Marta Lempart, Kuba Karyś do Was piszę między innymi. Oświadczenie mgr. Przyłębskiej nie ma wielkiego znaczenia. Kaczyński odpalił kolejny granat w szambie. Wszystko jedno, w którą stronę poleci gówno, on będzie rechotał z tą samą zboczoną uciechą, którą prezentuje od dawna. Interesuje go ochlapanie tym gównem wszystkiego wkoło. W ten sposób realizuje się jego wizja państwa rządzonego wyłącznie jego wolą
Nie próbowałbym się szarpać i robić protestów w obronie praw kobiet. Nie dlatego, że koronawirus – to bzdura. Z oskarżeń o złamanie pandemicznych zakazów uniewinniają nas sądy. I zdrowy rozsądek. Czy komuś nie podoba się „brak rozsądku” protestujących w pandemii Białorusinów? Bez jaj… Powody są inne.
Masowe protesty to para w gwizdek, kiedy nie ma jasnych politycznych celów i zdolnego je podjąć przywództwa. A tego nie mamy. Ktoś – przepraszam bardzo – uważa za takie przywództwo ludzi, na których głosowaliśmy w kolejnych wyborach w ostatniej dwuletniej serii? Poważnie? Mamy za przywódców uznać tych, którzy słysząc o prawach kobiet, mówili „nie teraz” albo, że to jest „temat zastępczy”? Naprawdę? Tych ludzi, którzy dzisiaj negocjują warunki „wyborów prezydenckich”, choć one naruszają podstawowe normy tej samej konstytucji, o której mieli pełne gęby frazesów, kiedy się fotografowali na tle naszych protestujących tłumów? Albo tych, którzy głosowali za podwyżkami i wady legislacji oraz złamanie wszelkich procedur nie przeszkadzały im w żadnym stopniu? Którzy teraz bredzą o poprawkach do kolejnych „tarcz” pozbawionych jakiegokolwiek sensu i znaczenia, legitymizując tą fikcją tę twardą rzeczywistość, w której Kaczyński z Przyłębską z prymitywną bezczelnością realizują faszystowską z gruntu doktrynę Carla Schmitta o tym, że suwerenem jest ten, kto może wszystko?
Opozycja tkwi dzisiaj w tej samej fikcji, w której tkwiły w PRL SD i ZSL. Oraz nawet koło poselskie Znak – a ono jedno było wtedy opozycyjne jakoś otwarcie. Różnice we frazeologii nas mylą. Co z tego, że dziś słyszymy „twardą krytykę” władzy? To taki sam kwiatek do kożucha jak Sejm PRL pod przewodnictwem PZPR. Niby na czym polega różnica?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Weźcie się za ustalanie, w jakim stanie znajduje się państwo polskie
Nie zagłosuję na nikogo, kto uczestnicy w jakimkolwiek sejmowym głosowaniu, kiedy wokół Sejmu nadal stoją barierki, łamiąc podstawowe polityczne wolności obywateli objętych sejmowym zakazem. Nie obchodzi mnie, że tych ludzi jest setka, a ustawy o prawie wodnym wydają się posłom ważniejsze niż nasze prawa, nie wspominając o prawach zwierząt, czy zwłaszcza o tarczach antykryzysowych. Nie zagłosuję na nikogo, kto uczestniczy w jakimkolwiek sejmowym głosowaniu, kiedy równocześnie mgr. Przyłębska oświadcza o nieważności podstawowych praw człowieka, kiedy uzurpatorzy w SN dokonują zamachu na niezależność sądów, kiedy opętany faszyzmem Czarnek przystępuje do cofającej nas przed Oświecenie krucjaty w szkołach, kiedy nie istnieją żadne instytucje państwa i słychać tylko rechot nienormalnego Kaczyńskiego uważanego w dodatku za geniusza politycznej strategii, z którym wygrać się nie da. Nie – to tylko pozbawieni charakteru i elementarnej wyobraźni politycy opozycji tego nie potrafią i tylko udają, że o cokolwiek prawdziwego chodzi im w tym całym zamieszaniu.
Oświadczenie Przyłębskiej nie ma większego znaczenia, ale sprawia, że mi się już do cna przejadło.
***
Pamiętam taki moment w lipcu 2017. Zdjęcie w nagłówku pochodzi z tego samego dnia – a to był wieczór. Ten, kiedy pod Sejm przyszedł tłum co najmniej 100 tys. ludzi. Nie mieścił się na Wiejskiej. Ludzie przeszli – wzywałem do tego, wrzeszcząc przez głośniki – wkoło Sejmu. Właśnie uchwalono kolejny pakiet ustaw o sądach. Nazajutrz miał je potwierdzić Senat. Otoczenie Sejmu i Senatu miałoby ten sens, że być może dałoby się ten Senat po prostu zablokować. Kiedy ludzie rzeczywiście zaczęli otaczać Sejm, rzuciłem się od głośników na estradzie do kordonu policji, wołając dowódcę. Zjawił się wyjątkowo szybko – normalnie nigdy się nie pokazują. Zapytałem, czy słyszał, co ludzie robią. Potwierdził kiwając głową, cały blady. Zapytałem, czy wie, że nas nie zatrzyma i ilu ludzi idzie. Wiedział lepiej ode mnie. Powiedziałem, żeby nie próbowali blokować ludzi, bo nie dadzą rady, obejdziemy ich w koło, a zabawa z takim tłumem jest niebezpieczna. Dowódca to również wiedział lepiej ode mnie.
W ciągu tych kilku minut uświadomiłem sobie, że gdyby nawet Błaszczak kazał im użyć przeciw nam armatek i gazu – wszystko to stało wtedy w pogotowiu – to oni by ich nie użyli. Nie dlatego, że konstytucja, ale dlatego, że to by było szaleństwo. Wyobraziłem sobie, że blokujemy Sejm skutecznie i PiS kapituluje. Wyobraziłem sobie nawet taką karykaturalną sytuację, w której delegacja z Kuchcińskim i Kaczyńskim wychodzi z białą flagą, negocjować rozejm. Albo kapitulację. I kto z nimi rozmawia? Niby wszyscy byli na miejscu. Szefowie wszystkich partii, KOD, Akcja Demokracja, OSK, my. Wszyscy ważni i mądrzy – Michnik, Frasyniuk, Matczak, cały komplet autorytetów. Ale ani delegacji do rozmów nie dałoby się sklecić, ani żaden zestaw postulatów i celów w negocjacjach nie istniał. Oddajcie władzę? A kto ją przejmie? W czyim imieniu? Z jakim mandatem? Po co?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Byli gotowi na Covid. Co więc zawiodło?
Tego wieczora tłum spod Sejmu wezwano do przejścia pod SN. Większość aktywnych uczestników protestów – ja też – uznała to potem za błąd. Trzeba było zablokować Senat. Nadal uważam, że było trzeba. Ale do pewności mi daleko – to zresztą bez sensu rozważać alternatywne wersje historii. Daleko mi do pewności, bo choć blokada Senatu spokojnie mogłaby się tej nocy udać, nie było komu ani przejmować władzy, ani nawet negocjować ustępstw władzy.
Ponad trzy lata od tamtych wydarzeń, cztery przegrane wybory, postępująca degrengolada opozycji – cofnęliśmy się. Niczego nie zbudowaliśmy. Czas chociaż zacząć o tym myśleć.
W sprawie aborcji rzecz powinna być jasna. Dziś większość Polaków chce dostępu do aborcji – nie chce zakazów. To ogromne osiągnięcie obywatelskiego ruchu kobiet. Mężczyzn zresztą też. Nie polityków pieprzących o „tematach zastępczych”. Nawet wśród ortodoksyjnych wyznawców PiS i wiernych kościoła rzymskokatolickiego zwyrodnialców w rodzaju Godek, Chazana i Kaczyńskiego – takich, którzy chcą narodzin dzieci z mózgami poza czaszką, by je po katolicku ochrzcić, namaścić i pochować – jest może promil. Dobrze o tym wie nawet biskup Dziwisz. Niech się biskupi i politycy mierzą z tą rzeczywistością. Nie trzeba krzyczeć „ręce precz od naszych macic” i rzucać czerwoną farbą w ściany kościołów. Wystarczy pokazać, że ów promil pokręconych fanatyków ma w Sejmie niemal 25% reprezentacji, bo dobrze ponad setka posłów podpisała ów list do Przyłębskiej, na który ona dzisiaj odpowiedziała.
Prawo aborcyjne zreformowała ultrakatolicka Irlandia. W referendum. Zróbmy polskie referendum w tej sprawie. Nie takie, które zarządzi Sejm i władza. Zróbmy je sami. W oparciu o samorządy – tam, gdzie możemy na nie liczyć. Gmina po gminie. Lub bez samorządów – tam, gdzie opętani ultrasi ogłosili strefy wolne od LGBT. Nie oglądajmy się na polityków. Niech się pieprzą i dalej udają wariatów. Zróbmy to sami.