Z przykrością i niechętnie o tym piszę, ale chyba trzeba. Wszystko wskazuje na to, że bierzemy udział w tak zaawansowanym marnotrawieniu historycznej szansy włączenia się Polski w krwioobieg zachodniej, europejskiej cywilizacji, że zostaną nam tylko wspomnienia „dobrych dni” i perspektywa staczania się w coraz większą zależność i odruchy kosztownego buntu
Roztrwoniliśmy rodzącą się samodzielności Polek i Polaków, wyrwanie się z podporządkowania i znalezienia swojego miejsca w Europie. Teraz właściwie nic już od nas nie zależy. Sprawy dzieją się „ponad/poza nami”, cokolwiek sprawcy tego nieszczęścia o tym nie sądzą i opowiadają zmanipulowanej, cieszącej się nie wiadomo z czego, ale wystarczającej, by utrzymali władzę, części ludności.
Nie pierwszy raz to się dzieje, ale teraz doświadczamy tego bezpośrednio, krok po kroku, na własnej skórze i w swoich życiorysach. Widzimy też, że tę krzywdę robimy sami sobie. Płynie ona z lęku, resentymentów, kompleksów, braku kompetencji do wolności. Trudno znaleźć wszystkie źródła, woda jest mętna, ale fakt pozostaje faktem. Odwróciliśmy się plecami do Zachodu i Zachód to widzi i rozumie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Co robią, gdy chrustu nie ma…
Tak rozumiem politykę Komisji Europejskiej wobec Polski, politykę Francji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych. Ich stosunek do przestrzegania przez polskie władze praworządności, wzajemne stosunki dyplomatyczne, poziom osobistych relacji a właściwie ich brak i panująca fatalna opinia publiczna, którą cieszą się polskie władze na zachodzie. Machnęli na nas ręką i w ogóle temu się nie dziwię, bo to jedynie jest odpowiedź na sygnały płynące z Polski. Wszystko inne to racjonalizacja przez pragmatyczny zachód aktualnej sytuacji. Odpowiedzialnym partnerem, podmiotem wspólnoty, niestety, już przestaliśmy być, sami wychodząc z salonu obrażając spotkanych po drodze. Pisałem o tym może nie tak wprost ale za to bardziej szczegółowo TUTAJ.
Nie wierzę w demokratyczne i uczciwe wybory w Polsce. Nie wierzę też w możliwość skutecznego odwrócenia tej sytuacji. Jesteśmy niestety zbiorowo i indywidualnie zbyt głupi i zbyt leniwi, by tak się stało. Deficyty racjonalności, kapitału kulturowego są tak wielkie, a egoizm i niezdolność do wspólnego, opartego na elementarnym szacunku i zaufaniu działania tak rozpowszechnione, że pozostają nam jedynie różne formy poddaństwa. Widzimy to na każdym kroku. W domach, pracy, na ulicy, w sferze publicznej. Regionalnie sytuuje nas to w obrębie wschodu, w naszym przypadku Rosji, która te „zbiorowe deficyty” skutecznie wykorzystała i wykorzystuje.
Współorganizowała i wspierała i wspiera antyeuropejskie i antyliberalne środowiska populistów i nacjonalistów z ich lokalnymi, zapatrzonymi w siebie „fuhrerkami”, którzy przejąwszy władzę zdemolowali budowane demokratyczne państwo, odebrali głos i wpływ na bieg zdarzeń całej reszcie, a szkalując ich, obrażając, budząc do nich nienawiść skutecznie budują poparcie dla siebie. Wrogiem są inni. W wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym. Choć są to proste do bólu i znane powszechnie schematy propagandy niezmiennie odurzają masy i bywają skuteczne. Putin i Kaczyński o tym doskonale wiedzą. Kłamstwo i kategoria wroga to są ich podstawowe narzędzia. Jeden i drugi mają wiernych słuchaczy/wyznawców.
Celem Rosji jest odbudowa imperium. Celem Kaczyńskiego jest utrzymanie władzy i postawienie „na swoim” za wszelką cenę. Na tym etapie są to cele wspólne, choć jesteśmy po dwóch stronach barykady, bo dla władzy Kaczyńskiego i celów Putina wróg i konkurent jest wspólny – Zjednoczona, liberalna Europa, u podstaw której jest współpraca społeczeństw i państw, podmiotowość jednostki, szacunek i przestrzeganie praw i wolności obywateli, demokratyczna sukcesja władzy, czyli antyteza nacjonalizmu i imperializmu. Nie da się tego pogodzić z wyobrażeniem o władzy, polityce i sobie jakie mają Putin i Kaczyński. Oni „pasują” do siebie bardziej niż to się na pozór wydaje, zresztą wpływ „na sukcesy” i działania PiS-u jakie miała i ma Rosja są obszernie opisane i zdiagnozowane. Nie lubimy o tym mówić i pisać a przede wszystkim nie potrafimy z tym sobie poradzić ale takie właśnie są realia.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Łamanie praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej musi się skończyć. List otwarty
Ostatnie wydarzenia dowodzą, że po trzydziestu latach od ogłoszonego schyłku „zimnej wojny”, po okresie przygotowań, „rozpoznać bojem”, Rosja przeszła do etapu otwartego realizowania swoich imperialnych planów. Pierwszym celem odbudowy/poszerzenia imperium jest Ukraina. Ukraina, budząc podziw i zaskoczenie w świecie, wyjątkowo dzielnie się broni. Zatrzymała i odrzuciła atak Rosji na swoją stolicę, wielkim wysiłkiem broni swoich wschodnich obwodów. Zachód, USA, Unia Europejska jej pomaga, dostarcza broń, pieniądze, wykorzystuje środki polityczne i sankcje gospodarcze, by zatrzymać agresję Rosji. Polska jest w awangardzie tych działań, ale wszyscy wiedzą, Rosja, Stany, Unia Europejska, i my tutaj, że z drugiej strony Polska Kaczyńskiego jest miękkim podbrzuszem Europy, że tak naprawdę to raczej „bliżej jej” do autorytarnej Rosji niż do „liberalnej, zjednoczonej Europy”. Znając historię i rozumiejąc procesy wiemy, że to dopiero początek…
Przez 7 lat Kaczyński zdewastował wytrwale budowaną pozycję i relacje Polski z Unią Europejską, Niemcami, Francją i innymi krajami Unii sprzed rozszerzenia z 2004 roku; Dania, Holandia, kraje skandynawskie przede wszystkim. Już nie jesteśmy „liderem zjednoczenia” a odwrotnie, my i cały region jesteśmy powodem nieustannych kłopotów i konfliktów. Mało tego… budzimy zagrożenie, bo oficjalnie i nieoficjalnie wspieramy i uczestniczymy w prorosyjskiej międzynarodówce nacjonalistycznych, europejskich faszyzujących ugrupowań antyunijnych. To i uwielbienie do Trumpa traktowanego jako realne zagrożenie dla ustroju USA również zamieszanego w prorosyjskie działania z pewnością na długo pozostanie w pamięci Amerykanów podobnie, jak wiele innych „błędów” gorszych niż głupota. 7 lat to długo, wystarczająco długo, by roztrwonić kapitał zaufania, podziwu i nadziei…
Antydemokratyczna, nieszanująca prawa, „cwaniacka” i „prostacka” twarz Polski Kaczyńskiego jest nadto wyrazista, by nie wiedzieć z kim i z czym ma się do czynienia a wysokie poparcia, którym się cieszy w Polsce oraz bezradność obywateli i oponentów politycznych wobec niekonstytucyjnych, bezprawnych działań władzy, skali jej nieprawości i braku kompetencji wymuszają wręcz traktowanie Polski jako „niepewnego ogniwa”, zarzewia kłopotów, czy nawet nacji niezdolnej do efektywnej współpracy czyli w efekcie do samostanowienia. Póki co, jak często z powodu naszego położenia geograficznego jesteśmy państwem frontowym NATO, ale coraz bardziej bezwolnym, słabym, mniej znaczącym i niegodnym zaufania. Na własną prośbę i zgubę. Widocznie tacy jesteśmy.
- Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog