Harvey Milk, tęcza i sklep mięsny w San Francisco


Dzieciom nie trzeba opowiadać bajek. Lubią słuchać historii, także prawdziwych. Ważne, by mówić do dzieci z szacunkiem, językiem prostym, zrozumiałym. Jasno i szczerze odpowiadać na pytania, kiedy pytają. Niektóre historie, które są dla dzieci, powinni usłyszeć i dorośli. Nigdy nie zaszkodzi nadrobić braków dzieciństwa. Ta opowieść jest dla Jana Kanthaka

Dobrze, że nie jest moim synem, ani moim wnukiem, ale gdyby był, musiałabym mu powiedzieć, że to co robi mnie smuci, bo jest szkodliwe. Bo jego słowa niszczą i ludzi, dobre maniery i przyzwoitość. Zauważyłabym, że jest zagubiony. Przyssany do władzy, nie ma ani dobrych racji, ani jasnych poglądów. Nie wiem, czy rozumie jak bardzo swoimi słowami=czynami krzywdzi ludzi i przykłada się do burzenia domu, w którym mieszka – Polski. Opowiedziałabym mu o Harvey Milku, bo najwyraźniej coś o nim słyszał, ale znów niewiele zrozumiał. Zresztą nie muszę być jego krewną, by opowiedzieć i jemu o Harvey Milku.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Obywatele RP pytają komendanta głównego policji o bezzasadne zatrzymania


Też byłam w San Francisco. Nie ma tam dzielnicy Cruz. Ta jest pewnie też na San Escobar. Jest za to dzielnica Castro. Słusznie kojarzona z kulturą gejowską, niesłusznie przez obsesjonatów sprowadzana do seksu. Spytałabym Kanthaka, dlaczego prawica obsesyjnie, podobnie jak księża, wciąż myśli o seksie? Przypomina mi to moje natrętne myślenie o cukierku, którego sobie odmawiam, bo tuczy. Seks nie tuczy i jeśli towarzyszy mu konsensualna, dojrzała zgoda, jest wspaniały. Dorosły człowiek, także Jan Kanthak, nie musi się takiej ochoty ani wstydzić, ani jej sobie odmawiać.


Sklep mięsny w dzielnicy Castro? Może, no i co z tego? Castro jest częścią Eureka Valley. Dla wielu San Francisco i ulica Castro były przepustką do wolności, prawa do bycia sobą. Dla mnie było przede wszystkim przepustką do Alcatraz. To więzienie. Siedział w nim Al Capone. Umieszczone na wyspie, na skale, sprawia, że ucieczka z niego była trudna, a ono same ciężkie. Alcatraz od lat jest już tylko muzeum. W pewnym sensie nie inaczej jest z dzielnicą Castro.

Nazwana tak na cześć Jose Castro (1808-1860) kalifornijskiego przywódcy meksykańskiej opozycji wobec rządów Stanów Zjednoczonych w Kalifornii w XIX wieku. Bardziej jest symbolem niż schronieniem. Stany Zjednoczone to kraj, w którym choć nie brak homofobów, osoby homoseksualne mają gwarancje równych praw obywatelskich, włącznie z prawem do małżeństwa i adopcją dzieci. To zasługa także Harvey Milka. Zapłacił za to cenę najwyższą. Teraz jednak homofob tam raczej nie zrobi kariery. I nie zmieni tego ani Trump, ani powiązane wysiłki Ordo Iuris, katolickich i islamskich fundamentalistów. Tam marzący o polityce Jan Kanthak nie mógłby wskakiwać do rządu i parlamentu lansując się atakami na gejów, lesbijki i osoby transgenderowe.


ZOBACZ TAKŻE: Wolne Sądy o prawach, które mamy, gdy zatrzymuje nas policja


Czułam wstyd i zażenowanie słuchając jak Jan Kanthak ośmiesza się opowiadając o „ideologii LGBT”. Problem w tym, że Jan Kanthak mówiąc uprawia także politykę. Narzuca ton. Wpływa na społeczne nastroje. Wyznacza kręgi przyzwoleń, także na bezkarność i bandytów i policji. Skutkiem tak prowadzonej polityki jest zagarnięcie sfery wolności przez osiłków z różańcem na ręku i krzyżem na piersi. Skutkiem są pobite dzieci, napadnięte kobiety, zdemolowane stoiska i zastraszeni rodzice. Kraj zaszczutych młodych ludzi, którzy ucieczkę przed prześladowaniami znajdują w samobójstwach.

Nie taki scenariusz tworzyliśmy, gdy Jan Kanthak się jeszcze nie urodził i gdy był bardzo mały. Byliśmy radosnym krajem odzyskanej autonomii, a nagle za sprawą rządzących musimy współczuć tak wielu, że przytrafiło im się urodzić w Polsce. Dominik Szymański z Bieżunia, Kacper Zasada z Gorczyna, Michał Demski, Milo Mazurkiewicz – żyliby, mieliby szacunek i szanse, gdyby nie urodzili się w Polsce, lecz w Norwegii, Danii, Finlandii, Szwecji, Francji, Irlandii, Austrii, Wielkiej Brytanii, Niemczech.

U nas ofiarowano im pogardę prezydenta, premiera i zwykłego posła, z ołtarza rzucone przez purpurata słowa o zarazie, nurt Wisły i sznur.


Byliśmy miłym krajem z Wałęsą, Janem Pawłem II, Szymborską i Miłoszem, staliśmy się zbrunatniałą, prymitywną, tępą, hajlująca krainą, z ciągotami do kolejnych pogromów. Wciąż niedojrzali, by spojrzeć w przeszłość i przyznać, że nie tylko byliśmy ofiarami, ale i po wielokroć mordercami ofiar, sąsiadów, rabusiami ich nadziei i ich dóbr, z czkawką z przeszłości brniemy w kolejne zagrożenie zbrodnią.

Czy to wszystko wina Jana Kanthaka? Nie tylko jego, ale niestety również jego. Lawina przyzwolenia na nienawiść i przemoc wobec ludzi nie cis i nieheteronormatywnych i każdego, kto nosi tęczowe kolory ruszyła. Odpowiedzialność za nią ponoszą politycy – ci z władzą państwową i ci z władzą ołtarza.

Kanthak niezdolny do konkretów opowiada, że „cała ideologia LGBT jest oparta na trzech rewolucjach: obyczajowej, społecznej, kulturowej. I te założenia nie są przez Zjednoczoną Prawicę popierane”. Rasizm i homofobia nie spadają z nieba, rodzą się z postaw i słów. Z postaw i słów, które są udziałem także Kanthaka.

Gdyby Kanthak urodził się w Norwegii, Szwecji czy Francji, w Niemczech, Holandii, Danii czy w Hiszpanii wiedziałby, że są następujące orientacje seksualne: heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, aseksualna. Choć różnoliczne, są równoważne. Jan Kanthak, bez względu na to, gdzie się urodził, mieszka w Polsce i też już ma obowiązek to wiedzieć. Tam jednak rozumiałby, że nie zrobi kariery na szczuciu ludzi z powodu ich nieheteronormatywności, że to go z polityki wyklucza. Dyskredytuje. Że hańbi i siebie, i nas. Dlaczego? Bo łamie prawo, kto zamierza się na Konstytucję. Ta gwarantuje każdemu równość wobec prawa i zakaz dyskryminacji z racji posiadanej identyfikacji płciowej, orientacji psychoseksualnej, rasy, koloru skóry czy pochodzenia. I mądry polityk powinien wiedzieć, że jego zadaniem jest eliminacja trwającej dekady nierówności i traktowania w pogardzie praw osób nie cis i nieheteronormatywnych. Tego wymaga i Konstytucja i prawość. Teksty, że to może zaszkodzić rodzinie lub męskości obrażają i rodzinę, i męskość.


PRZECZYTAJ TAKŻE: – Martwi sojusznicy są zawsze po naszej stronie


Gdyby Kanthak był moim synem lub wnukiem pewnie gdzieś po drodze przeczytałabym mu książkę dla dzieci Roba Sandersa, ilustrowaną przez Stevena Salerno, o tym „Panu Milku”, o którym napominał, znów nie do końca wiedząc, o czym mówi.

Nigdy nie jest za późno. Jan Kanthak może jeszcze długo czerpać z naszych ciężko zapracowanych podatków i długo rozpierać się na rządowych posadkach, nigdy nie będzie jednak wielkim politykiem. Brak mu do tego moralnych kompetencji. Może jednak nadrobić z wiedzą. Po to, by poczuć się dobrze z tym kim i jaki jest. Ma do tego prawo, jak każdy. I tak łatwo to osiągnąć. Wystarczy poczytać. Ta książka dla małych dzieci, która uczy o wartościach konstytucyjnych jest równie dobra dla każdego z nas; także dla dużego Jana Kanthaka. Nosi tytuł „Pride. The Story of Harvey Milk and the Rainbow Flag” (Duma. Historia Harveya Milka i tęczowej flagi)

Harvey Milk (1930-1978) był zwykłym człowiekiem, którego stać było na niezwykłe marzenie. Myślał o tym, że ludzie mają prawo do nadziei na lepsze jutro, lepszy świat. Jego marzenie zmieniło bieg historii. Harvey Milk miał odwagę marzyć, by wszyscy, także geje i lesbijki byli traktowani równo, mieli te same prawa, także by kochać i żyć z tymi, których kochają. Głośno o tym mówił, choć nie wszystkim się to podobało i ci jak zwykle zasłaniali się przy tym Bogiem, choć istota Boska wyraźnie sobie tego nie życzyła i nie życzy.

Harvey Milk, pomimo kłód rzucanych mu pod nogi nie zamierzał się poddawać. Wiedział, że najlepszą drogą do tego, by zmienić prawo było stworzenie takiego, które dyskryminację usuwa. Ludzie przyssani do władzy niechętnie oglądają się na prawa i interesy innych. Harvey Milk wiedział, że potrzebny jest ruch, nacisk, który zmiany na gnuśnych i zadowolonych z hierarchicznych różnic wymusi. Organizował więc marsze, aby zaprotestować przeciwko nierównościom i niesprawiedliwemu prawu. Rozumiał też, że potrzebny jest symbol. Symbol, który pokazuje kim są i jak się czują ludzie dążący do usunięcia pogardliwych różnic i odczłowieczania z powodu tego, co naturalne – orientacji psychoseksualnej. W końcu nie tak dawno, bo dopiero w 1967 roku zapadł wyrok w Sądzie Najwyższym w Stanach Zjednoczonych Loving przeciwko Virginii, 388 US 1 (1967) znoszący zakaz małżeństw międzyrasowych. Nie słychać tymczasem u nas, by Jan Kanthak protestował przeciwko, nie mieszczącym się w cywilizowanym kanonie postaw, jawnie rasistowskich stwierdzeń Kai Godek, z którą jego formacja blisko współpracuje. Po politykach spodziewałabym się ostrej reakcji, sprzeciwu wobec różnicowania wartości ludzi ze względu na kolor skóry czy orientację psychoseksualną.

W 1967 roku, w Stanach, w San Francisko Harvey Milk nie miał wątpliwości – segregacja i dyskryminacja rasowa, jest tak samo jak segregacja i dyskryminacja z powodu orientacji nieheteroseksualnej „raté” (żeby nie powiedzieć „pojebana”, bo to wulgarne słowo), niestosowna, żałosna.

Harvey znał artystę, który mógł mu pomóc. Był nim Gilbert Baker. Harvey zapytał go jaki symbol najlepiej oddawałby ducha ich działaniom na rzecz godności, człowieczeństwa, równości ludzi LGBTAQINBF+ Gilbert powiedział – potrzebujemy flagi. Znaleźli się ochotnicy, którzy pomogli Gilbertowi stworzyć flagę składającą się z ośmiu kolorów. Zatrzepotała dumnie po raz pierwszy 25 czerwca 1978 roku. Niosła jasny przekaz – prawa zdobywają tylko ci, których głos jest słyszalny.

Harvey Milk prosił tylko o to, by ludzie byli traktowani równo. Chciał być traktowany jak każdy inny. Prosił, by mógł żyć i kochać tak jak czuł. Miał nadzieje, że marsze, które organizował przyniosą zmianę. Harvey Milk był dumny z siebie i dumny z flagi. My tymczasem z ambon, ław rządowych i z sejmowych trybun rabujemy osoby nie cis i nieheteronormatywne nie tylko z godności, prawa do miłości, rodziny, także z pieniędzy, oszczędności i szans życiowych.

27 listopada 1978 Harvey Milk i burmistrz San Francisco George Moscone zostali zamordowani przez jednego z tych, co nosząc różaniec na pięści roszczą sobie prawo do wypełniania słów polityków mówiących o ludziach jako o zwalczaniu szkodliwej ideologii LGBT, o ludziach jako o zarazie. Morderca Harveya Milka był posłańcem polityków karierę robiących na szerzeniu ciemnoty, wzbudzaniu podziałów i nienawiści. 

Słowa nawołujące do wrogości są czynami, zamieniają się w kule, które trafiają w serce i odbierają życie. Harvey Milk mógł żyć. Odebrano mu to, co ma się tylko raz i co niepowtarzalne. Nie odebrano mu marzeń. Te się spełniły. Ludzie, także homoseksualni, biseksualni, aseksualni są w rządzie, w wojsku, w policji, wśród lekarzy, pilotów, nauczycielek, aktorów, baletnic, rolników, sołtysek, pielęgniarek, zakonnic, przedszkolanków, strażników więziennych, księży, sprzedawców w sklepie, rysowników, architektów, murarzy i grabarzy.

Mniejszościowe orientacje psychoseksualne: biseksualna, homoseksualna i aseksualna, są zaledwie mniejszościowe, ale równoważne z orientacją heteroseksualną. Zrozumienie tego też zawdzięczamy działalności Harveya Milka. Można być politykiem jak Harvey Milk, który został radnym miasta, i czynić dobro. W tych krajach, w których jest to zrozumiałe parady równości są nie tylko na pamiątkę walki o równe prawa. Są symbolicznym potwierdzeniem wartości równości ludzi jaką niesie dziś z sobą tęczowa flaga. W 1994 roku Gilbert Blake zaprojektował flagę raz jeszcze. Tym razem była w sześciu kolorach i miała milę długości (1609 m.). Ciągnęła się ulicami Nowego Jorku niesiona wspólnie przez wszystkich bez względu na płeć, profesję i orientację. Tak będzie i w Polsce. Tak może się zdarzyć jeszcze za mojego życia i zanim Jan Kanthak się zestarzeje.

Czas więc odstąpić od polityki pogardy i nienawiści i zrozumieć to, o co chodziło Harveyowi Milkowi. Orientacja psychoseksualna jest. Każda jedna jest równie dobra. Miarą męskości nie jest heteroseksualizm, lecz prawość, a ta wyraża się w poszanowaniu godności każdego człowieka i niedyskryminacji. 

Monika Płatek

fot. Pixabay

O autorze

2 thoughts on “Harvey Milk, tęcza i sklep mięsny w San Francisco

  1. Moim zdaniem orientacja seksualna jest tylko jedna. Czasem bywają dezorientacje seksualne, i ludziom nimi dotkniętymi należy się współczucie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »