Joanna Sawicka w „Polityce” i Dorota Wysocka-Schnepf w „Wyborczej” piszą w zasadzie to samo
Wyborcza: Z poukładanym w gabinetach odwiecznym składem figur woskowych można iść na przetrwanie, a nie po zwycięstwo. Tak można zdobyć najwyżej Babią Górę, ale nie Mount Everest.
Polityka: Opozycja może ogłosić sukces, który – mimo że był oczekiwany i dla niej konieczny – pozwoli jej pokazać wyborcom nieco cieplejsze oblicze i potwierdzić, że mimo napięć i rywalizacji potrafi współpracować.
Dlaczego dwie dość skrajnie różne oceny uważam za „to samo”? Dlatego, że Senat na pewno przegramy, jeśli tylko rozkład poparcia wyborców nie zmieni się jakoś dramatycznie w stosunku do tego, co dziś widzimy w sondażach i tego, co 4 lata temu widzieliśmy w wyborach, w których — nigdy dość przypominania — mieliśmy przewagę.
I Giertych, Petru, Bodnar, o zmarginalizowanym Kasprzaku nie wspominając, mają z tym niewielki związek. O przegranej zdecydują „osoby trzecie” — kandydaci spoza PiS i opozycji, którzy odbiorą głosy „naszym”, nie PiS. Będzie ich znacznie więcej niż 4 lata temu. I będą we wszystkich okręgach.
Dlaczego znów dosłownie nikt poza Obywatelami RP o tym nie pisze i nie mówi?