Kiedyś PiS twierdził, że demokracja ma się w Polsce nieźle, skoro każdemu wolno demonstrować. Trzeba było niemałego wysiłku, by najpierw pokazać, że jednak nie każdemu, a obywatelskie wolności są fikcją. Potem zaś wolność zgromadzeń sobie wziąć. Być może trzeba również pokazać wyraźnie, że fikcją jest dzisiaj w Polsce parlamentaryzm
Niewątpliwie PO, Lewica i PSL oraz nawet Konfederacja zachowują się w Sejmie inaczej niż to w PRL robiły ZSL i SD – a także koło poselskie Znak – niemniej być może partie są dzisiaj takim samym kwiatkiem do kożucha wszechwładzy jednej partii, jak były wtedy.
Co dzisiaj jest polityką realną? Wśród twardych osiągnięć opozycji można wskazać powstrzymanie wycinki Puszczy, powstrzymanie wycinki Sądu Najwyższego, skuteczny bojkot zakazów zgromadzeń, zatrzymanie ataku na prawa kobiet i chyba ważniejsze od tego odwrócenie opinii publicznej w sprawie prawa do aborcji czy praw mniejszości seksualnych, wreszcie praktyczną realizację postulatu rozproszonej kontroli konstytucyjności, czyli sądowe orzeczenia wydane wprost na podstawie konstytucji często wbrew ustawom.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Opozycja polityczna w Polsce istnieje jedynie formalnie
Nie ma tych osiągnięć wiele w ostatnich latach, ale da się je wymienić. Co w tym czasie zdołała zrobić skutecznie opozycja w parlamencie? No, mniej więcej tyle, ile zrobić mogła – czyli w zasadzie nic. To nie zarzut — w parlamencie przecież naprawdę nie da się przegłosować niczego wbrew Nowogrodzkiej. Ale w takim razie po co?
Za szkodliwą przecież iluzję jakiejś konstruktywnej polityki płacimy legitymizowaniem faktycznego upadku państwa. Ta opinia z pewnością wyda się zbyt radykalnym przekroczeniem naszych codziennych przyzwyczajeń. Niemniej bardzo serio należałoby się już dziś zastanowić, co naprawdę jest polityką realną, a co tylko szkodliwym w istocie zawracaniem głowy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Tęczowe flagi na magistracie to symbol tolerancji – list do prezydent Zdanowskiej
Parlamentarzyści opozycji dysponują w pensjach, dietach i ryczałtach na biura kwotą dobrze ponad 4 mln zł miesięcznie. I twierdzą, że nie są w stanie dotrzeć do wyborców z własnym przekazem, a np. organizacja prawyborów jest niemożliwie wielkim przedsięwzięciem. Ja śmiem twierdzić, że organizacja pozarządowa, czy ruch obywatelski, dysponujący takimi środkami byłby w stanie nie tylko zorganizować prawybory, ale przeprowadzać referenda w kluczowych dla Polski sprawach – metodą choćby „katalońską”: czy się na nie zgodzi sejmowa większość, czy nie. Choćby w miejsce „stref wolnych od LGBT” proklamować po obywatelskich panelach i lokalnych referendach strefy wolne od przemocy, nienawiści i bezprawia. Zorganizować sieć obywatelskich mediów. Uruchomić edukacyjną alternatywę z prawdziwego zdarzenia. Albo chociaż pomoc prawną dla represjonowanych. Albo może think-tank… Badania społeczne zamiast PR-owych sondaży przedwyborczych. Ech…
Dzisiejsza polska polityka, o życiu społecznym nie wspominając, i tak odbywa się poza partiami i nie w parlamencie. To jednak nie znaczy, że partie nic nie mogą. Złe partie, owszem, nic.