„Nie byłem zwolennikiem wspólnej listy. Sondaż obywatelski mnie przekonał. Nie przekonał PSL i Hołowni. Idą w zaparte. Mają „wewnętrzne sondaże”. Mój „wewnętrzny” sondaż mówi mi, że ego Hołowni zwycięży. Tak jak poprzednim razem gdy odmówił poparcia Trzaskowskiemu w II turze” – napisał w nocy z 20/21 03 na Twitterze Jakub Bierzyński, socjolog, współzałożyciel Kantara, uznany i szanowany w swoim środowisku specjalista w zakresie badań opinii i rynku bezpośrednio po debacie zorganizowanej ws. omówienia wyników sondażu obywatelskiego. Prof. Markowski natomiast (cytuję za fb): „Nie ufam słowom Hołowni. Nie znam badań, że dwie listy są dla opozycji lepsze. To infantylne założenia”
Po to zrobiliśmy ten sondaż. Nie po to, by kogoś skłonić do określonej koncepcji, by komuś udowodnić, że mamy lub inni nie mają racji, lecz by spojrzeć na rzeczywisty obraz sytuacji i na jego podstawie zweryfikować swoje wyobrażenia i podjąć skuteczne działania, by osiągnąć deklarowany cel. Przypomnę, że wszyscy liderzy partii opozycyjnych głoszą od lat i powtarzają jak mantrę: po pierwsze odsunąć PiS od władzy.
Jakub Bierzyński jeszcze w czasie swojego wystąpienia na debacie ws. sondażu obywatelskiego był dość sceptyczny co do wspólnej listy i efektu wyborczego w przypadku startu opozycji w jednym bloku ale przedstawione dane i głosy innych specjalistów skłoniły go do weryfikacji dotychczasowej opinii. Podręcznikowa wręcz reakcja a jednak, jak widać na przykładzie niektórych polityków i związanych z nimi ludzi, dość rzadka… Czym się kończy upór i odporność na wiedzę i doświadczenie wiemy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W poszukiwaniu chłopca do bicia. Po debacie w Wyborczej
Wraca dyskusja jak ta z 2019 roku, razem czy osobno, gdy w sumie mieliśmy ponad 900 tys. głosów więcej niż Zjednoczona Prawica, ale większość mandatów zdobył Kaczyński, bo… posłuchajcie, teraz padają te same argumenty. Nie ma żadnej refleksji, nie trafia do głów żadna nauka płynąca z praktyki społecznej i doświadczenia. Pozostaje czysty partykularny interes nielicznego w gruncie rzeczy aparatu partyjnego i ich liderów; Hołowni, Kobosko (aż trudno wymienić następnych), Kamysza, Sawickiego, Zgorzelskiego i innych, ale z „ludowcami” jest trochę inaczej, bo oni po przyjęciu grupy „konserwatystów” z KO rozpoznawalnych nazwisk mają więcej… Tworzy to inne, ale w efekcie podobnie separatystyczne podglebie.
Nawet Kaczyński po latach to zrozumiał i cwaniacko łączy samouwielbienie i irracjonalizm z empirią i pragmatyzmem, co przynosi mu sukces; niszczącą Polskę władzę i pozwala mu kłamać, dewastować państwo i rozkradać publiczne pieniądze na razie bezkarnie a jego wcześniejsi oponenci z prawej strony mają się jak pączki w maśle i robią co chcą w swoich resortach . Nie liczą się z nikim i niczym.
Ale zostawmy Kaczyńskiego. Jego plan się ziścił. Zbudował dość liczną, 25-30% grupę wyznawców, którą dla zmylenia w swojej propagandzie nazywa świadomym elektoratem konserwatywnym. Na polskie warunki stanowi ona silną bazę wyborców, mentalnie i społecznie dość jednorodną. Odporną na argumenty inne niż płynące z nieliczącej się z kosztami i elementarnymi zasadami przyzwoitości propagandy władzy, w swoim charakterze akceptującą autorytaryzm i jednowładztwo i w dużej mierze zależną od władzy i płynących od niej transferów pieniężnych. Wyłonił się bardzo silny i groźny przeciwnik demokracji i wolności.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Zmieniony kodeks wyborczy, kierunek – powyborczy chaos
Po drugiej, naszej stronie mamy zniecierpliwionych i zmęczonych sytuacją mniej lub bardziej oddanych zwolenników demokratycznego ładu oburzonych nieprawością, kłamstwem i złodziejstwem dzisiaj rządzących. W szczegółach to bardzo różnorodne środowisko; generacyjnie, materialnie, środowiskowo i ideowo. Dosyć wymagające; z własnymi poglądami i sympatiami, odnoszące się krytycznie do każdej władzy i oczekujące od niej często więcej niż ona może czy potrafi zrobić. Ale łączy nas wiele. Oprócz wspomnianego i kłopotliwego dla władzy krytycznego myślenia w znakomitej większości czujemy się i jesteśmy zwolennikami integracji europejskiej, posiadamy ugruntowany szacunek dla prawa, opowiadamy się za uszanowaniem wolności i praw jednostki. Po prostu „demokraci”, którzy przede wszystkim nie godzą się na ograniczanie ich praw do wpływu na to co się w państwie dzieje, nie znoszą przejawów autorytaryzmu, barku szacunku dla innych, w tym myślących inaczej, kłamstwa, buty i ohydnej bezkarności jawnie rozpasanego złodziejstwa i łamania prawa przez ludzi władzy. Dla mnie najgorsze jest wszechobecne kłamstwo. To mnie obraża i nie daje spokoju.
Spraw do załatwienia i uporządkowania na nowo jest multum. Od praw kobiet, inflację, zasady parlamentaryzmu i unormowania relacji z UE, przez służbę zdrowia, oświatę i transformację energetyczną, media publiczne, sądy, służby, prokuraturę, wolną kulturę, przełamanie monopoli spółek państwowych, zawsze nieefektywnych, źródło wysokich cen i synekur partyjno-związkowych i dziesiątki innych, z którymi nic nie zrobimy, jak nie wróci otwarta publiczna debata, w tym, co kluczowe dla jej efektywności – większość parlamentarna. Kaczyński gwałcąc nasze państwo pokazał ile jest do zrobienia. Warunkiem koniecznym jest zdobycie przekonującej większości, najlepiej pozwalającej w miarę sprawnie rządzić… Sondaż obywatelski dobitnie pokazał, że większość demokratów akceptuje jeden blok wyborczy a ordynacja wyborcza powoduje, że jest on jedynym rozwiązaniem, które na niecałe 7 miesięcy przed wyborami pozwala myśleć o zdobyciu większości w przyszłym parlamencie.
Nie trzeba mieć habilitacji z politologii, by rozumieć, że w tej sytuacji najlepszym i ze względu na ordynację D’Hondta jedynie skutecznym rozwiązaniem jest połączenie sił i start w jednym bloku wyborczym, by nie zmarnował się żaden głos demokratów. Wspólna lista partii opozycyjnych obok tych oczywistych korzyści niesie jeszcze jeden ważny walor: pozwoli nam zagłosować na tych kandydatów, na których tak naprawdę chcemy oddać swój głos. To będą faktycznie prawdziwe wybory. Możemy postawić krzyżyk przy nazwisku kandydata, którego cenimy najbardziej bez względu na to, z jakiej opcji się wywodzi, czy z KO, czy z PSL, lewicy czy z Polski 2050. Jedni stracą, drudzy zyskają, ale będzie to nasz wybór a nie jakaś układanka wewnątrzpartyjna. Niestety, obawiam się, że tego właśnie boją się liderzy PSL i Polska 2050. Boją się wyborów.
Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog