Żołnierzy Wyklętych ci u nas dostatek

Wnętrze muzeum przy ul Rakowieckiej w Warszawie
Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, fot, Wikimedia

Muzeum Żołnierzy Wyklętych – obecnie w budowie na terenie byłego więzienia na Rakowieckiej – ma budżet w wysokości 700 milionów złotych. Dużo. Planowano 300,  ale to było za mało i  wyszło jak wyszło

Dla mojego rządu to co prawda niezbyt dużo, bo tyle naliczają mu się kar za 12 dni działalności kopalni w Turowie i Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym. Dla mnie 700 milionów to bardzo dużo – jakieś 10 najdroższych w świecie terapii genowych dla dzieci poniżej 2 roku życia umierających na rdzeniowy zanik mięśni.

Gwałtowny wzrost kosztów budowy Muzeum Żołnierzy Wyklętych jest niechybnie związany z koniecznością rozbudowania tego muzeum o część, której początkowo nie brano pod uwagę. Pierwotna wersja nie uwzględniała bowiem tego, że po 1989 roku liczba Żołnierzy Wyklętych gwałtownie wzrosła, a po 2015 roku po prostu zalewają nam przestrzeń społeczną i polityczną.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Wojnę wygramy, bo w naszym arsenale jest racja moralna

Batalion albo jakaś inna jednostka bojowa tych żołnierzy broni się dzielnie od 5 lat w Kościele Katolickim. Są oni tam na co dzień, ale już szczególnie w czasie świąt prześladowani i nękani przez rozszalałych ateistów i bojówki LGBTQ+, które oblegają kościoły i poprzez swoją agresywną obecność doprowadziły do tego, że katolicy przestają chodzić do kościoła, bo się pewno boją. Jedni boją się agresji wiadomych sił, a inni tego, że siedząc w ławach kościelnych sami zostaną wzięci za owe siły.

Kolejnym, o wiele liczniejszym, oddziałem Żołnierzy Wyklętych są osoby związane z PiS-em i partiami koalicyjnymi. W wyniku śmiałego ataku od 2015 roku udało im się opanować przyczółki w zarządach, spółkach, radach nadzorczych i redakcjach mediów narodowych. Muszą  jednak być czujni i gotowi  na zaciekłą obronę: honoru i swoich posad.

Zarzuty jakie często wobec nich padają, że robią to za pieniądze (spore) i dla tych pieniędzy – są bezpodstawne i szkalujące. Oczywiście biorą oni wynagrodzenie, bo tak każe prawo, ale trwają tam dla dobra Polski i dlatego, że tak nakazuje im sumienie i patriotyzm.

PRZECZYTAJ TAKŻE:  Dylematy po decyzji Trybunału

Kolejnym, może nie najbardziej licznym, ale niewątpliwie najbardziej liczącym się, kadrowym oddziałem Żołnierzy Wyklętych –  jest nasz rząd. Tak, proszę się nie dziwić i nie wydziwiać. Cały nasz rząd walczy. A to z: pseudo-elitami, komunistami i postkomunistami, agentami Unii i mitycznym, chociaż podobno rzeczywiście żyjącym – wcieleniem zła: Winatuskiem.

W przypadku naszego rządu sytuacja jest zresztą szczególnie skomplikowana i złożona. Na szczęście są tam osoby zaprawione w walkach już od najmłodszych lat i dlatego dają radę.

Twierdzenie, że walczyli oni w zwartych oddziałach już w żłobku, jest oczywistą przesadą. Jednak niewątpliwie można mówić o wprawdzie nielicznych, ale doświadczonych bojownikach terminujących w przedszkolu i w klasach początkowych szkoły. Na przedstawicielach naszego rządu spoczywa też dodatkowy ciężar angażowania się na wszystkich frontach, gdzie idzie o interes Polski. Oczywiście tej prawdziwej Polski, bo przecież nie wszystko jest warte przelanego w walce atramentu i przesypanego tuszu.

Mamy tam więc zarówno dzielnych kamikadze, rzucających się z pogardą dla śmierci w oczach na Brukselę, Strasburg, Luksemburg, gotowych burzyć do samych fundamentów, jak i pełnych poświęcenia harcowników przyjmujących wyzwania najtęższych europejskich głów, a także prawników, aby w brawurowym pojedynku na argumenty udowodnić im, że tamci nie wiedzą co to europejskie, a my tak. Bo przecież Polska leży w Europie, a więc to co polskie jest europejskie z definicji. O pełnym sukcesie póki co nie można mówić, ale widać już zarysy zwycięstwa.



Są wreszcie także w naszym rządzie najprawdziwsi z prawdziwych Europejczyków, którzy gotowi są bronić Unii Europejskiej przed nią samą i wbrew niej samej. Ponieważ jest to praca godna Herkulesa,   wymaga ona nie tylko poświęcenia, ale jest także bardzo kosztowna. Nasi są gotowi zrobić to nie licząc się z kosztami, za unijne pieniądze.

Niestety, Unia Europejska jest obecnie na takim etapie świadomości, że nie widzi w nich jedynych i prawdziwych obrońców jej samej, ale autorytarnych psuczy i szkodników, którzy próbują wykorzystać  wszystko to, co nie mieści się w unijnej głowie. Oni nie wiedzą, że tak można, choć my to mamy na co dzień.

Muzeum Żołnierzy Wyklętych będzie miejscem, gdzie będzie można tych wszystkich Niezłomnych, Niezależnych, Niezaszczepionych pokazać światu i osobom poskojęzycznym, tak aby dotarło do każdego. Wtedy to będziemy mogli zapraszać na rozmowy i negocjację eurobiurokratów i innych takich, co to nas nie rozumieją. I to oni, po obowiązkowym obejrzeniu Muzeum Żołnierzy Wyklętych, będą nas na kolanach prosić abyśmy brali dotacje i bronili Unię Europejską przed nią samą. 

To wszystko pod jednym warunkiem, że nasz rząd będzie miał w sobie tyle wewnętrznej siły, aby dla dobra Unii walczyć o to, abyśmy w tej Unii zostali. Bo jak determinacji nie starczy, to weźmiemy swoje zabawki i wyjdziemy. Jeżeli uda nam się uzyskać dotację unijną na Muzeum Żołnierzy Wyklętych, to po rozliczeniu dotacji, a jak nie dostaniemy ani grosza, to jeszcze przed rozpoczęciem przebudowy więzienia na Rakowieckiej. 

Chociaż wtedy to będzie się trzeba liczyć z tym, że oczywiście tylko tymczasowo, kilka dodatkowych cel to się jednak przyda.

fot. Wikimedia

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »