Kiedy myślimy o wyborach, o tym, że one przesądzą o wszystkim, to oczywiście cel – to właśnie „wszystko”, o które toczy się gra – odsuwa na bok wszystkie inne sprawy. W wyborach startują partie i między bajki można spokojnie odłożyć marzenia o jakichś bezpartyjnych konstrukcjach i kandydatach. Żaden ruch społeczny – choćby był najsilniejszy – w wyborczej perspektywie nas nie interesuje. To błąd i o tym za chwilę. Ale trzeba przede wszystkim znać perspektywę i miarę, a więc wiedzieć to przede wszystkim, że dziś jest już bardzo jasne, że „pewniakiem” w wyborach – tą partią, której szanse w pokonaniu PiS są i pozostaną największe bez porównania z konkurentami na opozycji – jest PO z ową atomową bronią, którą jest w niej Donald Tusk. W tym sensie liczy się dzisiaj niemal tylko to. Można się na to zżymać i są ku temu powody, które sam znam aż nadto dobrze, ale to byłoby po prostu daremne.
Owszem, nie bez znaczenia są wszystkie te często towarzyszące wyborczym kalkulacjom rozważania o tym np., że to Hołownia, a nie Tusk ma szanse przejąć część wyborców PiS, że są tacy wyborcy lewicy i nie jest ich mało, którzy na PO i Tuska nie zagłosują nigdy itd. Takich wątków można podejmować milion, niektóre z nich są nawet bardzo ważne, ale żaden z nich nie zmienia tego, że czarnym koniem, na którego nie postawić wszystkiego byłoby zarówno niemądrze jak „niepatriotycznie”, jest dziś Tusk i PO.
Tym, którzy tak myślą – więc właściwie wszystkim, sam zresztą te twarde założenia podzielam w całości – chcę mimo to zaproponować chwilę myślenia z własnego podwórka obywatelskiego aktywisty. To dlatego, że wybory mogą się jednak nie udać i „grę o wszystko” możemy jednak przegrać. Oraz dlatego, że dla samego wyborczego zwycięstwa obca polityce i partyjnym rachunkom elektoratów dynamika społecznego ruchu i mobilizacja tego rodzaju może się okazać niezbędna. To jest myślenie całkowicie obce politykom oraz tym, którzy politykę obserwują z zaangażowaniem. Ta obcość – wzajemna zresztą – była źródłem wielu błędów i wciąż może. Historia sprzed czterech lat. Jej zrozumienie, wyczucie tego, co się wówczas stało, właściwie w ciągu jednego dnia, wystarcza zamiast całej, złożonej argumentacji.
W lipcu 2017 roku, w trakcie kolejnego ataku PiS na sądy, wybuchła wielka fala społecznych protestów. Była kompletnie niespodziewana – również dla wszystkich po „naszej stronie”. Nikt nie sądził, że „abstrakcyjna sprawa” praworządności i niezawisłości sądów, które skądinąd nie miały przecież dobrej prasy, może zaangażować tak wielkie masy ludzi. Warto o tym pamiętać w kontekście ogłoszonej przez Tuska bardzo trafnie „walki ze złem”, bo to jest intersujący przykład określenia dobra i zła, które trafia do społecznej wyobraźni. Otóż to właśnie „abstrakcja” miała w tym proteście wartość. To była mianowicie w bardzo czytelny sposób – i wiele symptomów to potwierdzało – „czysta sprawa” w wyraźnym przeciwieństwie do „brudnej polityki”, przy czym „brudną polityką” była w widoczny sposób również polityka opozycyjna. Każda próba „politycznej agitki” – fakt, że wszystkie one były wtedy wyjątkowo niezręczne – powodowała natychmiast, że ludzie odwracali się na pięcie i wracali do domów.
W kulminacyjnym momencie pod Sejm przyszedł – w „nielegalnym” zresztą przemarszu – tłum kilkuset tysięcy. Tego dnia z inicjatywy kilku postaci, w tym Adama Michnika i Władka Frasyniuka, ale również przy udziale KOD, OSK i Obywateli RP — a wszystkich nas przed tym faktem po prostu postawiono — ów tłum przeprowadzono pod gmach Sądu Najwyższego, gdzie protest się po prostu wyczerpał wbrew intencjom inicjatorów. No, to jeden z tych licznych i wciąż rozpamiętywanych błędów, których sam nie umiem ocenić, a nawet uznać za błąd, ponieważ nie wiem przede wszystkim, co dało się zrobić zamiast.
Zanim jednak ów błąd nastąpił, wielki tłum zaczął otaczać sejmowy kompleks. Wyraźnie pokazując, że jesteśmy go w stanie zablokować. Kierowałem tym akurat z braku innych chętnych, a ktoś to zrobić musiał, tłum za nic nie mógł pomieścić się na Wiejskiej i okolicach, co tworzyło sytuację po prostu niebezpieczną, choć oczywiście moim celem była właśnie blokada Sejmu i Senatu, który miał obradować nazajutrz i zablokowanie tych obrad widziałem jako korzyść – zatrzymanie pisowskiej maszyny w pełnym biegu choćby na chwilę, „światło w tunelu”, podtrzymujące i wzmagające protest. Pamiętam własne, szybkie i dość nerwowe negocjacje z dowództwem policji. Wiedzieli, że nie mają szans przeciwdziałania. Ja wiedziałem dobrze, że choć zgromadzili wszystko, czego trzeba – miotacze gazu, armatki wodne i wszystkie inne gadżety – nie użyją ich, nawet jeśli Błaszczak (wtedy jeszcze minister w resorcie) wyda taki rozkaz. Odmówią. Nie w akcie nieposłuszeństwa i wierności Konstytucji oczywiście, ale dlatego, że efekt byłby nieobliczalny. Nie ma sensu snuć przypuszczeń jaki byłby efekt blokady Sejmu. Ale właśnie wtedy, w trakcie tych nerwowych rozmów z dowódcami policji, uderzyła mnie daremność największych nawet społecznych protestów – innymi słowy bezsens wszystkiego, co wówczas sam robiłem – w tamtej sytuacji politycznej po naszej stronie.
Wyobraziłem sobie mianowicie, że blokujemy Sejm skutecznie i z białą flagą wychodzi negocjować delegacja z Kaczyńskim. Kto z nim prowadzi rozmowy? I o czym? Jakie mają być postulaty? W czym imieniu wypowiadane? Kto ma prawo je wypowiedzieć? A byli tam przecież wszyscy szefowie partii, liderzy wszystkich ruchów społecznych, wszystkie inne znaczące nazwiska w komplecie. Sam zatem o prawyborach pomyślałem po raz pierwszy właśnie wtedy. Brakowało przywództwa, którego nikt by nie kwestionował i którego mandat umożliwiałby rozmowę w imieniu choćby tylko tych protestujących ludzi, ale przecież nie tylko ich.
Istnieje kilka warunków mobilizacji ruchów społecznych – koniecznych do tego, by powodowały polityczną zmianę. Pierwszym jest poczucie zła wokół, do którego apeluje dzisiaj słusznie Tusk, a które uliczni aktywiści nazywają „wkurwem”. To jest jasna sprawa, ale powiedzieć tu warto, że „złu” musi jednak towarzyszyć „dobro” przynajmniej w tym sensie, że sprawa musi być właśnie tak bezwzględnie „czysta”, jak była wtedy. Drugim warunkiem, o którym bardzo powszechnie i niemal zawsze się zapomina, jest poczucie realności zmian – istnienie jakiegokolwiek „światła w tunelu”, świadomość własnego sprawstwa, efektu własnych działań. Historii pisanej przez siebie. Tego zabrakło w wielkich demonstracjach KOD i to przesądziło o wygaśnięciu tego ruchu, kiedy do jego uczestników dotarło, że demonstracje, na których krzyczeli „obronimy demokrację”, jednak jej wcale nie bronią, pisowski walec jedzie dalej. Świadomość konieczności osiągania efektów każdego protestu wyznaczyła z kolei ów „pragmatyzm” Obywateli RP, często mylony z naszym rzekomym radykalizmem. Trzecim koniecznym warunkiem sprawczości ruchu społecznego jest przywództwo i świadomość celów. Jego brak przesądził o zniknięciu Ruchu Oburzonych i wielu innych. Tu oczywiście doświadczenie polityków i aktywistów mogłoby i powinno się było spotkać, a nigdy dotąd się nie spotkało, pomimo wielu prób.
Wtedy w 2017 roku wiele obywatelskich środowisk mniej lub bardziej świadomie pracowało nad tym, by takie przywództwo wyłoniło się właśnie z nich, oceniając, że partie nie są do tego zdolne. Obywatele RP pracowali nad prawyborami właśnie w tej perspektywie, próbując – bezskutecznie – zaproponować politykom i ich partiom taką przywódczą rolę, która byłaby bez wątpliwości społecznie akceptowana. Późniejszy maraton wyborczy całkowicie zrujnował te wysiłki, co w połączeniu z klęskami wyborczymi i mnóstwem fatalnych zachowań opozycji wyznacza widoczny dzisiaj społeczny marazm. Ruch społeczny akceptujący polityczne przywództwo jest jednak w dalszym ciągu możliwy. Propozycja prawyborów w moim przekonaniu taką możliwość tworzy.
Ruch społeczny nie mieści się w zakresie żadnych politycznych planów, nie odpowiada doświadczeniom polityków, ani ich temperamentom. Ale ruch niestety może się okazać potrzebny, jeśli wyborów jednak nie wygramy lub jeśli poważny kryzys zdarzy się przedtem. Co więcej, być może to właśnie tego rodzaju społecznej dynamiki i mobilizacji będzie potrzebował nawet „atomowy Tusk” po to, by wygrać wybory. Stąd ta historia sprzed czterech lat w tym miejscu.
Nie da się liczyć ani na ruch Rafała Trzaskowskiego, ani na ruch Hołowni. Każdy z nich jest partyjny, co dyskwalifikuje. Ani KOD, ani OSK, ani Obywatele RP również nie spełnią kryteriów – z tych samych z grubsza powodów. „Obywatelski Sejm” wyłoniony w prawyborach po to, by do starcia z PiS ruszyć w imieniu demokracji, a nie tylko partyjnych elektoratów, i stojące za nim zaangażowanie – może. PO i Donald Tusk mogą być pewni wyniku. Tym, co powinno być przedmiotem ich troski, jest, by ten wynik dał im mandat przedstawicieli społecznych – a nie partyjnych liderów.
Cóż, jak będzie, zobaczymy. Popatrzmy tymczasem na Węgry. Węgrzy właśnie zaczynają. Z Wikipedii:
Prawybory wyłonią zarówno kandydata opozycji na premiera jak i kandydatów do Zgromadzenia Narodowego. Odbędą się we wszystkich 106 okręgach wyborczych. Kandydat na premiera musi uzyskać 20 tys. podpisów poparcia, a kandydat na posła – 400. Kandydaci niezależni mogą startować, ale muszą zadeklarować przystąpienie do klubu którejś z sześciu partii tworzących porozumienie wyborcze.
Z powodu pandemii głosowanie rozpoczyna się w sierpniu 2021. W prawyborach może głosować każdy uprawniony wyborca oraz każdy niepełnoletni, który w dniu wyborów będzie miał ukończone 18 lat.
3 thoughts on “Utopia Obywatelskiego Sejmu”
Przypisy:
DOKUMENT
SPOTKANIA KOPENHASKIEGO
KONFERENCJI W SPRAWIE LUDZKIEGO WYMIARU KBWE
(Wytłuszczenia moje)
6) Państwa uczestniczące deklarują, że wola narodu wyrażana swobodnie i jasno w okresowych i rzetelnych wyborach jest podstawą autorytetu i legitymizacji każdej władzy. Zatem Państwa uczestniczące będą szanować prawo swoich obywateli do współrządzenia w ich krajach, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez swobodnie wybranych przez nich w uczciwym procesie wyborczym przedstawicieli. Uznają one za swój obowiązek, by zgodnie z ich prawodawstwem, ich traktatami międzynarodowymi na polu praw człowieka oraz ich zobowiązaniami międzynarodowymi bronić i chronić demokratyczny porządek z woli narodu wolno stanowiony przed działaniami osób, grup lub organizacji, które stosują albo nie wyrzekają się stosowania terroru lub przemocy w celu obalenia tego porządku, czy też obalenia tego porządku w innym Państwie uczestniczącym.
(7) Aby zapewnić, żeby wola narodu była źródłem autorytetu władzy, Państwa uczestniczące będą:
(7.1) — przeprowadzać wolne wybory w rozsądnych odstępach czasu według przepisów prawa;
(7.2) — pozwalać, żeby o wszystkie miejsca w przynajmniej jednej izbie parlamentu krajowego można było swobodnie rywalizować w wyborach powszechnych;
(7.3) — gwarantować powszechne i równe prawo wyborcze dla pełnoletnich obywateli;
(7.4) — zapewniać, że głosy będą oddawane w głosowaniu tajnym lub w równoważnej wolnej procedurze głosowania, oraz że będą one liczone i ogłaszane uczciwie z podaniem ostatecznych wyników do wiadomości publicznej;
(7.5) — respektować prawo obywateli do ubiegania się bez dyskryminacji o urzędy polityczne lub publiczne, indywidualnie albo jako reprezentanci partii lub organizacji politycznych;
(7.6) — respektować prawo jednostek i grup do tworzenia w pełnej swobodzie własnych partii politycznych lub innych organizacji politycznych, oraz wyposażać te partie i organizacje w niezbędne gwarancje prawne, które umożliwią im rywalizację między sobą na zasadach równości wobec prawa oraz równego traktowania przez władze publiczne;
(7.7) — gwarantować, że prawo i porządek publiczny pozwolą na przeprowadzanie kampanii politycznych w uczciwej i wolnej atmosferze, w której żadne działania administracyjne, przemoc czy zastraszanie nie będą krępowały partii i kandydatów w swobodnym prezentowaniu swoich poglądów i kompetencji, jak również nie będą utrudniały wyborcom ich poznawania i omawiania, czy też oddawania głosów w sposób wolny od nacisków;
(7.8) — zapewniać, że żadne przeszkody prawne lub administracyjne nie będą ograniczały swobodnego dostępu do mediów na zasadzie niedyskryminacji dla wszystkich ugrupowań politycznych i osób indywidualnych pragnących uczestniczyć w procesie wyborczym;
(7.9) — zapewniać, że kandydaci, którzy uzyskają wymaganą prawem niezbędną liczbę głosów będą przepisowo powoływani na urząd oraz że będą mogli na nim pozostać do czasu wygaśnięcia kadencji lub innego jej zakończenia w sposób, który jest uregulowany prawem oraz jest zgodny z demokratycznymi, parlamentarnymi i konstytucyjnymi regułami postępowania.
Znowu wyszedł tekst z rzędu „Partie, partie über alles” i „łakniemy Führera Zbawiciela”, a Konstytucja, państwo prawa, zasady demokratyczne i praw obywatelskie niech się idą walić.
Przypisy z dokumentu będącym zobowiązaniem międzynarodowym Polski załączyłem najpierw.
Demokrację wymyślono właśnie po to, by normalni obywatele normalnymi środkami mieli wpływ na władzę własnego państwa bez uciekania się do rewolucji, zbrodni, mitologi, rewolucyjnych „ruchów społecznych” i do wodzów zbawicieli. Same pojawianie się takich tekstów świadczy dobitnie w jakiej tyranii właśnie żyjemy.