To co wydarzyło się 13 czerwca 2021 z pewnością będzie jednym z ważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Rzeszowa, a może nie tylko Rzeszowa. Dla uczestników i świadków tego dnia i wieczora – jednym z piękniejszych wspomnień. Trudno opisać radość i entuzjazm panujące w sztabie Konrada Fijołka. Relacje w mediach pokazały tylko pierwsze chwile po ogłoszeniu wyników exit poll. Ciąg dalszy trwał w miarę napływu kolejnych członków komisji i mężów zaufania
Kiedy ostatni raz tak się cieszyliśmy? Kiedy ostatni raz ogłoszenie wyników wyborów nie wiązało się z uczuciem przygnębienia i zawodu? Kiedy ostatni raz nie musieliśmy snuć gorzkich rozważań o przyczynach porażki?
O randze i znaczeniu wyborów w Rzeszowie, przekraczającym granice miasta i województwa, świadczy chociażby to, że debaty przedwyborcze (12!) toczyły się w mediach ogólnopolskich w najlepszym czasie antenowym, a rzeszowski wieczór wyborczy, analogiczny do tego, jaki odbywa się przy okazji wyborów ogólnopolskich, został przygotowany przez TVN24.
Nic więc dziwnego, że tematyka tych wyborów owocuje dziesiątkami tekstów analizujących sytuację w skali mikro i w skali makro. Z jednej strony podkreśla się sukces Konrada Fijołka i środowisk opozycyjnych oraz znaczenie jakie sukces ten może mieć dla polityki ogólnopolskiej. Pojawiają się jednak także opinie, według których wynik Konrada Fijołka nie jest żadnym przełomem lecz wpisuje się w ciąg rezultatów wyborczych w Rzeszowie. Ba! W porównaniu z tym co osiągał prezydent Ferenc jest nawet dość słaby. Czy więc jest to faktyczne zwycięstwo? Czy wolno na jego podstawie budować scenariusze na przyszłość? Czy mówią one cokolwiek o zmianach społecznych? Takie opinie i wątpliwości pojawiają się, co jest dość oczywiste, po stronie rządowej ale i, co bardziej zaskakujące, także po naszej. Słupki danych pokazujących wyniki wyborów od 2001 roku mają tu być dowodem, że właściwie nie stało się nic wyjątkowego. Liczby przecież nie kłamią.
To prawda. Ale liczby nie pokazują wszystkiego i same, bez odpowiednego wpisania w sytuację społeczną, psychologiczną i historyczną nie dają pełnego obrazu. Mogą dać obraz mylący. Z faktami, które widać na grafikach nie należy dyskutować, ale już przyczyny takiego a nie innego wyglądu słupków oraz płynące stąd wnioski dotyczące aktualnych wydarzeń mogą umykać uwadze obserwatorów warszawskich.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Z Rzeszowa wnioski: morale jest ważne, myślenie ważniejsze
Tadeusz Ferenc pokonał w 2002 roku prezydenta Andrzeja Szlachtę, reprezentującego prawicę, potem posła PiS. Od tego czasu kolejne kadencje wygrywał w pierwszej turze osiągając w 2006 roku blisko 80% głosów. W roku 2014 i 2018 poparcie przekraczało 60%.
To fakt, Ferenc był bardzo popularnym prezydentem, docenianym przez mieszkańców miasta za gigantyczny skok cywilizacyjny, jaki dokonał się za jego rządów. Poparcie jakim się cieszył sprawia, że od 2014 roku najważniejsze partie nie wystawiały kontrkandydatów. Co więcej – PiS co prawda ich wystawiał, ale nie przykładał się do kampanii wyborczej zakładając, i słusznie, że pojedynek jest z góry przegrany. Ostatnie lata prezydentury nie były już jednak oceniane z takim entuzjazmem. Narastała irytacja bałaganem przestrzennym, betonowaniem miasta, panoszeniem się deweloperów, zaniedbaniami w dziedzinach „miękkich”, takich jak np. kultura. Wybory w 2018 roku rozstrzygnęły się na korzyść Ferenca nie tylko w uznaniu jego zasług; wiele osób głosowało na niego dlatego, że alternatywą był kandydat z PiS. Tym bardziej zaskakujące i oburzające dla wielu było poparcie Ferenca dla Marcina Warchoła, gdy ten w 2019 roku kandydował na posła; czy oficjalne i – nieskrywanie serdeczne – kontakty z Grzegorzem Braunem, posłem z Rzeszowa.
Mimo to rezygnacja Ferenca z urzędu w marcu 2021 roku i poparcie przez niego wiceministra Warchoła była dla mieszkańców zaskoczeniem. Wszyscy pamiętają trwające miesiąc zabiegi, które zaowocowały ostatecznie wysunięciem do wyścigu o fotel prezydenta Konrada Fijołka.
Konrad Fijołek – rzeszowianin, samorządowiec, kiedyś bliski współpracownik Tadeusza Ferenca, wystartował jako kandydat niezależny, samorządowy, dysponujący silnym poparciem mieszkańców. Ale także jako ktoś, kto przez Ferenca został odrzucony. Dwadzieścia lat pracy w samorządzie niosło ze sobą zarówno popularność i, umiarkowaną zresztą, rozpoznawalność jak i odpowiedzialność za własne i nie własne niepowodzenia i błędy. Fijołek nie mógł się więc podpierać osiągnięciami Ferenca – te, bez cienia zażenowania na wiecznie uśmiechniętej twarzy zagospodarował Warchoł, a jednocześnie niósł ze sobą cały ciężar niepopularnych decyzji niemal dwudziestoletnich rządów odchodzącego prezydenta – co równie chętnie wytykał mu faworyt Ferenca. Paradoks sytuacji Fijołka polegał właśnie na tym: odebrano mu wszelkie zasługi związane ze współpracą z Ferencem jednocześnie zarzucając mu wszystko to, co zarzucano jego poprzednikowi. Bardzo chętnie wykorzystywali to wszyscy kontrkandydaci. Fijołek nie był więc politycznym spadkobiercą Ferenca. Raczej kimś, kto wystartował wbrew niemu i w pewnym sensie przeciw niemu. Nie ma więc żadnych podstaw do tego, aby sukces Fijołka wywodzić z sukcesów ustępującego prezydenta.
Zasadnicza różnica pomiędzy wyborami Ferenca a wyborem Fijołka polega także na tym, że do 2018 roku były to typowe, terminowe wybory samorządowe, te z 2021 zaś od samego początku traktowane były jako pojedynek o znaczeniu wykraczającym daleko poza samo miasto czy region. Zarówno PiS jak i nie-PiS przywiązywali do wyników olbrzymie znaczenie. I nie chodziło tu przecież tylko o to, kto będzie rządził w Rzeszowie. Fijołek miał przeciwko sobie całą ogromną machinę propagandy państwowej, gigantyczne pieniądze, którymi kandydaci partii rządzących sypali na prawo i lewo, pielgrzymki najwyższych urzędników państwowych przywożących obietnice wsparte zapewnieniami o finansowaniu ze źródeł centralnych „jeśli wygra ta kandydatka”. Fijołek z kolei dysponował olbrzymim wsparciem samorządowców z całej Polski; zjazd samorządowców kilka dni przed pierwszą turą robił wrażenie.
To wszystko wskazuje na to, że nie można w sposób bezpośredni i prosty porównywać wyników poprzednich wyborów z ostatnimi. Nie można też tego porównania przekładać bezpośrednio na poparcie dla krajowej opozycji. Bo tutaj, w Rzeszowie, front przebiegający na linii PiS – opozycja był drugoplanowy. Co więcej, odcinał się od niego sam kandydat. Cała jego kampania była odżegnaniem się od warszawskiej, partyjnej polityki. Na pierwszym planie była specyficzna mieszanka ścierających się ze sobą: poparcia byłego, bardzo popularnego prezydenta Ferenca, niechęci mieszkańców do głosowania na osobę przywiezioną w teczce, niezaznajomioną z lokalną problematyką oraz niechęci do upolityczniania tych wyborów.
Wbrew pozorom, zwycięstwo Fijołka, zwłaszcza w pierwszej turze, nie było oczywiste. W sondażach przedwyborczych wynik Fijołka nigdy nie przekroczył 48%. Przesunięcie terminu wyborów – zwłaszcza drugiej tury która miała przypadać już na początek wakacji – także miało grać na niekorzyść kandydata opozycji. Ostateczny wynik, dający zwycięzcy 56,5 % poparcia, był zaskoczeniem dla wszystkich, w tym także samego zainteresowanego.
Na czym polega nowatorstwo Fijołka, które zapewniło mu sukces? O tym mówił już wielokrotnie sam prezydent-elekt i wielu komentatorów. Przypomnijmy więc tylko to, co naszym zdaniem jest szczególnie istotne. Niezależny samorządowiec nie mógł obiecywać gór pieniędzy, ale jego obietnice to w dużej mierze zobowiązanie zmiany sposobu zarządzania miastem, zmiana sposobu rozmowy z mieszkańcami. To bardzo wyraźnie słyszalne „my” zamiast „ja”, umiejętność jednoczenia wokół ważnych spraw, znalezienie tego co wspólne, szacunek, kultura słowa, umiejętność słuchania i przyjmowania uwag, zdolność do przejścia ponad konfliktem. Konrad Fijołek skupił wokół siebie ludzi ze środowisk odległych od siebie, w tym tych, którzy z początku odnosili się do niego z dystansem. Wiele osób, którym wcześniej z kandydatem było bardzo nie po drodze, publicznie zadeklarowało poparcie i oddanie na niego głosu w wyborach.
Czy czegoś nam to nie przypomina? Czyż nie są to pragnienia umęczonego wiecznym konfliktem zarówno na linii PiS i nie-PiS jak i pomiędzy opozycją społeczeństwa? Czy słowa „porozumienie” i „jedność” nie należą do najczęściej powtarzanych, w oczekiwaniu na to, że reprezentanci tzw. partii prodemokratycznych wezmą je w końcu pod uwagę i przekują na rzeczywistość? Najlepszym sposobem na tę jedność i porozumienie ponad podziałami byłyby prawybory – dziś „zakazane słowo na p.”.
Dopóki nie usłyszeliśmy wyników wyborów, politycy i komentatorzy obydwu stron podkreślali znaczenie tych wyborów i ich symboliczny charakter. Tytaniczna praca Konrada Fijołka i jego sztabu oraz mobilizacja wyborców sprawiły, że oczekiwania, jakie Polska miała względem miasta, zostały spełnione. Od tego czasu pojawiają się kolejne teksty, które muszą budzić zdumienie i smutek. I pytanie: dlaczego my, prodemokratyczna opozycja robimy to sobie? Dlaczego umniejszamy własne sukcesy? Niszczymy entuzjazm i radość? Dlaczego, zamiast się cieszyć, wzruszamy ramionami oznajmiając wszem i wobec, że sukces nie jest wcale taki wielki a jego efekty na arenie ogólnopolskiej żadne? Okazuje się, że największy sukces w wyborach w Rzeszowie odniósł Marcin Warchoł….
Patrząc na niektóre komentarze trudno odróżnić, które z nich pochodzą z mediów rządowych, a które z opozycyjnych. Być może na tym polega jedna z ważnych różnic między „nami” a „nimi”: PiS każdy, nawet najmniejszy czy nawet iluzoryczny, sukces potrafi rozdmuchać do niebotycznych rozmiarów i ogłaszać go długo i głośno wszędzie gdzie się da, a każdą nawet największą porażkę czy kompromitację zagłuszyć, zagadać, wyciszyć. My robimy wszystko na odwrót.
Konrad Fijołek, jego sztab i jego współmieszkańcy zrobili to co do nich należało. W pięknym stylu. Sam Fijołek stał się twarzą i symbolem przełamania marazmu, a także innego stylu rozmowy i sposobu bycia rządzących. Tyle po stronie rzeszowian. Politycy i komentatorzy zrobią z tym co uznają za stosowne.
Darek Bobak, Marta Połtowicz-Bobak