Analizowanie wyników wcześniejszych wyborów pozwala lepiej zrozumieć, jak działa ordynacja wyborcza i co należy zrobić, żeby za rok o tej porze cieszyć się ze zdecydowanego zwycięstwa opozycji demokratycznej. Jest to ciekawsze, niż emocjonowanie się wynikami kolejnych sondaży
Rozmawiając o jednej liście opozycji demokratycznej w wyborach w 2023, bardzo często pada argument prawie miliona zmarnowanych głosów partii opozycyjnych w ostatnich wyborach. Warto przyjrzeć się, ile i z jakich dokładnie powodów te głosy zostały stracone. To pozwoli odpowiedzieć na pytanie, co należy zrobić teraz, aby w następnych wyborach było inaczej.
Ponad milion głosów wyborców opozycji, które nie miały wpływu na wynik wyborów
Na PiS w 2019 roku głosowało 8,051 mln osób. Suma głosów oddanych na Koalicję Obywatelską, Lewicę i Koalicję Polską to 8,959 mln, czyli 907 tys. więcej niż głosy oddane na PiS. Są cztery główne kategorie utraconych głosów:
- Iluzja, że wszystkie partie opozycyjne mają zasięg krajowy
- Zmarnowane głosy wyborców głosujących za granicą
- Brak uaktualnionej liczby wybieranych posłów w okręgach wyborczych
- Poparcie poniżej trzech mandatów w okręgu wyborczym
Rozpatrując te cztery kategorie oddanych głosów, możemy doliczyć się ponad miliona zmarnowanych głosów w wyborach w 2019 roku.
Iluzja, że wszystkie partie opozycyjne mają zasięg krajowy
Na pytanie, ile mamy w Polsce partii o zasięgu ogólnokrajowy, każdy średnio zorientowany politycznie człowiek potrafi wymienić przynajmniej pięć. Oczywiście jest dużo partii politycznych, które mają struktury regionalne w całym kraju, natomiast o tym czy partia ma zasięg ogólnokrajowy, w moim przekonaniu świadczy to, czy w każdym okręgu wyborczym do Sejmu ma na tyle duże poparcie, aby zdobyć przynajmniej jeden mandat poselski. Przy takiej definicji partii o zasięgu ogólnokrajowym, analiza wyników wyborów do Sejmu w XXI wieku pokazuje, że takimi partiami są tylko PO/KO i PiS. Za ugrupowanie o zasięgu krajowym można dziś uznawać również Polskę 2050, bo zarówno wynik Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich w 2020 roku, jak i aktualne sondaże pokazują poparcie we wszystkich okręgach wyborczych pozwalające na uzyskanie przynajmniej jednego mandatu poselskiego w każdym z nich.
Lewica, PSL, Konfederacja systematycznie nie uzyskują mandatów we wszystkich okręgach wyborczych w Polsce. Porównując historyczne wyniki wyborcze PSL i SLD możemy dojść do zaskakujących wniosków. Województwo śląskie, gdzie w 6 okręgach wyborczych wybieramy 55 posłów, to dla PSL wyborcze Himalaje nie do zdobycia. Z tego województwa jeszcze nigdy w XXI wieku nie było w Sejmie posła reprezentującego PSL. W roku 2019 w wyborach do Sejmu na Śląsku oddano 2,153 mln ważnych głosów, wśród nich 128,5 tys. na listę Koalicji Polskiej. Nie przełożyło się to na żaden mandat poselski, wszystkie te głosy zostały zmarnowane. W skali całego kraju Koalicja Polska nie osiągnęła wyniku wyborczego pozwalającego na jeden mandat w 11 okręgach wyborczych. Zmarnowane głosy oddane w tych okręgach wyborczych na Koalicję Polską to w sumie 255,9 tys.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Debata obywatelska. Wspólna lista opozycji – co zrobić, by tak się stało
Ten sam problem dotyczy Lewicy. W 2019 roku w 6 okręgach wyborczych, w których wybieraliśmy 59 posłów, Lewica uzyskała wynik niedający ani jednego miejsca w Sejmie. W okręgach wyborczych Nowy Sącz i Tarnów SLD swoje ostatnie mandaty poselskie zdobyła w 2001 roku za czasów Leszka Milera. Od tego czasu we wszystkich kolejnych wyborach głosy oddane na partie lewicowe w tych okręgach nie przełożyły się na ani jeden mandat poselski. W 2019 roku mimo zjednoczenia Lewicy, 147,7 tys. głosów oddanych na tę koalicję w 6 okręgach wyborczych zostało zmarnowanych.
Sumując głosy Koalicji Polskiej i Lewicy w tych okręgach wyborczych, gdzie tym partiom nie udało się zdobyć żadnego mandatu, otrzymujemy 403,6 tys. zmarnowanych głosów spowodowane tym, że ugrupowania, które realnie nie mają poparcia ogólnokrajowego, za takie uważają się w wyborach do Sejmu. To naturalne, że partia tradycyjnie ludowa nie ma dużego poparcia w ośrodkach miejskich, tak samo nie jest czymś niezwykłym, że wartości lewicowe nie mają poparcia w konserwatywnych regionach Polski. My, jako wyborcy, możemy jednak oczekiwać od tych partii takiej strategii wyborczej, która to bierze pod uwagę.
Najprostsza strategia, to start kandydatów tych partii na wspólnej liście partii opozycyjnych. Rozumiem obawy PSL, że ich konserwatywny elektorat może nie zagłosować w 100% na wspólną listę. Tu potrzebna jest akcja edukacyjna, że wspólna lista nie zaciera różnic ideowych i wyborca PSL będzie mógł na niej znaleźć tego samego kandydata, który dotychczas startował na liście partyjnej. Musimy też pamiętać, że 128,5 tys. wyborców Koalicji Polskiej głosujących w 2019 roku na listę PSL na Śląsku, pierwszy raz w XXI wieku mogłoby mieć w Sejmie swoich posłów. Szansa posiadania po latach własnego posła powinna być czynnikiem dodatkowej mobilizacji wyborczej. Ta sama logika dotyczy wyborców Lewicy w konserwatywnych okręgach wyborczych Małopolski, Podkarpacia i Mazowsza.
Przy podziale mandatów w okręgu wyborczym istotny jest realny próg wyborczy dla tego okręgu, który wynika z liczby wybieranych w tym okręgu posłów i konkurujących list wyborczych. Próg dla okręgów 7-9 mandatowych wynosi około 9-12%. Im więcej mandatów do podziału, tym realny próg wyborczy maleje. Dla okręgu warszawskiego, gdzie wybieranych jest 20 posłów, wynosi poniżej 5%. Poza wspólną listą inne koalicje wyborcze też mogą pozwolić partiom, które nie mają wyborczego zasięgu ogólnokrajowego, przekroczyć próg wyborczy we wszystkich okręgach w Polsce. Jako wyborcy musimy tego wymagać od każdej partii opozycji demokratycznej.
Zmarnowane głosy wyborców głosujących za granicą
Ile głosów oddanych za granicą zostało zmarnowanych? Wszystkie. Głosy Polaków głosujących poza Polską nie miały żadnego znaczenia na wynik wyborów. To może wydawać się kontrowersyjne, ale postaram się to wyjaśnić. Głosy Polaków głosujących za granicą dodawane są do głosów oddanych w okręgu wyborczym nr 19 – Warszawa. Zagregowane preferencje wyborcze wszystkich obwodów wyborczych zagranicznych są bardzo zbliżone do wyborców w Warszawie. Efekt dodawania tych głosów w okręgu warszawskim jest taki, że rośnie frekwencja wyborcza, ale ani o jeden mandat
poselski nie zmienia się wynik żadnej partii. Tak wyglądało przeliczenie głosów na mandaty poselskie w okręgu warszawskim w wyborach w 2019 roku:
Jeżeli nie uwzględnilibyśmy głosów oddanych za granicą i przydzielili mandaty poselskie tylko na podstawie głosów oddanych w Warszawie, otrzymamy taki sam przydział mandatów:
Wynika z tego, że wszystkie głosy oddane za granicą zostały zmarnowane, łącznie z głosami oddanymi na PiS. W naszych wyliczeniach musimy brać pod uwagę relatywny wynik opozycji demokratycznej względem PiS. Zagranica oddała łącznie 200,3 tys. głosów na KO, Lewicę i PSL oraz 78,2 tys. głosów na PiS. Wynik netto straconych głosów na listy opozycyjne to 122,1 tys.
Sumowanie głosów zagranicy do głosów oddanych w okręgu warszawskim prowadzi do osłabienia znaczenia głosu wyborców głosujących w Warszawie. Najlepiej obrazuje to średnia głosów potrzebna do uzyskania mandatu w danym okręgu wyborczym. W okręgu warszawskim 1,382 mln głosów przełożyło się na 20 mandaty poselskie, co daje średnio 69,1 tys. głosów na jednego wybranego posła. Dla porównania, średnia dla całego kraju bez Warszawy to 38,8 tys. głosów na jednego wybranego posła. Możemy powiedzieć, że głos oddany w okręgu warszawski miał tylko 56% wagi głosu oddanego w innych okręgach wyborczych w Polsce.
Ten stan można zmienić, zmieniając regulacje Kodeksu wyborczego. Możliwe jest kilka rozwiązań – Zagranica może mieć oddzielny okręg wyborczy, gdzie wybierano by 7 posłów, a na terenie kraju wybierano by 453 posłów. Można również zwiększyć liczbę wybieranych posłów w okręgu warszawskim o dodatkowo 4-7 posłów. Innym rozwiązaniem jest przypisane głosów z poszczególnych zagranicznych obwodów głosowania do różnych okręgów wyborczych w Polsce. Eksperci proponują tu dwa rozwiązania – głosowanie korespondencyjne do okręgów wyborczych zgodnych z ostatnim miejscem zamieszkania w Polsce, albo losowe przypisanie różnych obwodowych komisji zagranicznych do wszystkich 41 okręgów wyborczych w Polsce. Tą metodą nie byłoby kumulacji głosów oddanych za granicą w jednym okręgu wyborczym.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nowe okręgi senackie zgodne z kodeksem wyborczym
Przy obecnej większości sejmowej trudno spodziewać się zmian w kodeksie wyborczym przed wyborami, które prowadziłyby do tego, aby wyborcy w Warszawie mieli siłę głosu zbliżoną do reszty kraju. Musimy mieć jednak świadomość, że wymaga tego zasada równości głosu wyborczego. Równie istotny jest szacunek dla Polaków głosujących za granicą. Dla nich głosowanie wiąże się ze znacznie większym kosztem, niż wyjście do lokalu wyborczego w najbliższej szkole w wyborczą niedzielę. Tymczasem, jeżeli nic się nie zmieni, Polacy głosujący za granicą nie będą mieli żadnego wpływu na wynik wyborów do Sejmu.
Jeżeli nie dokona się żadna zmiana w Kodeksie wyborczym niwelująca tę nierówność głosu wyborców w okręgu nr 19, jedyne co pozostanie świadomemu wyborcy w Warszawie, to pobrać zaświadczenie o prawie do głosowania i zagłosować w jednym z dwóch okręgów wyborczych sąsiadujących z Warszawą. Tam siła głosu wyborczego jest większa. Co by się stało, gdyby w 2019 roku na masową skalę postąpili tak wyborcy Lewicy? Przyjmijmy, że co trzeci głosujący w Warszawie na tę listę, w dniu wyborów wybrałby się 10 – 15 km poza Warszawę i zagłosował na Lewicę w powiecie mińskim, czyli w okręgu wyborczym nr 18 – Siedlce. Oznaczałoby to przesunięcie 62,2 tys. głosów oddanych na Lewicę z okręgu warszawskiego do siedleckiego. W okręgu warszawskim Lewica, mimo mniejszej liczby głosujących wciąż uzyskałaby 3 mandaty poselskie, a w okręgu siedleckim te głosy dodane do 29,2 tys. osób, które faktycznie głosowały na Lewicę w okręgu 18, dałyby dwa mandaty, jeden kosztem PiS, drugi kosztem KO. To dość ekstremalny przypadek wynikający z tego, że Lewicy w 2019 roku w Warszawie brakowało mniej niż 2000 głosów, aby zdobyć czwarty mandat. Co do zasady, każda taka masowa akcja, wśród wyborców opozycji, doprowadziłaby do lepszego wyniku wyborczego w skali kraju.
Ta turystyka wyborcza mogłaby wypaczać wynik w poszczególnych okręgach wyborczych, ale byłaby racjonalną obywatelską odpowiedzią na brak zaadresowania braku równości głosu wyborców okręgu nr 19 względem reszty kraju.
Podsumowanie
PSL i Lewica z punktu widzenia wyborów do Sejmu nie są partiami o zasięgu ogólnokrajowym, bo nie mają wystarczającego poparcia we wszystkich okręgach wyborczych, aby uzyskać przynajmniej jeden mandat w każdym z nich. W wyborach w 2019 roku doprowadziło to do 403,6 tys. zmarnowanych głosów. Odpowiedzią jest łączenie się w większe koalicje wyborcze, które przyciągną kilkanaście procent głosujących w każdym okręgu wyborczym.
Głosy oddane za granicą były w 2019 w całości zmarnowane, bo nie miały żadnego wpływu na podział mandatów w Warszawie. Ten problem można zaadresować, zmieniając Kodeks wyborczy, w przeciwnym razie świadomy wyborca zamieszkały w Warszawie powinien głosować w okręgach wyborczych podwarszawskich.
W dwóch opisanych przeze mnie kategoriach głosów Opozycja demokratyczna straciła ponad pół miliona głosów. Jak zostało stracone kolejne pół miliona głosów, opiszę w drugiej części mojego artykułu za tydzień.
O autorze
Michał M. Majewski
Michał M. Majewski – analityk systemu wyborczego, autor petycji do Senatu dotyczącej zmian w kodeksie wyborczym dla zapewnienia prawidłowej liczby wybieranych posłów w każdych wyborach do Sejmu.
Tekst petycji do Senatu w sprawie zmian w kodeksie wyborczym – https://www.senat.gov.pl/prace/petycje/wykaz-tematow-petycji/petycja,684.html