźli się np. zwolennicy uwolnienia aborcji i przeciwnicy. By się na niej znaleźli głosami ludzi, którzy właśnie na te rzeczy głosują. By nie pozwolić zepchnąć pod dywan rozwiązania tego konfliktu, tylko, by go wreszcie rozwiązać. By ten konflikt i wiele innych przenieść do instytucji demokracji i uczynić przedmiotem sporu, który jest treścią polityki i treścią demokracji – a nie plemiennej wojny, bo jej efektem jest wyłącznie nienawiść i zniszczenie. Git? Dla mnie git. Gotów byłem za to wypruwać bebechy.

Czytaj

Do tanga trzeba nie tylko dwojga – ktoś musi je najpierw zagrać

Namawiam Monikę Płatek do kandydowania w imię dokładnie tych samych racji o Ojczyźnie w potrzebie, które tak dobitnie wymieniła, wzywając do jedności i wspólnej listy opozycji. Jeśli mam sobie naprawdę wyobrazić wspólną listę ruchu demokratów idących po zwycięstwo, to nijak nie widzę listy warszawskiej albo warszawskich kandydatów do Senatu, bez dr hab. Moniki Płatek, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, wybitnej prawniczki, karnistki, obrończyni praw człowieka bezwzględnie w każdych, nawet najtrudniejszych okolicznościach. Obywatelki, której pryncypialnej niezgody na żadną „drogę na skróty” i na żadne obejścia zasad prawa w imię bieżącej potrzeby jestem absolutnie pewny, bo ją wielokrotnie widziałem. Monika Płatek pisze dzisiaj „albo jedna lista, albo nie liczcie na nasze głosy”. Ja napiszę, że albo na wspólnej liście będą ludzie jak ona, albo ta lista będzie niewiele warta i głosów nie zdobędzie. Mam za sobą jedną nieśmiałą osobistą próbę przekonania jej do tego – dzisiaj bezczelnie pozwalam sobie namawiać ją publicznie. Akurat ja mam prawo – w ramach rewanżu. Trudno mi nie skorzystać z tego przywileju.

Czytaj

Wbrew optymizmowi przyszłych sondaży postawa opozycji gwarantuje klęskę

Większość konstytucyjną mielibyśmy gdyby PiS dostał 27%, a Konfederacja 10%. Taki wynik jest dzisiaj prawdopodobny. Jednak do tego szczęścia potrzeba jeszcze pozostałych 63% dla opozycji — najlepiej idącej jednym blokiem. To zaś scenariusz political fiction. Jak to jest możliwe i czy da się z tym jakoś sobie poradzić? Ten największy dziś problem nie będzie politycznie komentowany.

Czytaj

Patrzcie w górę – bo znowu przegramy!

Chodzi o szacunek dla faktów, dla logiki, o chęć ustalenia jednak prawdy, a nie trendów w ponowoczesnym płynnym chaosie. To fundamentalnie ważne. Ważniejsze nawet niż te wybory, które nas znowu czekają. Rozpada się nie tylko Polska, ale cywilizacja w ogóle.

Czytaj

Moja pierwsza wojna

Mam ileś wspomnień kombatanta. I mam zawsze mieszane odczucia, bo te kombatanckie wspomnienia są mocno fałszem podszyte i wszystkie one razem składają się na obraz historii kompletnie zafałszowany – i tylko trochę ten fałsz wynika z „polityki historycznej”, a o wiele bardziej z naszych kompleksów.

Czytaj

Aborcja i władza

Senat jest „nasz”, demokratyczny. Mamy w nim 24 kobiety, w tym 9 z PiS. I choć parytetowe proporcje po naszej stronie wyglądają zdecydowanie lepiej, to jednak wcale nie wyglądają dobrze i nawet w „naszej połówce” trudno byłoby wskazać jakąś większość „progresywistów” skłonnych do „otwarcia” w sprawie aborcji. Naprawdę uważamy, że oni mają większe prawo decydować o aborcji niż nasz nadużywający alkoholu, nieokrzesany sąsiad w poplamionej żonobijce, głosujący w referendum? Patrzę na Senat i bardzo wątpię. Która z aktywistek OSK zdecydowałaby się powierzyć rozstrzygnięcie sprawy aborcji tej jego połówce, która jest „nasza”? Skąd nadzieja, że po kolejnych wyborach cokolwiek pod tym względem będzie lepiej? Nieporównanie ważniejsze pytanie ogólne – czy dobre państwo naprawdę na tym polega, że w Senacie są zawsze ci, którzy tam naszym zdaniem powinni być? Wyborcy PiS tak właśnie sądzą. Szli do wyborów w 2015 roku, żeby odsunąć „złodziei z PO”. Efekt znamy, ale wyborcy PiS nadal wierzą, że „swoi” są lepsi od „obcych”, nawet jeśli kradną tak samo albo bardziej. Może więc dobre państwo, to po prostu takie, w którym sprawy naprawdę ważne nie zależą od tego, kto akurat rządzi?

Czytaj

Kiedy już PiS upadnie

Wbrew naszym własnym notorycznym deklaracjom i wbrew zdaniu Tuska, że do zła nie wolno się przyzwyczaić – przyzwyczaić powinniśmy się już dawno. Tusk wrócił, notowania PiS leciały w dół, sondaże od dawna dawały i wciąż dają zwycięstwo opozycji, tym razem niezależnie od tego, ile list wystawi. Jakoś nie było słychać okrzyków triumfu, prawda? Dziwne? Z pewnością dziwić powinno, ale nikogo nie zdziwiło. Dziwaczność wczorajszej sytuacji dobrze wyjaśnił stan dzisiejszy. Dzisiaj jest mianowicie jasne, dlaczego postulat przedterminowych wyborów w warunkach „wojny hybrydowej” byłby szaleństwem. A referendum w sprawie UE? Też?

Czytaj

#MeToo

W mojej pamięci i mojej dzisiejszej ocenie problem w tym konkretnym przypadku Maćka Zięby, którego zapamiętałem jako człowieka po prostu niezwykle dobrego, polega właśnie na tym, jak tak straszna rzecz mogła się zdarzyć komuś tak porządnemu. Bo to, że się notorycznie zdarza szujom i marnym głupkom, jak Jankowski albo Dziwisz czy Jędraszewski, jest akurat bardzo łatwo zrozumiałe i wobec tego niewarte uwagi.

Czytaj

Ach, jacy my wszyscy niewinni…

Z piedestału strącany jest właśnie kolejny duchowny autorytet. Ojciec Maciej Zięba. Był dla mnie i autorytetem, i przyjacielem. Cóż, nie będę miał przyjaciela na piedestale. Ale przyjaźń zachowam. Niniejsze jest więc dla mnie niemal prywatą. Zachowam też jednak i zamierzam wyrazić przekonanie, że Maciek był porządnym, mądrym i wartościowym człowiekiem. Który dopuścił się zła. Niejasna deklaracja w czasach zmagań o fundamentalną prostotę prawdy i fałszu, dobra i zła? Przeciwnie – bardzo jasna.

Czytaj

Nie o taką Polskę…

Przy całym własnym krytycyzmie, ostrym niemal na granicy depresji, najzupełniej poważnie uważam konflikt z PiS za właściwie wygrany. Myślę, że to jest trzeźwa ocena, a nie pijana wizja. PiS zmierza ku zderzeniu z kolejnym murem i albo rozsypie się hamując, albo przypuści jeszcze kolejną szarżę, ale zderzenia już nie przeżyje. Ma go też wreszcie kto dobić – mam tu na myśli oczywiście Tuska. Ta sytuacja powinna skłaniać do radości, a wcale nie skłania. Kompletnie już pomieszaliśmy, z czego należy się cieszyć, a czym martwić.

Czytaj

Pragmatyzm wojny ze złem

Zło wokół widzimy. Bunt przeciw niemu jest zrozumiały. Czy bunt wystarczy za powód, by przyniósł cokolwiek dobrego? Myślę, że tak. Czy buntując się przeciw złu, trzeba koniecznie wskazać dobro, którego się chce? Myślę, że wcale nie. Zostawmy więc pytania o dobro przynajmniej na razie.

Czytaj

Tusk: hura, oj, no cóż…

W największym skrócie największej zmiany spodziewają się ci zaangażowani po obu stronach w wojnę tożsamości, która trwa w Polsce co najmniej od 2005 roku i którzy wciąż wierzą, że da się w niej wygrać i że to cokolwiek zmieni. Kto by nie uległ takim emocjom? Sam im ulegam, choć bardzo się staram i choć właśnie w tej wojnie widzę jedną z istotnych przyczyn zła. Chodzi jednak przecież nie tylko o emocje – Tusk ma oczywiście rację, kiedy tę wojnę definiuje w kategoriach walki ze złem. Żadnego odkrycia tym przecież nie czyni.

Czytaj

Ukąszenie Kamińskim

Jak można rozumieć sytuację Bartka i Fundacji Otwarty Dialog? Opiszę, jak ją sam widzę i jakie mam z nią własne doświadczenia. Z osobistej perspektywy. Prywatnej. Interesuje tutaj – i równocześnie bardzo uwiera – osamotnienie Bartka Kramka wśród opozycji. Bo ono pozwoliło go w ogóle zamknąć.

Czytaj

Rzeszowski poligon – political fiction

Strategia w Rzeszowie jest wynikiem przypadkowego aktu szaleństwa. Strategia w opozycyjnej polityce to wciąż political fiction. Obawiam się bardzo, że polska polityka w ogóle nie jest wciąż niczym więcej. Co gorsza, choć Konrad Fijołek to porządny facet i choć w Rzeszowie rzeczywiście wiele dobrego się zdarzyło, to właśnie w świetle tego sukcesu kompletną fikcją okazuje się w Polsce nie tylko sama polityka, ale i polityczny naród, obywatelskie społeczeństwo, czy jakkolwiek inaczej zwać to wszystko, co przez lata usiłowaliśmy budować z Obywatelami RP.

Czytaj

4 Czerwca – wygrać cokolwiek

Charyzma. Poszukujemy jej wciąż. Cała polska historia powinna nas przed nią przestrzegać. Piłsudski, Zamach Majowy, Wałęsa, Wojna na Górze. Marzyłbym, żebyśmy o tym pomyśleli i pogadali w rocznicę 4 czerwca, pamiętając, że rok po tamtej euforii byliśmy wszyscy już na kolejnej wojnie. Ale raczej nie pomyślimy i nie pogadamy. Znowu.

Czytaj

„Kury szczać prowadzać”

Nie miejmy złudzeń. Każdy opowiadający o nowej nadziei, chcący się policzyć, startujący osobno, będzie jak politycy z diagnoz Piłsudskiego. Każdy wódz-uzdrowiciel wejdzie z kolei w dawno temu uszyte przezeń buty kawalerzysty. Efekt będzie ten sam. Zmierzamy w tę stronę.

Czytaj

Przyglądając się ścianie…

W przyrodzie przeżywają przystosowane jednostki, w polityce też. Kryteria rządzące naturalną selekcją znamy. Dobrze byłoby poznać te, które rządzą selekcją w polityce i doprowadzają do stanu, w którym skądinąd przecież niegłupi i wcale nie szmatławi ludzie zachowują się jak ostatnie gnojki, a pieprzą przy tym takie bzdury, że połowa narodu od tego wariuje, a druga rzyga. Poznawszy te mechanizmy, będziemy być może w stanie nie tylko złorzeczyć przed telewizorami, ale cokolwiek zrobić.

Czytaj

Przekaz tygodnia: prawda nas rozwali

Śmiem twierdzić, że o „zdradzie Lewicy” i Funduszu Odbudowy nie przeczytaliśmy dotąd i nie usłyszeliśmy ani słowa prawdy. Czy ktokolwiek w kontekście awantury o Fundusz i o „zdradę Lewicy” widział w mediach na przykład cokolwiek o 90. Artykule Konstytucji? Tym, który przewiduje, że umowy międzynarodowe – jeśli to nie są jakieś umowy handlowe, ale coś, co wchodzi w kompetencje parlamentu i w zakres ustaw – ratyfikuje się w obu izbach kwalifikowaną większością 2/3? Czy ktoś słyszał też, że jednak zwykłą większością Sejm może zdecydować o trybie ratyfikacji i uznać np., że ona wymaga referendum? Że wtedy cytowane od miesięcy sondaże w tej sprawie nabiorą szczególnego i nieco innego znaczenia?

Czytaj

Obywatelski program? Chwila prawdy: ile znaczą ruchy obywatelskie? Strajk Kobiet i jego widoczność z chwilą ogłoszenia orzeczenia Przyłębskiej - ale już choćby w dniach głosowania prezydenckiego? Ruchów obywatelskich nie widać wcale. Jak ich nie widać na ogół - tendencja w trakcie pięciu lat jest wyraźna.