Kampania, którą PiS zorganizował Andrzejowi Dudzie jest zadziwiająca. Na miesiąc przed głosowaniem liderzy Prawa i Sprawiedliwości nie szczędzą wysiłków, by zirytować większość wyborców. Politycy z obozu władzy co i rusz obrażają przeciwników, zdrowy rozsądek i poczucie sprawiedliwości
Nie tylko organizują wybory, których nikt nie chce, a wielu się obawia, ale nawet nie próbują tego uzasadniać w jakkolwiek akceptowalny sposób. Powtarzają tylko absurdalną tezę, że nie mogą wprowadzić stanu klęski żywiołowej, który pozwoliłby przesunąć termin głosowania zgodnie z prawem i zasadami demokracji, bo nie widzą ku temu podstaw. Jednocześnie manifestacyjnie korzystają z przywilejów władzy, naruszając wprowadzone przez siebie ograniczenia. Mimo ogólnonarodowej kwarantanny, Jarosław Kaczyński to składa wieńce w otoczeniu oficjeli, to wjeżdża samochodem na zamknięty dla Polaków cmentarz, to wizytuje krypty wawelskie.
ZOBACZ TAKŻE: Zgromadzenie pod pomnikiem smoleńskim w czasie epidemii koronawirusa
Wokół epidemia i to już wystarcza by ludzie byli poddenerwowani. Od wielu tygodni Polacy zamknięci są w czterech ścianach. Ludzie boją się, że zachorują, stracą pracę, dochody, że stopnieją im oszczędności. Wyjście po zakupy zaczyna być wyzwaniem, spacer grozi mandatem, a z całego kraju dochodzą wieści o potwornym bałaganie. Państwo sobie nie radzi, służba zdrowia pracuje resztkami sił, brakuje ludzi, środków ochrony. Pomysły rządu na zapobieganie skutkom kryzysu są żałośnie jałowe.
Efekt jest taki, że narasta irytacja, rozgoryczenie i społeczny dystans do świata polityki. Jeżeli w maju dojdzie do wyborów, elektorat antypisowski będzie jednocześnie rozbity, zdemobilizowany i przestraszony chorobowym zagrożeniem. Choć, jak wskazują sondaże, na opozycję zamierza głosować więcej wyborców niż na kandydata PiS-u, do wyborów pójdzie niewielka ich część. Atmosferze beznadziei oprze się tylko twardy elektorat PiS, który ślepo ufa swojemu liderowi i z dumą obserwuje, jak partia rządząca gnębi przeciwników. Jest zmotywowany, zmobilizowany i tylko on weźmie masowy udział w wyborach. Frekwencja będzie niewielka, ale zwycięstwo Dudy zapewnione.
To doskonałe rozwiązanie z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego. Jemu jest potrzebny własny prezydent, ale nie prezydent z silnym mandatem, wybrany po trudnej i uczciwej walce, przy dużej frekwencji. Ktoś taki mógłby stać się samodzielny, z jego zdaniem trzeba by się liczyć, a co gorsza mógłby się wokół niego tworzyć jakiś obóz polityczny. Czyli same wady. Co innego prezydent słaby, wybrany na niejasnych zasadach, przy niskiej frekwencji, w atmosferze bojkotu i wątpliwości prawnych. On mógłby istnieć tylko dzięki wsparciu PiS-u. Byłby idealną figurą w rozgrywce o utrzymanie władzy wbrew spadającemu poparciu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy doczekamy się buntu miast?
Prezes PiS chce w trudnych dla swojej formacji czasach, wszystkie ważne sznurki władzy trzymać w swoich rękach. Wie, że za kilka miesięcy mandat PiS-u będzie powszechnie kwestionowany. Kontrolując kluczowe instytucje państwa będzie mógł skutecznie blokować wszelkie próby odebrania mu władzy.
Kaczyński zrobi więc wszystko by wybory przeprowadzić jak najszybciej, nie oglądając się na koszty i wątpliwości prawne. Dla niego to ostatnia szansa, by umocnić władzę. Należy więc zadać sobie pytanie: Czy warto brać udział w grze, w której druga strona łamie zasady i oszukuje? Albo jeszcze ważniejsze: Czy w ogóle jest szansa wygrać, skoro druga strona łamie zasady i oszukuje? Bo może masowy sprzeciw to jedyne zwycięstwo na jakie mamy szanse, jeżeli PiS postawi na swoim?
fot. Wikimedia