7 lat temu była okrągła, 90. rocznica Zamachu Majowego [12–15 maja 1926 roku – red.], którą Obywatele RP obchodzili publicznie. Nie udało się nam jednak zrealizować żadnego z ambitnych zamierzeń. Nie było panelu historyków i rozmowy politologów o dzisiejszej aktualności tamtych problemów, które po 8 latach (sic!) niepodległej demokratycznej II RP doprowadziły do załamania demokracji i rządów, potem już tylko brunatniejących coraz bardziej
Zaczęło się od 379 ofiar poległych w dniach Zamachu, a potem każdego roku po kilkadziesiąt osób ginęło w pacyfikowanych przez policję demonstracjach, skrytobójczych mordach, pogromach, w więzieniach. Prasę cenzurowano, prawa polityczne reglamentowano. Żydów prześladowano, a jakże! – i niczego już nie brakowało do wypełnienia wszelkich definicyjnych kryteriów faszyzmu.
Obchody tej rocznicy miały mieć patronat Wyborczej i kilku szacownych uczestników. Wszyscy odmówili i wycofali się w trakcie. Ulica nie jest miejscem debaty – słyszeliśmy. Nie wchodźmy w tę narrację. Z kultem Marszałka nie da się wygrać, a Kaczyński kreuje się na spadkobiercę. To on skorzysta na odgrzaniu tej historii. Mówili te rzeczy ludzie, czujący się wygodnie np. w uniwersyteckich katedrach. Niektórzy z nich niejedno przeżyli w przeszłości. A jednak to nie im – wyniośle zamykającym się w murach uniwersytetów i gardzącym uliczną atmosferą – krzyczano w twarz pogróżki o Berezie, w której należałoby nas pozamykać.
Wszyscy ci, do których należy zmaganie się z historią i jej mitami, dosłownie wszyscy z nich przed historią stchórzyli. Choć Zamach Majowy pokazuje przecież przekonująco, jak nic innego w polskiej historii, czym kończy się wiara w zbawców narodu (choćby najznakomitszych) i droga na skróty z pominięciem demokratycznych praw.
Pewna dziennikarka zapytała mnie wtedy, czy za rok powtórzymy obchody. Mojej odpowiedzi nie dała, relacji zresztą niemal nie było – powtórzę, co jej powiedziałem:
– Co też Pani gada właściwie? Ja jestem, wbrew pozorom, całkiem normalnym starszym panem, a nie jakimś ulicznym happenerem, do cholery. I mam nadzieję, że obchodami zajmą się instytucje i środowiska, które to od dawna powinny robić. Nie, nie uważam, że takie rzeczy powinni robić w rozpaczy starsi panowie i starsze panie i nie mam takiej ochoty. Zrobiłem to ze wstydu i z wściekłości. Bo np. wy nie chcecie i wam jaj na to nie starcza (odpowiedni fragment wystąpienia z obchodów jest na filmie powyżej).
Ciekaw jestem setnej rocznicy w 2026 roku. Będzie po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, które – uwierzcie, choć możecie się ze mną założyć – zaraz po najbliższej jesieni uznamy za najważniejsze i przesądzające o wszystkim.
Kto będzie zbawcą? Niby trudno powiedzieć. Możemy nie wiedzieć, który z nich wygra. Ale tego możemy być pewni, że maj będzie czuć w powietrzu. Założymy się?