Zdjęcie poglądowe. Grafiki użyte do „plakatów wyborczych wspólnej listy” pochodzą z social mediów posłów i kandydatów i są wykonane na podstawie prawdziwych plakatów wyborczych z 2019 roku. Plakat wyborczy Joanny Muchy w barwach PL2050 wykonany został na podstawie innych plakatów PL2050. Źródło zdjęcia: Twitter
Wspólna lista – napisano już tyle argumentacji za i przeciw, że wydaje się, że nikt już nikogo nie przekona. Komentatorzy okrzyknęli, że koalicja od lewa do prawa będzie niezrozumiała dla wyborców. Na razie zapowiada się, że partie opozycyjne czekają, co pokażą sondaże na wiosnę, a koalicje wyborcze będą powstawać latem
Do projektu wspólnej listy można podejść inaczej. Nie czekając na biały dym zgody wszystkich ze wszystkimi, można już dziś zacząć budowanie wspólnej listy wśród tych, którzy za wspólną listą się opowiedzieli bez dodatkowych warunków. Na dziś wspólna lista może się składać z Koalicji Obywatelskiej, ruchu samorządowego Tak! Dla Polski, niezależnych kandydatów obywatelskich. Politycznie wspólna lista opłaca się również PSL. Polska 2050 i Lewica mogą do wspólnej listy dołączyć później, jeżeli będzie się im to wyborczo kalkulowało.
Ważnym głosem w dyskusji na temat wspólnej listy jest artykuł Jarosława Kurskiego w Gazecie Wyborczej — Władek nie musi być „tęczowy” ani Hołownia „tuskowy”. Pokazuje, że wspólna lista nie musi oznaczać wspólnego programu wyborczego i każdy uczestnik koalicji może zachować swoją programową wyrazistość. Drugi ważny punkt tego artykułu, to pokazanie, że o wspólnej liście można dyskutować używając argumentów kalkulacji politycznej – dla przykładu PSL ma szanse zdobyć przy pomocy wspólnej listy 41 posłów w przyszłym Sejmie, czego nie jest w stanie osiągnąć, startując samodzielnie przy poparciu w okolicach 6-7%.
Korzyści polityczne wspólnej listy
Osobiście jestem przekonany, że wybory w 2023 roku będą najważniejsze od 1989 roku i ustawią polską scenę polityczną na lata. Na chwilę zapomnijmy o tym historycznym wymiarze tegorocznych wyborów i podejdźmy do tematu wspólnej listy używając tylko argumentów korzyści politycznych. Nie czekajmy, aż wszystkie puzzle politycznej układanki będą na swoim miejscu. Rozpocznijmy układać wspólną listę zaczynając od tych elementów, które najbardziej pasują.
Techniczna koncepcja wspólnej listy zaproponowana przez senatora Marka Borowskiego zakłada, że każdy z partnerów dostaje stały przypisany numer miejsca na liście w każdym okręgu wyborczym. Załóżmy na potrzeby tego artykułu, że na wspólnej liście kandydaci Koalicji Obywatelskiej są zawsze na miejscu nr 1, Polski 2050 na miejscu nr 2, Lewicy na miejscu nr 3, PSL na miejscu nr 4, kandydaci samorządowi Tak! Dla Polski na miejscu nr 5, niezależni kandydaci obywatelscy zawsze na miejscu nr 6. Pozostałe miejsca na liście są obsadzone przez kandydatów Koalicji Obywatelskiej. Na tak skonstruowanej liście, najważniejsi będą dobrzy, rozpoznawalni kandydaci. Kandydat Lewicy startujący w okręgu w pojedynkę, będzie musiał zrobić wynik, na który wcześniej pracowało kilkunastu kandydatów. Dla Koalicji Obywatelskiej nie wystarczy mieć znanej osoby na pierwszym miejscu, która zapewni miejsca w Sejmie mniej znanym kandydatom KO. Z dobrego wyniku wyborczej „jedynki” w pierwszej kolejności skorzystają koalicjanci wystawiający jednego kandydata, bo ci kandydaci skumulują wszystkie głosy wyborców danego ugrupowania. W okręgach, gdzie są największe miasta, więcej głosów zdobędą kandydaci Lewicy. W okręgach konserwatywnych kandydaci PSL. Koalicja Obywatelska ma na takiej liście najwięcej miejsc, ale to nie jest źródłem przewagi nad innymi uczestnikami koalicji przy podziale mandatów.
Tak! Dla Polski
Zacznijmy od rzeczy potencjalnie najprostszej – kandydaci samorządowi Tak! Dla Polski. Ruch samorządowy Tak! Dla Polski był jednym z inicjatorów pomysłu wspólnej listy, organizując spotkania wszystkich liderów partii opozycyjnych w styczniu 2022. Samorządowcom zależy na silnej reprezentacji parlamentarnej, aby zastopować partyjną centralizację państwa, którą krok po kroku wprowadza PiS.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W poszukiwaniu miliona zmarnowanych głosów — jak nie powtórzyć błędów z 2019 roku, część I
Znani lokalnie prezydenci i burmistrzowie miast są w swoich regionach mocnymi rozpoznawalnymi kandydatami, którzy mają za sobą przynajmniej jedną zwycięską kampanię wyborczą. W wielu przypadkach byli w przeszłości lub nadal są członkami Platformy Obywatelskiej. Już dziś Platforma Obywatelska i Tak! Dla Polski mogą ogłosić, że we wszystkich okręgach wyborczych na miejscu nr 5 będą zawsze kandydaci tego stowarzyszenia samorządowców. Inne partie nie powinny mieć z taką deklaracją problemu, bo wszyscy liderzy partii opozycyjnych w maju 2022 podpisali się pod wspólną deklaracją samorządowców dotyczącą wzmocnienia roli samorządów w budowie zdecentralizowanego państwa.
Kandydaci Obywatelscy
Niezależni kandydaci obywatelscy to często pomijany element w dyskusjach nad wspólną listą. W takich kandydatach jest duży potencjał przyciągnięcia nowych wyborców, którzy nie chcą głosować na partie polityczne. Zarezerwowanie na liście 41 miejsc, po jednym w każdym okręgu wyborczym, dla kandydatów obywatelskich jest jednym z postulatów Marcina Święcickiego z debaty nad wspólną listą, która odbyła się w listopadzie. Zgadzam się w pełni z jego argumentacją: Ruchy [obywatelskie – red.] mogłyby zrobić swoje prawybory, aby wybrać swoich kandydatów/kandydatki. Byłby to sprawdzian możliwości pozapartyjnego mechanizmu wyłaniania kandydatów, sposób na mobilizację dodatkowego elektoratu, szansa na znalezienie się w Sejmie pozapartyjnych działaczy, nawet czterdziestu jeden. Na pewno nadałoby to nową jakość i wyborom, i pracom Sejmu.
Ci kandydaci, którzy nie są kojarzeni z żadną partią polityczną, potrzebują więcej czasu na zbudowanie swojego wyborczego wizerunku wśród wyborców. Ważne jest, aby już dziś mógł zacząć się proces wyłaniania najlepszych kandydatów obywatelskich do Sejmu i aby fakt ich startu w wyborach dotarł do tych wyborców, którzy nie chcą głosować na partie polityczne.
PSL
PSL jest dziś partią opozycyjną, która na wspólnej liście i koncepcji stałego miejsca na liście może zyskać najwięcej. W wyborach w 2019 roku startując w koalicji z Kukiz 15, PSL zdobyło 8,55% poparcia w skali kraju, co pozwoliło mu uzyskać po jednym mandacie w 30 z 41 okręgów wyborczych. Dziś przy sondażowym poparciu około 5-6%, może liczyć na 10-13 mandatów. Przy założeniu, że frekwencja w 2023 roku będzie na podobnym poziomie jak w roku 2019, 5-6% poparcia to trochę ponad 1 mln głosów. Wystawiają po jednym kandydacie na wspólnej liście w 41 okręgach wyborczych, PSL może liczyć na około 20 tys. głosów w każdym okręgu. W 2019 20 tys. głosów wystarczyło do zdobycia mandatu poselskiego w każdym przypadku, poza panią Jolantą Banach, która mimo uzyskania wyniku ponad 22 tys. głosów w okręgu gdańskim nie zasiada dziś w Sejmie. Wynika to z faktu, że w tym okręgu wybierano w ostatnich wyborach o jednego posła za mało w stosunku do liczby mieszkańców. Gdyby w okręgu gdańskim wybierano prawidłową liczbę posłów, Jolanta Banach również zostałaby posłem.
PSL na koncepcji Marka Borowskiego stałego miejsca na liście wyborczej w każdym okręgu może tylko zyskać. Start samodzielny z dzisiejszym poparciem to 10-13 mandatów, start w koalicji z Polska 2050 to być może 20-30 mandatów, start na wspólnej liście na miejscu nr 4, to prawie gwarantowane 39-41 mandatów. Problemem dla PSL może być wysokość subwencji politycznej, które partie uzyskują w zależności od wyniku wyborczego. W przypadku samodzielnego startu PSL może liczyć na około 6 mln rocznej subwencji, to wynik dla 6% poparcia, frekwencji wyborczej i kwot subwencji na poziomie z 2019 roku. Koalicja wyborcza, która uzyskuje 60% poparcia, może liczyć na roczną subwencję około 26 mln zł. Jeżeli w umowie koalicyjnej zostanie zapisane, że PSL przysługuje 6% subwencji, którą uzyska cała koalicja wspólnej listy, to PSL przypadnie 1,3 mln. Różnica jest bardzo duża, ale korzyść polityczna posiadania około 40 posłów i udział w rządzie też jest wymierna.
Lewica
Lewica, która zakładam, że w wyborach będzie występować przynajmniej jako koalicja Nowej Lewicy i partii Razem może dziś liczyć na poparcie 8-10% wyborców, co przekłada się na 24 – 35 mandaty. Jeżeli sondażowe poparcie Lewicy wzrośnie trwale powyżej 10-12%, samodzielny start może być dla niej korzystniejszy, niż miejsce nr 3 na wspólnej liście. Przy poparciu około 8% lub niższym perspektywa 41 pewnych mandatów dzięki wspólnej liście w porównaniu z około 24 mandatami wywalczonymi samodzielnie, powinna skłonić Lewicę do wspólnej listy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: W poszukiwaniu miliona zmarnowanych głosów – jak nie powtórzyć błędów z 2019 roku, część II
W przypadku startu na wspólnej liście z miejsca nr 3 w każdym okręgu, Lewica będzie mieć problem, jak alokować miejsca w poszczególnych okręgach pomiędzy Nową Lewicę i Razem. Może to również oznaczać stratę posłów w dużych ośrodkach miejskich jak Warszawa, gdzie Lewica, startując samodzielnie, może zdobyć więcej niż jeden mandat. Z drugiej strony wspólna lista to szansa dla Lewicy na zdobycie mandatów w okręgach konserwatywnych, takich jak Tarnów, gdzie przy samodzielnym starcie Lewica ostatni raz uzyskała mandat poselski w 2001 roku.
Polska 2050
Polska 2050 z obecnym sondażowym poparciem na poziomie 10-12% ma teoretycznie najwięcej opcji – samodzielny start, koalicja z PSL lub start na wspólnej liście. Samodzielny start przy dzisiejszym poparciu to szansa na 40 – 55 mandatów i około 10,5 mln rocznej subwencji wyborczej. Start w koalicji z PSL to być może ok. 16% poparcia i ok. 70 mandatów dla koalicji. Taka opcja dla Polski 2050 może oznaczać gorszy wynik niż samodzielny start, bo przy większej lokalnej rozpoznawalności polityków PSL, kandydaci PSL mogą zyskać 20-30 mandatów, a Polska 2050 zostanie z 40-50 mandatami i zapewne z mniejszą subwencją polityczną za wynik w wyborach. Start na wspólnej liście opozycji, który gwarantuje 41 mandatów, na tę chwilę jest dla Polski 2050 najmniej korzystny.
Koalicja Obywatelska
Platforma Obywatelska albo szerzej Koalicja Obywatelska na formule wspólnej listy, gdzie mniejsze partie mają zagwarantowane po jednym miejscu w każdym okręgu wyborczym, raczej nie zyskuje. Samodzielny start Koalicji Obywatelskiej z poparciem ok. 30% to 165 – 170 mandatów. Wspólna lista w zależności od ostatecznej konfiguracji to może być nawet 270-280 mandatów, ale pod względem mandatów dla Koalicji Obywatelskiej, to nie będzie korzystniejsze, niż samodzielny start. Te dodatkowe mandaty przypadną głównie ugrupowaniom, które wystawią na wspólnej liście tylko jednego kandydata i tacy kandydaci otrzymają więcej głosów niż kandydaci KO startujący z dalszych miejsc. Subwencja wyborcza po przekroczeniu 30% głosów spada drastycznie – według stawek z 2019 roku z 2,31 zł za wyborcę do 0,87 zł za wyborcę. Przy wyniku wyborczym koalicji 55-60%, kwota subwencji politycznej będzie niewiele większa, niż dla wyniku 30%. Natomiast całość kwoty subwencji uzyskanej przez koalicję będzie do podziału pomiędzy koalicjantów według uzgodnionych proporcji. Z perspektywy możliwej subwencji wyborczej Koalicja Obywatelska na wspólnej liście zapewne straci.
Podział mandatów do Sejmu
Koncepcja senatora Marka Borowskiego jest jak najbardziej uczciwą ofertą dla partii, które dziś mogą liczyć na poparcie do 8-10%. Premia d’Hondta w podziale mandatów w okręgu wyborczym jest konsumowana przez mniejsze ugrupowania wspólnej listy. Dzieje się tak, gdyż jeden kandydat PSL lub Lewicy, którzy zdobędą przynajmniej 20 tys. głosów, wyprzedzi w podziale mandatów kilku kandydatów Koalicji Obywatelskiej, którzy uzyskają wynik 10-15 tys. głosów. Przy tak skonstruowanej liście kandydat KO z pierwszego miejsca, będący wyborczą lokomotywą i zdobywając 80 tys. głosów, najpierw wciągnie do Sejmu wagoniki partnerów koalicyjnych z wynikiem około 20 tys. głosów, a dopiero potem innych kandydatów KO z poparciem 10-15 tys. wyborców.
Jak będzie wyglądała kampania wyborcza wspólnej listy?
Ostatnia, ale być może najważniejsza sprawa, to zachowanie na wspólnej liście pełnej własnej tożsamości politycznej wszystkich koalicjantów podczas kampanii wyborczej. W dotychczasowym modelu kandydaci promowali w swoich materiałach wyborczych numer listy i miejsce na liście. Przy wspólnej liście ten model będzie zachowany dla kandydatów Koalicji Obywatelskiej, natomiast kandydaci z Tak! Dla Polski, obywatelscy, PSL, Lewicy i Polski 2050 promowaliby numer miejsca na liście wyborczej, tan sam w całym kraju.
Nazwa koalicyjnego komitetu wyborczego powinna być jak najbardziej przezroczysta, niekojarzącą się z żadnym ugrupowaniem. Może to być „Wspólna Lista” albo „Koalicja Wyborcza”. Wizualnie plakaty wyborcze kandydatów byłyby bardzo zbliżone do tych sprzed 4 lat przygotowane w barwach partyjnych dobrze znanych wyborcom i z indywidualnym hasłem wyborczym. Przyglądając się tablicom z plakatami wyborczymi, wyborcy nie będą mieli poczucia, że ich ugrupowanie zatraciło coś ze swojej politycznej tożsamości.
Zalety ogłoszenie niepełnej wspólnej listy
Przy obecnych notowaniach wspólna lista jest korzystna dla samorządowców z Tak! Dla Polski, niezależnych kandydatów obywatelskich, PSL oraz prawdopodobnie dla Lewicy. Nie jest korzystna dla Polski 2050. Granica tej politycznej opłacalności przebiega w okolicach 10% poparcia, dla Lewicy to może być trochę więcej, bo w dużych miastach, gdzie jest więcej wyborców Lewicy, potrzeba więcej głosów, aby zostać posłem. Polska 2050 sądząc po wynikach Szymona Hołowni z pierwszej tury wyborów prezydenckich, ma bardziej równomierne poparcie w całym kraju, więc ten próg opłacalności samodzielnego startu jest niższy niż dla Lewicy. Za kilka miesięcy może okazać się, że wspólna lista przestanie się politycznie opłacać Lewicy, a zacznie się opłacać Polsce 2050. Mało prawdopodobne jest, aby przy ogłoszeniu niepełnej wspólnej listy, obydwa ugrupowania trwale zdobyły sondażowe poparcie powyżej 10-12%.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nowe okręgi senackie zgodne z kodeksem wyborczym
Jeżeli dziś powstałaby wspólna lista KO, Tak! Dla Polski, niezależnych kandydatów obywatelskich i PSL, można by przetestować jej potencjał pozyskania wyborców niegłosujących i niezdecydowanych. Taka konfiguracja w sondażach trwale zajęłaby pierwsze miejsce, co jest ważne dla grupy wyborców, która chce głosować na zwycięzców wyborów. Łatwiej byłoby badać sondażowo, czy do takiej koalicji powinna dołączyć Lewica, Polska 2050, czy obydwa te ugrupowania. Jeżeli ostatecznie jedna z tych partii wystartuje osobno, bo tego będą chcieli wyborcy i taka będzie kalkulacja polityczna, też należy to uszanować.
Dla partii politycznych decyzja, w jakiej konfiguracji, samodzielnie czy w koalicji startować w wyborach jest wynikiem politycznych kalkulacji korzyści. Trzeba to zaakceptować i wśród wyborców opozycyjnych przestać wytykać palcem, które ugrupowanie jest hamulcowym wspólnego startu. Jeżeli komuś wspólny start się nie opłaca, uszanujmy to i skupmy się na przekonywaniu niezdecydowanych i niegłosujących.
O autorze
Michał M. Majewski
Michał M. Majewski – analityk systemu wyborczego, autor petycji do Senatu dotyczącej zmian w kodeksie wyborczym dla zapewnienia prawidłowej liczby wybieranych posłów w każdych wyborach do Sejmu.
Tekst petycji do Senatu w sprawie zmian w kodeksie wyborczym – https://www.senat.gov.pl/prace/petycje/wykaz-tematow-petycji/petycja,684.html