The time is out of joint: O cursed spite
William Shakespeare – Hamlet
That ever I was born to set it right
Debata o wspólnej liście odbyła się 27 listopada w lokalu o znamiennej nazwie „Marzyciele i Rzemieślnicy”. Uczestników, balansujących między marzycielstwem a rzemiosłem, połączyło przekonanie, że „Czas wypadł z ram” i że propozycje niesztampowe, wbrew stereotypom, przełamujące impossybilizm utartych zwyczajów polskiej raczkującej demokracji są teraz niezbędne, by poradzić sobie z zapaścią cywilizacyjną jaką zafundowały nam rządy Zjednoczonej Prawicy
Padło wiele ocen/argumentów/propozycji. Spróbujemy je uszeregować, posługując się cytatami z przysłanych tekstów i spisanymi wypowiedziami, skupiając się na odpowiedziach na postawione w debacie pytania: Jeśli wspólna lista to jaka i jak ją uwiarygodnić w oczach wyborców? Precyzujemy zaproponowane cele, konieczne sposoby i działania, które zdaniem uczestników można i należałoby podjąć.
Przebieg debaty TUTAJ.
Wystąpienia złożone przed debatą TUTAJ.
Wczoraj opublikowaliśmy propozycje dotyczące celu wyborczego (większość konstytucyjna) oraz argumenty za i przeciw wspólnej liście. Dzisiaj propozycje dotyczące konstrukcji wspólnej listy i wiarygodności list.
Konstrukcja wspólnej listy
Należałoby precyzyjnie uzgodnić sposób podziału miejsc między koalicjantów. Na stole leżą propozycje/sugestie przedstawione też w debacie:
Prof. Marek Ziółkowski: – Jedyny radykalnie nowy element tego projektu polega na odmiennym podziale zdobytych w wyborach mandatów pomiędzy partnerów koalicyjnych. W obrębie głosów uzyskanych przez Koalicję jako całość dzieliłoby się zdobyte mandaty – na podstawie wspólnej umowy wszystkich partnerów – nie według kolejności uzyskanych indywidualnych wynikówale w zależności od liczby wszystkich głosów oddanych na poszczególne ugrupowania. Byłyby to wybory proporcjonalne w obrębie koalicji….Taka koalicja pozwala obejść d’Hondta i wykorzystać na korzyść, z odrębną kampanią wyborczą. Warunkiem zgoda na proporcjonalny podział, bez zaufanie tego nie będzie.
Marcin Święcicki: – Uzgadniamy najpierw proporcje podziału miejsc na listach, np. w oparciu o średnią poparcia z trzech ostatnich sondaży z 5 uznanych sondażowni. Przypuśćmy, że koalicjant KO miał 26 procent, koalicjant PL 2050 – 11, koalicjant Lewica – 8 i koalicjant PSL-KP – 5 procent poparcia. Do tych wyników stosujemy system rozdziału kolejnych miejsc zgodnie z metodą Saint-Lagie (Sainte-Lague)…. Koszmar uzgodnień trzeba zastąpić algorytmem. Uzgodnić proporcje obsadzenie miejsc między partiami, np. na podstawie uśrednionych sondaży, wypełnić 920 miejsc w oparciu o metodę Sainte Lague. Inna propozycja marszałka Borowskiego o przypisaniu tych samych numerów na listach.
Seweryn Chwałek: – Przekonanie wyborców opozycji do wspólnej listy będzie miało szansę pod warunkiem stworzenia możliwości głosowania w ramach jednej listy na konkretną partię i kandydata. To nie jest trudne. Można ustalić, iż wszystkie miejsca od 5 do 9 na wspólnej liście to miejsca lewicy, miejsca od 10 do 14 to miejsca Polski 2050 a miejsca od 15 do 19 to miejsca PSL, od 20 do 24 to miejsca PO od 24 do 27 Nowoczesna od 28 do 30 Zieloni. Pierwsze cztery miejsca na listach w całym kraju otrzymują po jednym kandydaci KO, Lewicy, Polski 2050 i PSL , a kolejność jest losowana.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Odbudowa polskiej demokracji analizy, szanse i recepty- relacja z debaty o wspólnej liście opozycji. Cz. 1
Należy też wziąć pod uwagę wnioski z poprzednich „wspólnych list”. Michał Majewski: – Wspólną listę testowaliśmy już trzy razy. Lekcja, która płynie z Eurowyborów dla jednej listy, to fakt, że tego typu projektów nie można dopinać na kilka tygodni przed wyborami. Wyborcy muszą mieć czas, aby oswoić się z nową koalicją, a startujący w wyborach politycy spójny przekaz, dlaczego startują pod jednym szyldem wyborczym. Ważni są również kandydaci. …. Rozpoznawalność polityków PiS, którzy byli lokomotywami wyborczymi w tym okręgu, na pewno przyczyniła się do lepszego wyniku PiS. Patrząc z innej strony opozycja, która w wyborach do Sejmu startowała w blokach bardziej czytelnych dla głosujących – KO, Zjednoczona Lewica, PSL + Kukiz, w okręgu tarnowskim nie poprawiła swojego wyniku w postaci mandatów wyborczych.
Porównanie zachowań wyborców, gdy muszą przenieść swoje preferencje partyjne na wybór jednej z koalicji wyborczych, nie dają jednoznacznej odpowiedzi, jaka powinna być wspólna lista, ale dają pewne wskazówki.
– Pierwsza, to dobór kandydatów na liście. Na wspólnej liście nie może być dominującej jedynki, każda partia opozycyjna musi mieć na liście rozpoznawalnego w okręgu wyborczym lidera, uzgodnionego już teraz, w czym mogą pomóc ruchy obywatelskie i samorząd. Wyraziści liderzy na liście PiS byli moim zdaniem głównym czynnikiem zdecydowanego zwycięstwa tej partii z Koalicją Europejską w Eurowyborach w tym regionie.
– Szyld wyborczy PO w drugiej turze wyborów prezydenckich nie powodował odpływu wyborców z pierwszej tury, ale nie przyczynił się do wzrostu poparcia. Szyld wyborczy PSL nie pomógł kandydującemu do Senatu Zbigniewowi Karcińskiemu.
– Wyborcy Lewicy w tym okręgu wyborczym nie mieli problemów, aby głosować na innych kandydatów. Świadczy o tym najlepiej bardzo słaby wynik Roberta Biedronia w I turze wyborów prezydenckich.
– Wyborcy PiS nie są takim monolitem, za jaki są uważani. W wyborach w 2019 prawie 5% z nich nie głosowało na senatora PiS Kazimierza Wiatra.
Należy w końcu wziąć pod uwagę oczekiwania wyborców niezdecydowanych – prof. Krzysztof Podemski: – …wyborcy niezdecydowani oczekują że opozycja będzie pomagać w skutecznym rządzeniu. Opozycja musi stwarzać wrażenie starania. Elementy konstruktywne, zrozumiałe dla obywateli, KPO, Patriot. Samo zjednoczenie opozycji jest skuteczne, odbierane jest przez niezdecydowanych pozytywnie. Jedność i konstruktywne pomysły, a nie tylko krytyczne.
Niebagatelna jest też kwestia trybu obsadzania miejsc kandydackich na listach wyborczych, ten praktykowany obecnie w polskich partiach od dawna wzbudza niezadowolenie wyborców. Słyszy się często „Nie mam na kogo głosować”, obywatele nie odnajdują na żadnej z list takich kandydatów, w których mogliby pokładać swoje nadzieje.
Marcin Święcicki: – Budowanie koalicyjnych list nie musi być koszmarnym doświadczeniem wielodobowego wykłócania się liderów partyjnych o każde dobre miejsce w kolejnych okręgach wyborczych, jeśli się tylko uzgodni jakąś prostą zasadę podziału miejsc. Kim konkretnie partie obsadzą uzyskane miejsca na listach pozostawione zostaje ich wewnętrznym procedurom. Partie mają pewne prawa w tworzeniu komitetów wyborczych, finansowaniu, itp.
Przyjęty w Polsce demokratycznej sposób tworzenia list kandydatów w wyborach parlamentarnych odbiera obywatelom poczucie sprawczości, esencję prawdziwej demokracji. Praktykowany obyczaj gabinetowych gier, rozrzucający spadochroniarzy po całym kraju, odbiera Polakom to poczucie, bo ktoś za nich decyduje jakie osoby mają w ogóle szanse znaleźć się w parlamencie. Tryb obsadzania list kandydatami może przecież być demokratyczny. Trzeba zmierzać do tego, by zmienić ten fatalny obyczaj i sprawić żeby listy kandydatów miały budzący zaufanie, społeczny, obywatelski charakter. Rozczarowanie demokracją w kształcie jaki przybrała ona w naszym kraju jest jednym z powodów flirtu z autorytaryzmem. Rzetelnej diagnozy przyczyn tego zniechęcenia, rachunku sumienia tych którzy decydowali o kształcie demokracji przed erą populistów, trudno szukać w debacie publicznej. Tym bardziej dyskusja nad tą diagnozą jest sprawa palącą.
Marcin Święcicki: – W przyszłości trzeba ustawowo zobowiązać partie do prawyborów wewnętrznych. Trzeba, aby miały obowiązek demokratycznego wyłaniania kandydatów na publiczne stanowiska.
Wiarygodność list – udział kandydatów pozapartyjnych
Z tego też powodu sam „deal” międzypartyjny może nie być wystarczający by uzyskać założony cel i przebić szklany sufit większości konstytucyjnej. Wyjątkowo niska w Polsce wielkość kapitału społecznego wynika także w wyjątkowo niskiego zaufania do partii politycznych. Tymczasem wspólna lista musi dotrzeć do osób niezdecydowanych, nie biorących udziału w wyborach, bo zdegustowanych, rozczarowanych i kontestujących wszystkie partie.
Prof. Krzysztof Podemski: – Poparcie społeczne zarówno dla obozu rządzącego jak i dla opozycji spada. Największą cześć badanych stanowią obecnie osoby dystansujące się od obu obozów politycznych. Co najmniej połowa tych „dystansujących się” wolałaby, żeby opozycja nie tylko krytykowała rząd, ale też wspierała go w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Wśród „dystansujących się” mamy niemal równy podział na zwolenników „jednej listy” oraz opcji „każdy osobno”. Przekonanie tej sporej grupy „dystansujących się” wobec stron konfliktu politycznego wymaga sporo wysiłku.
Prof. Anna Siewierska-Chmaj i Paweł Kasprzak: – (Rząd ZP) …zniszczył nie tylko instytucje państwowe, ale także przekonanie wielu obywateli, że instytucje te mają jakąkolwiek społeczną legitymizację. Polska jest krajem o jednym z najniższych spośród wszystkich państw Unii Europejskiej kapitale społecznym. Nie ufamy ani politykom, ani instytucjom, ani sobie nawzajem… Opozycja musi nie tylko wygrać wybory i zdobyć konstytucyjną większość, ale także wypracować nowy model legitymizacji władzy w Polsce, który pozwoli na utrwalenie wprowadzonych zmian na dziesięciolecia…. Jak do rachunków zawodowej polityki i owych przemożnych praw determinujących jej ewolucję dopisać tę brakującą zmienną, jaką są obywatelskie postulaty i sprawstwo rządzonych w polityce.
Paweł Kasprzak: – Jak zmobilizować jak największą liczbę wyborców? Wspólna lista byłaby nie do zaakceptowania pryncypialnie, ale jest techniczna. Co zrobić w sytuacji gdy 70% wyborców nie ufa partiom politycznym. Taki image polskiej polityki.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W poszukiwaniu miliona zmarnowanych głosów — jak nie powtórzyć błędów z 2019 roku, część I
Do wspólnej listy trzeba dołączyć akceptowalną dla „niezdecydowanych” ofertę. Tą ofertą mogliby być kandydaci pozapartyjni. Wymagałoby to od klasy politycznej, aby w tej wyjątkowej sytuacji odłożyli tymczasowo na bok partykularny interes partii skupiając się na jednorazowej maksymalizacji, kosztem niewielkich koncesji na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, wyniku wyborczego. Choćby we własnym długofalowym interesie, obrony systemu partyjnego w ogóle, zagrożonego domknięciem w następnej kadencji systemu autorytarnego, w którym miejsce przeciwników politycznych widziane jest jedynie w więzieniu.
Kuba Wygnański:– Stan polskiej polityki w ogóle skłania do tego, żeby w wyborczej perspektywie szukać także ludzi o motywacjach i barwach innych niż partyjne. (W oczach wyborców niezdecydowanych) …znacznie większe szanse ma ktoś kto jest kandydatem niezależnym, a nie kandydatem strony przeciwnej. Żeby wygrać wybory, trzeba przekonać do kandydatów nie tylko własnych zwolenników, ale także choć część zwolenników aktualnej władzy, a także tych którzy mają tak dość partyjnej polityki, że na wybory nie chodzą w ogóle. Trzeba wygrać wybory z PiS i to ta partia jest realnym oponentem i problemem. Z jej wyborcami walczyć nie wolno – trzeba ich do siebie przekonać. Wielkie pytania: czy partie polityczne i ich lokalni działacze, obok innych środowisk podejmą się pracy na ich rzecz? Czy zrozumieją, że lepiej wspierać szanse niezależnych kandydatów niż mieć nieomal gwarancję, że zwycięży zadeklarowany oponent? Czy tak daleko będzie sięgać wyobraźnia kierownictwa partii, czy zechcą zrozumieć, że chodzi o coś więcej niż rodzaj politycznego altruizmu z ich strony, że w grze są znacznie większe i ważniejsze sprawy? Prędzej czy później partie staną przed wyborem, który da się widzieć tak: albo będziemy mieć do czynienia z kimś niezależnym i potencjalnie niesterowalnym, albo będziemy tam mieć wrogów.
Piotr Rachtan: – „Gęstnieje pozytywny klimat wokół coraz natarczywiej wyrażanych przez rosnącą liczbę osób i środowisk oczekiwań wobec przywódców opozycyjnych partii demokratycznych, że porzucą indywidualne ambicje, że wyleczą się z przerostu gruczołu ego i posuną się nieco – jedni mniej (to ci słabsi), inni więcej (to ci dominujący, najsilniejsi), by zmieścić mogli się wszyscy, dla których najważniejsza jest nie tożsamość ugrupowania, a całość i pomyślność praworządnej Rzeczpospolitej. Zarówno realia jak i rozum każe dążyć do wspólnej listy. Przywódcy powinni kierując się rozumem ograniczyć ego
Wojciech Kostka: – ..skoro jednak nie można ich (partii) zmusić do oddania części miejsca na scenie politycznej to może dałoby się je przynajmniej namówić do współpracy? Przez tą współpracę rozumiem wypracowanie modelu dopuszczania na partyjne listy osób z szeroko pojętego społeczeństwa obywatelskiego, we współpracy z inicjatywą „Wspólna lista” (zorganizowania) prawyborów celem obsadzania miejsc zarezerwowanych na ich listach dla kandydatów bezpartyjnych, dopuszczania obywateli do głosowania w takich prawyborach. Tutaj proponuję, aby udział w nich mogli brać jedynie mieszkańcy okręgu wyborczego, którego dotyczy głosowanie i aby rejestracja jako wyborca była możliwa jedynie na jedną z proponowanych list… KO może zastanowić się nad otwarciem na kandydatów obywatelskich, po to by uatrakcyjnić listę KO, wtedy może inne partie się włączą, bo zostaną do tego zmuszone….Kandydaci obywatelscy są też potrzebni by poszerzyć dyskusję na tematy unikane przez partie. …. Kandydaci obywatelscy przyjmą minimum programowe, na ich lojalność w tej kwestii można liczyć.
Seweryn Chwałek: – Politycy powinni walczyć o dobro wspólne a nie o interes partyjny, trzeba naciskać na wyważenie obu interesów. (Trzeba wywrzeć) …nacisk na liderów o uzasadnienie decyzji co do listy wspólnej. (Trzeba przełamać proceder) …unikania prawdziwej debaty i odpowiedzi na trudne pytania. Lokalne debaty z zaproszonymi politykami to nasze jedyne narzędzie.
Beata Chmiel: – (w czasach niepewności…) tracą też moc stare mechanizmy reprezentacji. Uaktywniają się zaś nowi aktorzy działający zgodnie z zasadą ruchu obywatelskiego w oparciu o wspólnotę wartości i celów, a nie interesów. Zamiast struktur państwowych sprawne okazuje się sieciowe działanie oparte na dobrowolnej aktywności osób i instytucji udostępniających swoje umiejętności, pracę i zasoby. Konieczna jest zmiana paradygmatu uprawiania polityki na rzecz włączenia ruchów obywatelskich. Jeżeli chcemy, żeby najbliższe wybory parlamentarne zatrzymały proces autokratyzacji i oligarchizacji państwa i by odpowiedziały na oczekiwania społeczne, musimy sprawić, żeby na listach wyborczych znaleźli się ci, którzy te potrzeby znają i je faktycznie reprezentują.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W poszukiwaniu miliona zmarnowanych głosów – jak nie powtórzyć błędów z 2019 roku, część II
Być może najbardziej realnym polem gry stałby się tu Senat. Kuba Wygnański: – Senat mógłby też być organizatorem prowadzonych na szeroką skalę procesów partycypacji obywatelskiej w ważnych ustrojowych kwestiach… „Ludzie nie potrzebują ćwierćcalowego wiertła tylko ćwierćcalowej dziury”. Mniej jest ważne kto rządzi ale jaki jest system rządzenia. W systemie parlamentarnym powinien być przyczółek myślenia w dalszym horyzoncie niż jedna kadencja, stąd Senat Wielki. Stąd skupienie na Senacie i propozycja oddania miejsc na listach dla kandydatów pozapartyjnych w miejscach przewagi pis. Na jedną kadencję w charakterze jednorazowej misji. Łatwiej będzie głosować wyborcom pis na kandydatów niepartyjnych bo to nie jest wtedy apostazja tylko nowa nadzieja.
Dogłębna reforma, zabezpieczająca przed następną niszcząca erupcją populizmu i tak będzie wymagała udziału pozapartyjnych ekspertów.
Paweł Kasprzak: – osoby z doświadczeniem branżowym mówią że reforma bez ich udziału nie uda się. O ustroju sądownictwa nie powinni decydować politycy, w edukacji to samo i transformacji energetycznej. … zmiana koniunktury politycznej nie może naruszać tych ustaleń. Gwarancje muszą być bardzo mocne, to się zdarzy tylko gdy proces kampanii wyborczej uspołecznimy. Kompromis jest nie na miejscu, rodzaj Sejmu kontraktowego nie daje takich gwarancji.
Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska: – Podniesienie z ruin i odbudowa tego co pozostawia po sobie ustawodawstwo ostatnich lat w obszarze zdemolowanych instytucji wymiaru sprawiedliwości, będzie już za chwilę, kluczowym postulatem wyborczym. Wypada jednak wyraźnie powiedzieć, że nowa wizja sądownictwa tak powszechnego, Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego jako niezależnej trzeciej władzy nie może być projektowana wyłącznie przez polityków.
Agnieszka Kłakówna: – Większość konstytucyjna (jest) potrzebna do oderwania programów edukacji od działań aktualnego ministra edukacji, by była ona apolityczna…Najistotniejsze jednak wydają się przy tym pytania o to, kto powinien o istocie powszechnej obowiązkowej edukacji decydować i jak zapewnić w edukacyjnej grze między przymusem i wolnością przewagę dla ludzkiej autonomiiorazco zrobić, żebyprojekty naprawcze nie sprowadzały się do wyobrażeń formułowanych na użytek wyborczych narracji przez partyjnych liderów i ich doradców w zaciszu ich gabinetów.
Beata Chmiel : – Znanym argumentem używanym przez funkcjonariuszy partyjnych wszystkich partii od lewa do prawa w odpowiedzi na przedstawiany od lat postulat parytetu na listach wyborczych i w ciałach kolegialnych jest ten, że przecież kobiety nie chcą kandydować. Ale kiedy na Kongresie Kobiet zapytano ze sceny setki kobiet zgromadzone na widowni, która z nich jest gotowa kandydować, zobaczyłyśmy las rąk. Naszym zadaniem powinno być więc te kobiety, tych ludzi kultury, naukowców, rolników, prawników i prawniczki gotowe działać na rzecz zmiany po pierwsze znaleźć, a po drugie wesprzeć.
Mirosław Woroniecki: – Konieczne jest zatem wypracowanie spójnej propozycji działania na rzecz świeckości państwa, jaką w państwie wyznaniowym powinny realizować organizacje obywatelskie wraz z partiami politycznymi. Istotna zatem trudność w budowie wspólnego frontu politycznego polega na odrzuceniu przez niektóre partie opozycyjne idei państwa świeckiego wolnego od ideologii katolickiej i tym samym przyznania, że pozycja ekonomiczna i finansowa Kościoła katolickiego jest nieakceptowana.
fot. Jerzy Kuta
Ciąg dalszy jutro. Będzie o tym, jak wyłonić kandydatów pozapartyjnych i umieszczać ich na wspólnej liście?