The time is out of joint: O cursed spite
William Shakespeare, Hamlet
That ever I was born to set it right
Debata o wspólnej liście odbyła się 27 listopada w lokalu o znamiennej nazwie „Marzyciele i Rzemieślnicy”. Uczestników, balansujących między marzycielstwem a rzemiosłem, połączyło przekonanie, że „Czas wypadł z ram” i że propozycje niesztampowe, wbrew stereotypom, przełamujące impossybilizm utartych zwyczajów polskiej raczkującej demokracji są teraz niezbędne, by poradzić sobie z zapaścią cywilizacyjną jaką zafundowały nam rządy Zjednoczonej Prawicy
Padło wiele ocen/argumentów/propozycji. Spróbujemy je uszeregować, posługując się cytatami z przysłanych tekstów i spisanymi wypowiedziami, skupiając się na odpowiedziach na postawione w debacie pytania: Jeśli wspólna lista to jaka i jak ją uwiarygodnić w oczach wyborców? Precyzujemy zaproponowane cele, konieczne sposoby i działania, które zdaniem uczestników można i należałoby podjąć.
Przebieg debaty: TUTAJ
Wystąpienia złożone przed debatą – TUTAJ
W czwartek opublikowaliśmy propozycje dotyczące konstrukcji wspólnej listy i wiarygodności list. Dzisiaj o tym jak wyłonić kandydatów pozapartyjnych i umieszczać ich na wspólnej liście?
Jak wyłonić kandydatów pozapartyjnych i umieszczać ich na wspólnej liście?
Jak do tego doprowadzić, by głosujący otrzymali nową możliwość, głosowania na osoby spoza partyjnego repertuaru? Jednym z wariantów byłoby stworzenie ruchu społecznego, który by zaproponował własną reprezentację, lecz na to wydaje się być za mało czasu: Wojciech Kostka: – Na niecały rok przed wyborami niemożliwe jest stworzenie jakiegokolwiek ruchu obywatelskiego, który byłby w stanie wystawić listę będącą w stanie konkurować z listami partyjnymi. Taka idea była już kilka razy podnoszona i za każdym razem ginęła w mrokach historii w zderzeniu z realiami realnej walki o władzę. Partie polityczne udowodniły już wielokrotnie, że ich efektywność w tym zakresie przewyższa wszelkie inne struktury, które chciałyby w tej walce wziąć udział. Skoro jednak nie można ich zmusić do oddania części miejsca na scenie politycznej to może dałoby się je przynajmniej namówić do współpracy?
Pozostają negocjacje z istniejącymi partiami politycznymi lub, jak chcieli niektórzy mówcy, start aktywistów z list partyjnych ustalanych w przyjęty sposób, lub zapisywanie się aktywistów do partii.
Jakub Kocjan: Odpowiedzialność znaczy też, że ruchom obywatelskim nie wolno wystartować przeciw partiom politycznym. Partie polityczne mają swoje interesy i my to akceptujemy. Nie działamy przeciw nim i nie wzywamy naiwnie, aby w imię wartości o nich zapomniały, a próbujemy ustawić wektory tych celów w jedną stronę. Cokolwiek nie myślimy o liderach i partiach nie możemy wystąpić przeciw nim. Musimy zaakceptować, że mają swoje cele, a nasza rolą jest skierować wektory w jedną stronę. Odważmy się, wreszcie, sami startować, wzbogacić listy wyborcze – miejmy nadzieję, że jedną, ale jeżeli to nam się nie uda, to różne. Odważyć się myśleć, że nie musi być wspólnej listy. Aktywiści powinni startować z list partyjnych. Nie obrażajmy się na rzeczywistość i startujmy, a przede wszystkim nie niszczmy tych, którzy się zdecydują. Każda taka osoba w Sejmie to duża wartość.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Odbudowa polskiej demokracji analizy, szanse i recepty- relacja z debaty o wspólnej liście opozycji. Cz. 1
Iwona Wyszogrodzka: – Partie to przedsiębiorstwa, żeby je zmusić trzeba się zapisać do partii. Masowo się zapisywać. Wszyscy sparzyli się na prawyborach. Koalicja węgierska przegrała, bo Orban uruchomił transfery socjalne, zamrożenie cen; koalicja trwała za długo, ponad rok i zdążyła się pokłócić. Rok to za długo.
Niektórzy pamiętają może, że pomysł zapisywania się do PZPR by zmieniać tę partię od środka, okazywał się bez wyjątku mało skuteczny. „Wartość dodana” kandydatów pozapartyjnych polega właśnie na ich dystansie do kontestowanych partii politycznych. Należy raczej wymyślić sposób pojawiania się tych kandydatur na listach jak najmniej kolidujący z interesami partii. Takim pomysłem jest wystawianie kandydatów obywatelskich w okręgach, w których jakkolwiek kandydatura partii opozycyjnych jest z góry skazana na porażkę: Kuba Wygnański: – Pole gry, które pozostaje, dotyczy zatem tych okręgów wyborczych, w których partie opozycji nie mają szans i w których kandydatki i kandydatów, owszem, wystawiano, niespecjalnie w nich jednak inwestując. Badania pokażą mapę. Opisywana propozycja dotyczy przede wszystkim terytorium, na którym opozycja ma żadne lub niewielkie szanse. (Partie opozycyjne)…staną więc przed pytaniem, czy i w kogo inwestować na nieznanym i często wrogim terytorium, na którym żyją lwy – Ubi Leones jak to mówili Rzymianie. Wtedy może po prostu wezmą propozycję, która leży na stole.
Prosta kooptacja kandydatów obywatelskich na listy partyjne może nie być wystarczająca, by uzyskać pożądany efekt zwiększenia partycypacji. Stąd pomysł ruchu społecznego powołanego do organizacji wspólnej listy na zasadach demokratycznych we współpracy aktywistów, samorządowców i partii politycznych: Wojciech Kostka: – 40-latkowie są poza podziałem PiS-PO i trzeba ich z powrotem przyciągnąć. Drogą jest społeczeństwo obywatelskie. Przykład Rudy Śląskiej, gdzie polityka nie może się obyć bez działaczy samorządowych i aktywistów. Podpisy na listach jest łatwiej uzyskać dla kandydatów pozapartyjnych. Partie lokalnie skupiają się na walkach między partyjnych. Należy postawić na kandydatów obywatelskich by umożliwić oddanie głosu osobom nie ufającym partiom politycznych a chcącym uczestniczyć w głosowaniu. Jak przekonać liderów żeby się otworzyli na taką możliwość.
Warunkiem wiarygodności kandydatów, również, ale nie tylko pozapartyjnych, wydaje się być demokratyczna procedura wypełniania list kandydatów: Wojciech Kinasiewicz: – O wspólną listę dająca szansę na takie poparcie apelujemy. Chcemy Polski demokratycznej chcemy demokrację wykuwać, a nie o niej mówić, więc jeśli zderzymy z jednej strony plebiscyt, a z drugiej demokrację, to tę demokrację możemy zastosować przed plebiscytem, po to by zbudować szerokie poparcie dla wspólnego frontu w imię budowy nowej demokratycznej Polski. Żaden kontrakt z partiami nie doprowadzi do tego, nie chodzi o to by kilku aktywistów znalazło się w polskim Sejmie.
Paweł Kasprzak: – Do wyborów powinien pójść ponadpartyjny ruch społeczny, żadna partyjna koalicja przy wielokrotnie mierzonym w badaniach braku zaufania do partii nie będzie w stanie zdobyć niezbędnie potrzebnego poparcia. Wspólni kandydaci nie mogą być po prostu wskazani przez wyborcze sztaby, ale wyłonieni po spełnieniu minimalnych warunków przyzwoitej demokracji – po debatach oraz wysłuchaniach publicznych i po jakkolwiek wyrażonej woli wyborców.
Na przykład drogą prawyborów: Kasprzak: – Prawybory nie są przeciw partiom, nie z perspektywy wspólnego programu który trzeba ustalić, lecz dlatego że organizując prawybory można tych wyborców przyciągnąć więcej. Dogadanie się liderów czterech partii w kwestii wspólnej listy jest nierealne, potrzebny jest nacisk. Stąd idea by zacząć od Senatu, bo tam jest konsensus, że chcemy jednego kandydata. Pytanie zasadne demokraty wydaje się „Kto wskaże tego kandydata?” proponujemy procedurę demokratyczną.
Partie mogą to jednak widzieć inaczej: Marcin Święcicki: – Postulat typowania kandydatów przez „reprezentatywny panel obywateli” w państwie liczącym blisko 30 mln wyborców nie wydaje mi się realny. Kto by wybierał taki panel, aby partie polityczne, które uzyskują poparcie wielu milionów obywateli, zechciały przekazać mu swoje prawo do nominowania kandydatów? Natomiast wydaje mi się, że ruchy obywatelskie mogłyby się zjednoczyć i wynegocjować z liderami partyjnymi zasadę, że ruchy obsadzą w każdym okręgu jedno, np. 5 miejsce na liście. Ruchy mogłyby zrobić swoje prawybory, aby wybrać swoich kandydatów/kandydatki. Byłby to sprawdzian możliwości pozapartyjnego mechanizmu wyłaniania kandydatów, sposób na mobilizację dodatkowego elektoratu, szansa na znalezienie się w sejmie pozapartyjnych działaczy, nawet czterdziestu jeden…. sympatyzuję z wysłuchaniami, ale członkowie partii ciężko pracują np. w parlamencie, i raptem tym wszystkim partiom powiemy, że obywatele Was nie chcą, 70% nie popiera partii, to my Wam zrobimy panel, wynajmiemy Łętowską i Hausnera i oni Was zweryfikują, kto ma iść na jedynki, a kto ma nie iść. To jest nierealistyczne. Łatwiej przekonać liderów partii że mogą zyskać, gdy wpuszczą na wspólną listę trochę świeżej krwi, trochę ludzi wybranych w takich panelach. Stąd propozycja kontraktu dla kandydatów obywatelskich, których wybierzemy w procedurach demokratycznych, np. tam gdzie dominuje pis. To co jest realistyczne tłumaczyć partiom, że to się opłaca, przyciągając nowych wyborców. Radykalne postulaty weryfikacji przez panele wszystkich kandydatów są nierealistyczne.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Odbudowa polskiej demokracji analizy, szanse i recepty – relacja z debaty o wspólnej liście opozycji. Odc. 2
Należy zauważyć, że obywatele utrzymujący partie z własnych podatków mają prawo prowadzić rozmowy kwalifikacyjne poprzedzające nominacją kandydatów, bo są ich pracodawcami. Jest istotne by stworzyć taka platformę rozmowy o Polsce w toku kampanii przedwyborczej, by kandydaci nie mogli unikać odpowiedzi na trudne pytania, zadawane przez ekspertów, aktywistów bądź dziennikarzy. Aby jednak doprowadzić do takich niechcianych rozmów potrzebna jest instytucjonalizacja aktywności obywatelskiej, na przykład w formie komitetów wyborców: Seweryn Chwałek: – Potrzeba podjęcia debaty i wymuszania udziału w nich polityków przez komitety obywateli. Niezbędne jest też ujawnienie już teraz kandydatów, by było dość czasu na taką rozmowę: Paweł Kasprzak: – Aby po wyborach większość prodemokratyczna utrzymała poparcie społeczne konieczne jest by obywatele widzieli, że w Sejmie nie jest tylko emanacja większości ale też reprezentacja rządzonych, inaczej ten Sejm nie wytrzyma następnej populistycznej ofensywy. Zaproponowaliśmy wysłuchania publiczne kandydatów do Senatu, bo np. we Wrocławiu nie ma konsensusu między partiami kto powinien być jedynką, i czy partie zechcą pokazać swoje kandydatury. ORP proponują wskazać „jedynki” obywatelskie i wezwać do debaty kandydatów KO jako jedynej partii, która chce wspólnej listy. Jedynym warunkiem jest demokratyczna procedura oceny efektu tej debaty, tj. wyboru właściwego kandydata. Wysłuchania przed panelem eksperckim, jako podstawowe narzędzie wyłaniania kandydatów, w udziałem np. p prof. Łętowskiej, prof. Hausnera. Takie zaproszenia trudno ignorować. Potrzeba komitetu obywatelskiego, z udziałem niezależnych od partii niekwestionowanych autorytetów, który by takie wysłuchania organizował… (Niezbędne jest)… powołanie sieci obywatelskich komitetów wyborczych, które zapowiedzą wystawienie w wyborach wspólnych kandydatów i rozpoczną ich aktywne poszukiwanie w wielu zróżnicowanych środowiskach.
Paweł Kasprzak: – Kandydaci partyjni i niepartyjni powinni się poddać weryfikacji obywatelskiej. Trzeba założyć komitety obywatelskie by wymusić proces demokratycznego wyłaniania wspólnych kandydatów do Senatu. Jedynym ruchem jaki jest do zrobienia jest zwrócenie się do KO z apelem: zróbmy wysłuchania naszych i waszych kandydatów, przed ekspertami, w dowolny sposób ocenianych w demokratycznej procedurze. Jeśli to się uda przyciągnie inne partii bo brak udziału będzie znaczyć marginalizację i pójście pod próg.
Wojciech Kinasiewicz: – Za tą jedną listą powinien stać szeroki ruch społeczny w biernym i czynnym aspekcie. Sami tego nie zrobimy. Moje wezwanie nie jest do partii tylko do współobywatelek i współobywateli w całej Polsce. Trzeba przestać debatować a zacząć działać. Aby z partiami rozmawiać trzeba mieć zinstytucjonalizowaną, skonsolidowaną skupioną nie na programie, a na celu, siłę. Wezwanie do współpracy w tym Kongresu Kobiet, AD, KOD, Strajk kobiet, etc. Zacznijmy to robić wspólnie . Powołujmy komitety wyborcze. Zakładajcie komitety wyborcze, wzywajcie kandydatów partyjnych i niepartyjnych nie po to, by ich oceniać po wyglądzie, umiejętności debatowania, ale po to by wysłuchać merytorycznie rzetelnych odpowiedzi na pytania ekspertów. Komitety wyborców powinny działać po to, by doprowadzić do powstania siły społecznej, pozwalającej skutecznie wygrać zbliżający się plebiscyt. Po to, by w gronie środowisk antyautorytarnych, których łączą wspólne zasady i reguły, podpisać na cztery lata kontrakt budowy zasad i norm parlamentaryzmu, nadać przyszłej demokracji ramy.
Każdy z zarysowanych wariantów wzmacnia wspólną listę. Cel jest realny. Wymaga jednak mobilizacji społecznej i woli współpracy ze strony partii politycznych. Jadąc dalej Hamletem „Czasie zwichnięty! – Jak ci nie złorzeczyć? Po cóż rodziłem się, by cię wyleczyć?!” w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego, który można też przetłumaczyć tak: ”Czas wypadł z ram. To losu złego sidła/ co każą mi zawracać go w prawidła”. Spoczywa na nas wszystkich obowiązek, a na szali leży polska racja stanu.
***
Debata znajdzie kontynuację w następnych, organizatorzy zapraszają do wzięcia udziału w spotkaniu 18 grudnia 2022, godz. 16 do 20, w Pracowni „Duży Pokój”, ul. Warecka 4/6, Warszawa lub przez połączenia online, po rejestracji: https://debatawspolnalista.pl/rejestracja/.
Cytaty arbitralnie wybrał Michał Dadlez z pomocą Jarosława Wiśniewskiego.
fot. Jerzy Kuta