Czy mi się wydaje, czy faktycznie mamy ponadpartyjny, ogólnonarodowy konsensus co do potrzeby szybkiej modernizacji i rozbudowy polskich sił zbrojnych? Wszyscy patrzą na Ukrainę i wszyscy są za
Media informują o zawieraniu kolejnych wielkich kontraktów na nowoczesne uzbrojenie: kontynuować będziemy zakupy patriotów, zakontraktowaliśmy F-35 i amerykańskie abramsy, chcemy kupić 500 (sic!) HIMARS-ów. Do tego czołgi, haubice i myśliwce z Korei, helikoptery z Włoch oraz sześć nowych okrętów dla Marynarki Wojennej… Że o drobiazgach, takich jak systemy przeciwlotnicze (program Narew), niszczyciele czołgów (program Brzoza), drony oraz o wiele innych, mniej głośnych, ale równie ważnych, nie wspomnę…
Wszystkie te doniesienia są zawzięcie, często z wielką znajomością parametrów technicznych komentowane przez ludzi pasjonujących się tematem wojska i uzbrojenia. Trwają dyskusje, czy to, czy tamto lepsze – i jak pogodzić te zakupy z rozwojem rodzimego przemysłu… I jakoś tak przy okazji minister Błaszczak skutecznie zerwał ze swoim wizerunkiem z czasów „Ucha Prezesa” i wyrósł na zbawcę polskiej armii…
Nie tylko będzie gruntowna i wszechstronna modernizacja wyposażenia. PiS jednocześnie zapowiada podwojenie liczebności armii – z ok. 150 tys. żołnierzy dziś do prawie 300 tys. już „za kilka lat”… I tu też szeroka dyskusja i troska dotyczy raczej tego, jak szybko się da to zrobić i jak to zrobić, aby tych wszystkich nowych żołnierzy wyszkolić, a te nowe brygady jak najlepiej zgrać z obecną (a może nową?) strukturą sił zbrojnych… No bo przy takich zakupach nowoczesnego wyposażenia przecież dla nich nie zabraknie…
Trudno się nie cieszyć – wreszcie, po okresie błędów i wypaczeń Macierewicza i jego Misiewiczów, PiS się na poważnie zabrał do wzmacniania polskich sił zbrojnych.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak nie potrafimy bronić swoich praw, to skazujemy się na poddaństwo
Słabo się znam na armii i zbrojeniach, ale na finansach trochę, więc spróbowałem popatrzeć na te plany od strony pieniędzy.
Budżet MON na 2022 r. to niemało, bo 2,2 proc. PKB – co daje prawie 58 mld zł. Za rok ma to już być 3 proc. PKB (które może wzrośnie o 3-3,5 proc.) – co da budżet na 2023 r. nie większy niż 82 mld. Przez kolejne lata PKB będzie rosło pewnie o kolejne 3-5 proc., więc już przełomowych zmian nie będzie – co roku budżet MON będzie rósł o 2,5-4 mld zł.
Dziś na koszty bieżące (bez zakupów sprzętu, inwestycji i modernizacji) armia wydaje ponad 40 mld zł. Na wszystkie zakupy i inwestycje wydaje 18,5 mld, z czego pewnie tylko połowę na modernizację i nowe projekty.
Czyli gdyby podwoić liczebność polskiej armii, to praktycznie cały budżet (nawet ten nowy, stanowiący 3 proc. PKB) pójdzie na bieżące koszty utrzymania, które też się podwoją! I wtedy prawie nic nie zostanie na zakupy nowego wyposażenia i inwestycje. A jeśli przewidzieć nieunikniony – inflacyjny – wzrost owych kosztów bieżących (w tym płac i pochodnych), to przyrost budżetu MON, proporcjonalny do tempa wzrostu PKB, nawet na to nie wystarczy…
PRZECZYTAJ TAKŻE: Dopisz się do rejestru wyborców! Teraz!
A teraz nasze plany modernizacyjne. Zadałem sobie trud i zsumowałem kwoty, które według różnych prasowych doniesień wydamy na największe zagraniczne kontrakty zbrojeniowe w najbliższych siedmiu latach – wszystkie mają być zamknięte przed 2030 r. I tak:
- za nowe abramsy (nie licząc tych używanych) ok. 4,8 mld dol.,
- za F-35 niewiele mniej,
- 500 HIMARS-ów musiałoby kosztować ponad 10 mld dol.,
- patrioty (I i II faza programu „Wisła”) to ok. 15 mld dol.,
- program „Narew” to też kilkanaście miliardów dolarów,
- sześć nowych okrętów (fregaty „Miecznik” i niszczyciele min „Kormoran”) to co najmniej 2 mld dol.,
- włoskie helikoptery też 2 mld,
- wartości kontraktu z Koreańczykami nikt nie zna, ale szacuje się, że to najskromniej 20-25 mld dol.
W sumie co najmniej 80 (a zapewne sporo więcej) mld dol., czyli minimum 375 mld zł. Pewnie więcej. I to wszystko do wydania w ciągu siedmiu lat, czyli jakieś 55-60 mld zł rocznie! To tyle, co cały obecny roczny budżet MON, a nie tylko ta jego część, którą przeznaczać można na modernizację! A przecież to nie jest cały obraz. Gdzie reszta: drony, systemy walki elektronicznej, polskie haubice i moździerze samojezdne, karabinki Grot, Pioruny itd., itp.? To zestawienie obiecywanych zakupów – mimo że zapewne jest niedoskonałe – wskazuje, że za 3 proc. PKB nie ma szans na jednoczesne sfinansowanie modernizacji armii w takim wymiarze, jak zapowiada Błaszczak, i podwojenie jej liczebności. Nawet przy obecnym stanie liczebnym armii za te pieniądze prawdopodobnie sporą część tych obietnic trzeba by między bajki włożyć.
Oczywiście wiem, że część kontraktów zbrojeniowych jest i ma być finansowana spoza budżetu MON (np. zakup abramsów jest tak wydzielony). Ale to tylko zabieg księgowy – tak czy siak te inwestycje finansuje ten sam budżet kraju. Także powołanie kolejnego, pozabudżetowego funduszu celowego (np. finansowanego przez obligacje BGK) to też tylko inżynieria finansowa. Po prostu zaciągniemy kolejne wielkie długi, które w końcowym rozrachunku spłacać musi budżet państwa – tyle że dodatkowo z odsetkami.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Wyborcza wojna książąt i wasali
Czy zgodzimy się więc, by na obronność wydawać nie 3 proc., ale zapewne 5 lub raczej 6 proc. PKB? I komu te dodatkowe dziesiątki miliardów rocznie zabierzemy? Służbie zdrowia? Skasujemy 500+? Obniżymy renty i emerytury? Wolne żarty…
Albo znowu się zapożyczymy? Dodatkowo zwiększymy o setki miliardów zadłużenie sektora finansów publicznych, które przez ostatnie sześć lat i tak już wzrosło o ok. 500 mld zł (według stanu na koniec 2021 r.) i codziennie rośnie?
A może wrócimy na ziemię i na poważnie będziemy dyskutować o tym, co faktycznie jest konieczne i na co nas stać, aby podnieść gotowość bojową polskiej armii? Wątpię. Na tym się politycznego poparcia nie ugra.
Tekst opublikowany został również na wyborcza.pl
fot. Wikipedia